Od ponad dekady Filip Ślipaczek poświęca swój czas i środki, inicjując liczne wydarzenia mające na celu zbliżenie społeczności polskiej i żydowskiej w Londynie. Ostatnio za swoją działalność został odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi. Przed nami kolejne projekty promujące Polaków jako naród otwarty i tolerancyjny.
– Filip Ślipaczek zdobył zaufanie Żydów poprzez jego bezinteresowne zaangażowanie w sprawy Polski i Wielkiej Brytanii – mówił podczas uroczystości wręczenia odznaczenia ambasador RP Witold Sobków. – W Wielkiej Brytanii był wieloletnim sekretarzem prasowym Instytutu Studiów Polsko-Żydowskich. Wraz z polską ambasadą w Londynie organizował inicjatywy mające na celu wsparcie polsko-żydowskiego dialogu. Wielokrotnie interweniował w brytyjskich mediach, gdy tylko pojawiały się w nich nieprawdziwe oskarżenia na temat polskiego antysemityzmu. Współorganizował dwie wizyty w Polsce reprezentantów żydowskiej społeczności – wymieniał.
Ślipaczek nie jest wyłącznie działaczem społecznym. Jest także polskim wolnomularzem oraz członkiem Partii Konserwatywnej i sztabu wyborczego obecnego burmistrza Londynu, Borisa Johnsona. To po trosze dzięki temu politycznemu zaangażowaniu miał dostęp do prominentnych osobistości z różnych środowisk. A sam stał się ogniwem spajającym te relacje.
– Największym osiągnięciem Filipa jest zbudowanie sieci kontaktów z przywódcami najważniejszych organizacji żydowskich, w tym społeczności ortodoksyjnych Żydów, przedstawicieli chasydzkich synagog, a także zwykłych ludzi: biznesmenów, polityków, parlamentarzystów, radnych, m.in. w Barnet i Hackney żydowskiego pochodzenia. Za to zaangażowanie i cenne wsparcie serdecznie dziękuję – sumował ambasador.
– To odznaczenie nadane przez mojego (polskiego) prezydenta, znaczy dla mnie więcej niż jakikolwiek medal królowej brytyjskiej – stwierdza sam wyróżniony.
Niech się uczą tolerancji od Polaków
Była gala, były honory. Ale co dalej? Jakie inicjatywy Ślipaczek planuje w najbliższym czasie?
– Coś zupełnie innego. Nowy projekt – odpowiada. – Promocja polskiej dawnej tatarskiej wspólnoty muzułmańskiej. Pokazanie historycznej tolerancji i integracji z polskim społeczeństwem, która obecnie jest prawdopodobnie najbardziej patriotyczną wśród istniejących w kraju. Chcemy zaprosić do dyskusji przedstawicieli organizacji zrzeszających reprezentantów tatarskiej mniejszości narodowej z Białegostoku, stolicy „Podlaskiego Orientu. Fiyaz Mughal prezes organizacji Faith Matters jest zainteresowany koordynowaniem spotkania z ramienia brytyjskiej wspólnoty muzułmańskiej. Chcemy w to wydarzenie zaangażować także Jana Vincenta Rostowskiego, byłego ministra finansów, który także jest przodkiem Tatarów polskich. Planujemy jeszcze w tym roku na jesieni zorganizować takie spotkanie w ambasadzie w Londynie. Mamy już na to zielone światło – opowiada.
A dlaczego akurat taki projekt? W końcu do tej pory Filip Ślipaczek zajmował się relacjami polsko-żydowskimi… Okazuje się, że działaczowi przede wszystkim na zmianie wizerunku kraju jego przodków w państwie, w którym mieszka.
– Polska jest postrzegana przez Anglików, jako bardzo prawicowa, konserwatywna, nietolerancyjna. To jest dobra okazja do promowania naszej ojczyzny, jako kraju wolnego od rasizmu. A przecież muzułmanie mieszkają na terenie Polski od 700 lat! To jest świetny, bardzo pozytywny przykład na to, że Anglicy powinni się uczyć tolerancji od Polaków – mówi. – Ja niestety tutaj się urodziłem. I ciągłe doświadczam rasizmu, Anglicy czasami traktują Polaków gorzej niż Murzynów. Gdy się przedstawiam, pytają się gdzie jest mój śrubokręt albo skąd tak dobrze znam angielski – dodaje gorzko.
Dobre imię
Gdy nastoletni Filip dowiedział się od ojca, żołnierza armii generała Andersa spod Monte Cassino, że w jego żyłach płynie żydowska krew, nie wiedział, co o tym myśleć. – Moja babcia była Żydówką, jednak przeszła na katolicyzm – mówi Ślipaczek podczas jednego ze spotkań w ambasadzie polskiej.
– Z niego taki Żyd, jak ze mnie Polak – wtrąca żartobliwie Simche Steinberger, radny Hackney, jeden z żydowskich przyjaciół Filipa.
Nie dość, że Polak, to jeszcze żydowskiego pochodzenia. Filip nie miał łatwo w Wielkiej Brytanii. Przez całe życie borykał się z rozmaitymi często zawoalowanymi uprzedzeniami.
– To jest nagminne. Do tej pory gdy mówię, że jestem Polakiem, zaraz pojawia się komentarz „Oh, really? Moja sprzątaczka jest Polką.” Trochę na przekór temu piszę swoje imię po polsku i używam polskich znaków w nazwisku. Niech ludzie wiedzą, że Polak może też być w Anglii biznesmanem – mówi.
Jest dumny ze swoich polskich korzeni. Po polsku nauczył się mówić na stypendium na Uniwersytecie Jagiellońskim. Odwiedza Polskę regularnie, gdzie ma letni dom, kocha polskie jedzenie, uwielbia polską mentalność. Ale przede wszystkim uczula i walczy ze wszelkimi przejawami dyskryminacji Polaków na Wyspach Brytyjskich. Gdy pracownica banku NatWest zaczęła się śmiać z jego nazwiska, które przypomina angielskie zdanie „slip a cheque”, wniósł na jej zachowanie skargę.
– Rozumiem, że ta młoda dama przekręciła moje nazwisko. Ale to jeszcze nie jest powód do tego, żeby się z niego wyśmiewać – argumentował. Bank oficjalnie za incydent przeprosił i w ramach rekompensaty przekazał 50 funtów na wybraną przez Ślipaczka organizację charytatywną.
– To jest dowód na to, że warto zawsze walczyć o swoje dobre imię – kwituje.
Tekst: Magdalena Grzymkowska