Dlaczego historia Hanki, jak nazywasz swoją babcię, stała się tematem twojej pierwszej, solowej wystawy?
– Jako dziecko byłam oczarowana opowieściami, które od niej słyszałam. Była niesamowitą osobą, zawsze wyrozumiałą, twórczą i błyskotliwą. Stale troszczyła się o innych, była zainteresowana tym, co się dzieje wokół niej, na świecie. I zawsze dążyła do tego, by wydobyć z ludzi ich najlepsze cechy. Moje dzieciństwo pełne było różnych rzeczy, które dla mnie robiła: patchworkowych kołder, ciasteczek, oryginalnych, odlotowych strojów, czy lalek i misiów ze skrawków. Miała wyobraźnię i była nadzwyczajnie pomysłowa. Fakt, że podczas II wojny światowej była nastoletnim żołnierzem w Polsce, wpłynął oczywiście na to, że postrzegam ją również jako osobę o silnej woli, jako utalentowaną i odważną kobietę. Ten czas, w którym walczyła na ulicach Warszawy, był czymś niesłychanie odległym od mojego dzieciństwa, upływającego w sukienkach, które wyszły spod jej rąk. Wciąż nie opuszczała jej ciekawość przygody, ale przede wszystkim była człowiekiem niezmiennie walczącym o to, w co wierzyła, z pełnym przekonaniem i determinacją. Wywarła więc ogromny wpływ na to, kim jestem. Myślę, że to naturalna sprawa, iż w chwili, kiedy rozwijam się w sztuce, sięgnęłam najpierw do osobistego doświadczenia, w moim przypadku rodzinnej historii. Instynktownie jestem z nią związana emocjonalnie, dlatego mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że jest to uczciwa wypowiedź, z którą w pełni się utożsamiam. I jest to po prostu zgodne z tym, co mi przyświeca. Tylko w ten sposób widzę swoją pracę: jako wynik mojego autentycznego zaangażowania, za który biorę pełną odpowiedzialność, i którym chcę się podzielić z innymi.
Ale o pamiętnikach Hanki dowiedziałaś się dopiero po jej śmierci. I chyba zupełnie niedawno naprawdę zaczęłaś czerpać inspirację z tego, kim była i jaka była jej przeszłość.
– Hanka zmarła w 2003 roku w Londynie, kiedy miałam piętnaście lat. Pomagałam w porządkowaniu domu, ale chyba sporo przeoczyłam, bo tak naprawdę dopiero osiem lat później odkryłam komplet jej pamiętników, które zaczęła pisać zaraz po powstaniu, kiedy była w obozie dla jeńców wojennych. Pomysł opowiedzenia wojennej historii babci pociągał mnie, zależy mi na realizacji projektów, z którymi mogłabym się w pełni utożsamić, z którymi czułabym się blisko związana. Dlatego poczułam, że na początek to właśnie jest sprawa, która naprawdę mnie dotyczy, w którą powinnam się zagłębić. Porozmawiałam o tym z tatą, synem Hanki. I wtedy wspomniał, że w domu, w Yorkshire, ma pudło, które powinno mnie zainteresować. W ten sposób odkryłam pamiętniki i różne dokumenty, które były świadectwami wojennych losów babci, a także fotografie, których nigdy wcześniej nie widziałam.
Opowiedz teraz o swoich polskich korzeniach
– Mój tato urodził się w Edynburgu. Moja mama jest Angielką, chociaż i w jej rodzinie były polskie koneksje, z rodziną Sarna, która ponad sto lat temu wyemigrowała z Płocka. Mam starszego brata Andrzeja. Moi dziadkowie: Władek i Hanka, przybyli do Edynburga jak inni Polacy, jak generał Maczek, którego dobrze znali. Był polski kościół i dwa kluby: inwalidów i kombatantów, a tato był w folklorystycznym zespole tanecznym. Kiedy przeprowadzili się do Londynu w 1969 roku, mieszkali z polskim artystą, Marianem Bohusz-Szyszko. On i Dame Cecily Saunders byli chrzestnymi rodzicami taty.
Do jakich dochodzisz wniosków, kiedy zastanawiasz się nad tym, co przeżyła twoja babcia i całe jej pokolenie?
– W ostatnich latach idea Powstania Warszawskiego nabrała dla mnie nowego znaczenia. Odkrywałam zapiski z pamiętników Hanki, a w międzyczasie wydarzyła się Arabska Wiosna, w 2010 roku doszło tutaj do studenckich protestów, a rok później do zamieszek. Wszystkie te zdarzenia filtrowałam przez pamiętniki. Zaczęłam się zastanawiać nad tym, jak dogłębnie rozumiem, co przeszła. Spojrzałam na siebie z pytaniem, jak ja zachowałabym się w chwili utraty wolności, w momencie oblężenia? Przypatrując się współczesności, zwłaszcza jej politycznemu odbiciu, zastanawiałam się, jakie wartości obecnego świata są dla mnie cenne? O jakie warto walczyć? Moje postrzeganie powstańczego doświadczenia Hanki zmienia się i rozwija. Narracja, którą prowadzi w pamiętnikach ewoluuje, od nastroju przygody, po opis brutalności wojny i kraju pod okupacją. Hanka była w powstaniu dwudziestolatką, lecz kiedy zaczynała się wojna, była jeszcze nastolatką. Podkreślała często, jak bardzo wydawała się samej sobie dziecinną, kiedy porównywała siebie w początkach wojny z osobą, którą była w powstaniu. Ten czas młodzieńczych lat, kiedy człowiek odkrywa swoje miejsce w świecie i buduje sposób jego widzenia, w jej przypadku był przesiąknięty przemocą i terrorem, ale także tajemnicą, współdziałaniem i lojalnością.
Brakuje Ci tego, że nie znasz jej języka?
– Niestety nie mówię po polsku. Kiedy jeździliśmy po Europie śladami Hanki, zderzyłam się oczywiście z nieznajomością nie tylko polskiego, ale również niemieckiego, francuskiego, holenderskiego i flamandzkiego. To oczywiście zwalniało cały proces. Ale podróżował ze mną tato, który mówi po polsku. Był moim „wytrychem” do ludzi.
Jak opisałabyś swoją wystawę? Z jej opisu wynika, że szykujesz konstrukcję, w którą będziemy mogli wejść, jak do budki doktora Who i przenieść się w czasie…
– Częścią składową wystawy będzie instalacja, umożliwiająca obejrzenie całej serii 150 fotografii, które są odzwierciedleniem tego, jak odczytałam i jak odbieram to, co stało się mottem realizacji mojego pomysłu, zdanie z pamiętnika Hanki: „czuję każdy kamień na drodze”. Poza tym, że będzie można zobaczyć wszystkie zdjęcia, to również posłuchać fragmentów pamiętnika. Zebrałam także różne przedmioty, związane z drogą Hanki, jak jej plecak, która miała ze sobą, kiedy musiała opuścić Warszawę jako więźniarka.
Sfotografowałaś wszystkie wyboje, po których Hanka doszła do wolności?
– Większość fotografii zrobiłam na miejscu lub w okolicy dawnych obozów dla jeńców wojennych, w których była internowana. Chciałam wrócić na ziemie, z których czerpała swoje doświadczenia, opisane potem w pamiętniku. Coś jakby próba uchwycenia tego, co mogę z nią dzielić, wspólnego korzenia, tej samej ziemi, tego samego krajobrazu. Kilka fotografii nie ma jednak bezpośredniego związku z babcią. Zrobiłam je tam, dokąd trafiłam „bez niej”, gdzie jej nie było, jak Kraków, który był już częścią mojej własnej podróży. Nie odbyłaby się bez niej, dlatego wszystko tworzy jedną całość, jedną wypowiedź osoby, która świadomie stąpa po śladach kogoś bliskiego, i która na tym tle snuje własną, osobistą opowieść.
„Poprzez cienkie i podarte podeszwy moich butów czuję każdy kamień na drodze”. Jak odbierasz to zdanie, skoro uczyniłaś je mottem swojej wyprawy?
– To zdanie bezpośrednio zaczerpnęłam z pamiętnika Hanki. Jest dla mnie definicją jej losu, którego doświadczyła pod nazistowską okupacją. Walczyła z pasją o swoje miasto, o swoją tożsamość i za swój kraj, w tej jednej wypowiedzi zawarła dla mnie całą głębię swoich przeżyć i tego, jak ciężko musiało jej być, kiedy musiała pogodzić się z przegraną.
Rozmawiała Elżbieta Sobolewska
Wernisaż wystawy 3 sierpnia, godz. 17.00, galeria POSK w Londynie