01 sierpnia 2014, 14:48 | Autor: admin
Dziewczyny z Powstania

Wojny toczone są przez mężczyzn i przez mężczyzn opisywane. Powstanie Warszawskie było dwumiesięczną walką, w której uczestniczyła cała ludność Warszawy. Kobiety odgrywały w tym spektaklu kluczową rolę na każdym poziomie – komunikacji, pierwszej pomocy, logistyki.
Czekałam niecierpliwie na ukazanie się książki pt. „Dziewczyny z Powstania”. Autorka tego zbioru wspomnień – Anna Herbich jest dziennikarką i pisze dla tygodnika „Do rzeczy”. Ważniejsze jest jednak, że jest wnuczką jednej ze swoich bohaterek.
Wiedziałam, że w tak oczekiwanej przeze mnie książce jest rozdział poświęcony mojej cioci – Janinie Rożeckiej z domu Gutowskiej. Ciekawa byłam, czy ciocia wspomni o swojej siostrze a mojej mamie – Wandzie Gutowskiej Lesisz, sanitariuszce walczącego na Żoliborzu plutonu 202, Zgrupowania „Żaglowiec”, 21. Pułku „Dzieci Warszawy”. Jak się okazało, kreśląc obraz swojego rodzinnego domu, uczyniła to. Ciocia opowiedziała jednak przede wszystkim swoją historię.
Książka pod koniec kwietnia znalazła się w księgarniach. Natychmiast ją kupiłam, żeby spędzić potem kilka bezsennych nocy. Nie dlatego, że czytałam do rana, ale dlatego że przeczytawszy kilka rozdziałów – nie mogłam zasnąć. Wspomnienia i przeżycia bohaterek, kobiet z różnych domów i środowisk brzmią tak, jakby Powstanie zakończyło się przed chwilą, są niezwykłe i poruszające. Niektóre z nich działały w konspiracji, ich udział w Powstaniu był naturalną konsekwencją dokonanych wyborów, w pełni świadomy. Stawiły się na punkty zbiorcze z entuzjazmem i wiarą w wygraną – nie wiedząc jednak, co je tak naprawdę czeka. Inne stały się mimowolnymi uczestniczkami Powstania, żeby nie powiedzieć wprost – jego ofiarami.

Spotkanie autorskie w Muzeum Powstania Warszawskiego

W Sali pod Liberatorem 28.05.2014 r. odbyło się spotkanie z Anną Herbich i jej bohaterkami.

Bohaterki książki pdoczas wieczoru autorskiego w Muzeum Powstania Warszawskiego
Bohaterki książki pdoczas wieczoru autorskiego w Muzeum Powstania Warszawskiego

Dyrektor Muzeum Powstania, Jan Ołdakowski przywitał autorkę, bohaterki i wszystkich  gości. Niestety, z powodu wypadku jedna z pań – babcia autorki – nie mogła być  obecna.
Spotkanie prowadziła Katarzyna Montogmery, polska dziennikarka prasowa i    telewizyjna. Pani Katarzyna podzieliła się swoimi wrażeniami z lektury, jak powiedziała,  tej niezwykle poruszającej książki. „Dzięki tym wspomnieniom znalazłam się blisko  dziadka, którego nigdy nie znałam, bo zginął w czasie Powstania.”
Na pytanie skąd ten pomysł na książkę, Anna Herbich wyjaśniła, że większość książek  pisana jest przez mężczyzn dla mężczyzn. Niewiele jest świadectw na temat tego, co czuły i przeżywały kobiety. Autorkę zainspirowała jej babcia, „która chroniła swoje 3 miesięczne dziecko na rękach. Mały Jacuś stał się powodem, dla którego babcia robiła wszystko, byle przetrwać Powstanie.” Opowieści jej bohaterek pozwalają nam wyobrazić sobie, jak wyglądało codzienne życie w mieście ogarniętym Powstaniem. Co trzeba było zrobić, żeby walczyć, a co żeby po prostu przeżyć?
Mimo, że minęło 70 lat, Powstanie jest wciąż żywe w pamięci bohaterek. Niektóre mówiły z trudem i z przerwami…

Tradycje rodzinne

Dorastały w kulcie Marszałka Piłsudskiego. Ich zaangażowanie było naturalną konsekwencją patriotycznego wychowywania, miłości do Ojczyzny, dla której te kobiety były gotowe oddać swoje życie. Ich ojcowie często walczyli w Bitwie Warszawskiej w 1920 r., brali udział w walkach w 1939 r. Dlatego nie zabraniali dziewczynom brać udziału w konspiracji, a w konsekwencji w Powstaniu.
W domu mojej babci, Leoni Gutowskiej, właściwie wszyscy działali w ruchu oporu. Ciągle kogoś przechowywano, ktoś biegł na jakieś spotkanie, coś przynosił, chował, wynosił…Na początku 1943 r. znajoma przyprowadziła do rodzinnego domu na Żoliborzu żydowskie małżeństwo Teichnerów z kilkuletnim synkiem Piotrkiem i poprosiła o ich przechowanie. Niestety, całej rodziny nie można było zatrzymać, bo w willi rezydował Niemiec. Chłopiec jednak pozostał pod opieką rodziny Gutowskich, schowany na poddaszu willi, a po Powstaniu wyprowadzony szczęśliwie z Warszawy. Rodzice jego, niestety, zostali rozstrzelani. Potem do mieszkańców willi dołączyła Irena Palenker, żona oficera Wojska Polskiego narodowości żydowskiej przebywającego w jednym z oflagów III Rzeszy (udało jej się przeżyć wojnę). Ciocia – Janina Rożecka „Dora” wraz z moją babcią Leonią i moją mamą Wandą została odznaczona Medalem Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata.
Pragnąc, aby pamięć o Powstańcach była zachowana, Janina „Dora” odwiedza szkoły i opowiada o konspiracji, żeby młodzi wiedzieli… „Jestem wzruszona, jak się interesują”.

Wybuch Powstania
Pani Teresa Łatyńska wspomina: „gdy wychodziliśmy do Powstania, do głowy nie przyszło jej [mamie], aby nas zatrzymać. Zaledwie ćwierć wieku wcześniej przeżywała to samo. Jej bracia w roku 1920 walczyli z bolszewikami… kolejne pokolenia bez szemrania spełniały swój obowiązek wobec ojczyzny”.
Halina Jędrzejewska, pytana, czy dobrze się stało, że Powstanie wybuchło, odpowiada „Ale my tak chcieliśmy walczyć”. Wspomina: „Moje najradośniejsze, najwspanialsze chwile z Powstania to te pierwsze godziny… szybko na domach pojawiły się biało-czerwone flagi, ludzie rzucali się sobie w ramiona. Euforia, radość, wolność! Nikt nie przewidywał, że się tak skończy.”
Pani Krystyna Sierpińska zapytana, czy wzięłaby raz jeszcze udział w Powstaniu Warszawskim, odpowiada, że tak.
Pani Teresa Łatyńska na pytanie, czy się bała, wyjaśnia: „Oczywiście, że nie. Nikt z nas się nie bał. Czekaliśmy na Powstanie z niecierpliwością.”

Sprawy codzienne

Anna Herbich opowiada: „Pytałam o wszystko, o sprawy niezwykle intymne, np. jak sobie radziły podczas okresu (jak się okazało, okres zatrzymywał się), z higieną osobistą, z brakiem snu, z brakiem ubrania. „Strój jak na piknik, a nie do walki” – na początku Powstania większość kobiet miała na sobie letnie sukienki – sierpień był upalny tego roku, a Powstanie przecież miało szybko zakończyć się zwycięstwem.
Halina Wiśniewska –1 sierpnia, tuż przed wybuchem Powstania, urodziła syna. Nie dość, że sama musiała się uporać z wszelkimi trudnościami i niedogodnościami, jakie były związane z przebywaniem bezpośrednio po porodzie w piwnicy w towarzystwie obcych ludzi, to nie mając pokarmu, przez całe Powstanie walczyła o życie dziecka. Jej mąż w tym czasie walczył na barykadach, nie do końca zdając sobie sprawę, z jakimi trudnościami boryka się jego rodzina. „W pierwszych dniach trwała euforia, ludność była dobrze nastawiona, kobiety gotowały, roznosiły posiłki, pomagały… Z biegiem czasu, kiedy zabrakło wody i jedzenia, nastroje się zmieniły, kobiety, niektóre z małymi dziećmi, ludzie – byli po prostu wykończeni… Na początku ludzie dopytywali się o dziecko, później każdy myślał tylko o tym, żeby sam przetrwać”.
Pani Irena Herbich, której w czasie Powstania udało się zachować przy życiu swojego małego synka, wspomina: „Z jedzeniem i wodą było kiepsko. Jacuś coraz bardziej się denerwował, dużo płakał. Właściwie trudno mi było zmrużyć oko. Wkrótce z powodu stresu i braku snu straciłam pokarm.”

Tragedie osobiste

Miały swoich narzeczonych i sympatie. Halina Jędrzejewska do dziś żałuje, że nie pocałowała młodego powstańca, który się w niej zakochał. „1 sierpnia w południe przyszedł do mnie chłopak z podziemia, który podkochiwał się we mnie od dłuższego czasu. Przyszedł po prostu, żeby się ze mną pożegnać. A ja odmówiłam stanowczo. Wkrótce zginął.”
Pani Anna Branicka – po zajęciu Pałacu w Wilanowie, a jej domu przez Niemców – była trzymana w areszcie domowym razem z mamą i siostrą. „Nie można było się ruszać pod groźbą rozstrzelania”. W AK służył jej narzeczony, Janusz Radomyski „Cichy”. Bardzo chciał ją odwiedzić i udało mu się przedrzeć przez niemieckie pozycje. „Krzyczał pod oknem, żebym skoczyła z okna. Słyszałam głos ukochanego, jego nawoływanie. Wiedziałam, że naraża dla mnie życie, a ja nie mogłam do niego dołączyć.” Tylko raz jeszcze widziała się z ukochanym zanim poszedł do niewoli, widziała go jak siedział w wagonie, czekając na odjazd. „Widzieliśmy się wtedy po raz ostatni w życiu…”
Zofia Radecka z domu Purgal o tym, że jej ukochany Kazimierz, największa miłość w jej życiu, zginął 27 sierpnia 1944 r., dowiedziała się dopiero po wojnie. „Nie można było nawet zabrać jego ciała. Spłonęło do ostatniej kości”. W kawiarni na Brackiej spotkali się po raz ostatni tuż przed rozpoczęciem Powstania 1 sierpnia.

Walka

Jadwiga Babałuszko-Sławińska „Blizna”. Pani Jadwiga pochodziła z Kresów, wychowana była w duchu prawdziwego patriotyzmu. „Nie było w moim działaniu żadnej brawury czy tym bardziej bohaterstwa. To był po prostu obowiązek”. Służąc jako sanitariuszka w Grupie „Kampinos”, Jadwiga brała udział w wielu walkach. „Warunki były surowe. Koledzy często konali nam na rękach”.
Moja ciocia, Janina Rożecka, rozpoczynała swoją walkę jako sanitariuszka, by szybko przejść do asysty również przy operacjach. Jej opowieść to saga o szoku, współczuciu, determinacji i braku snu, 63 dniach przeżytych na jednym oddechu. Szpital znajdował się w bezpośredniej odległości od jej domu rodzinnego. Zdołała go jednak odwiedzić tylko trzy razy w ciągu całego Powstania. Jej siostra, Wanda, ani razu.
Teresa Łatyńska z domu Potulicka opowiada o masakrze oddziału Kilińskiego, która należy do najbardziej tragicznych epizodów Powstania Warszawskiego. Kilkaset osób zginęło. Pani Teresa wspomina: „Do dzisiaj, gdy zamykam oczy, widzę te koszmarne obrazy. Na oknach, rynnach i balkonach wiszące fragmenty ludzkich ciał”.
„Kanały. Ktoś kto nie był wtedy na dole, nigdy tego nie zrozumie. Nie widziałam nic, panowały całkowite ciemności. Słychać było tylko chlupot nóg, ciężkie, ludzkie oddechy, co pewien czas stłumione jęki przerażenia… Szliśmy pod niemieckimi pozycjami i nerwy mieliśmy napięte do granic możliwości. Niemcy bowiem co pewien czas otwierali włazy i wrzucali do środka granaty albo środki trujące…”

Cuda

Halina Hołownia z domu Wołowicz, „Rena”, szczęśliwie przeżyła prawie całe Powstanie, m.in. dwukrotnie uratowała życie ojcu braci Kaczyńskich. Dzień przed kapitulacją została poważnie ranna. Nie mogła chodzić o własnych siłach, więc koledzy pozostawili ją w piwnicy, wręczając pistolet z jednym nabojem, obok leżał trup. Uratował ją Niemiec w wieku jej ojca. Zamiast ją zlikwidować, przyprowadził jej dwie koleżanki, które zaniosły ją do szpitala. „Po tamtej stronie także zdarzali się ludzie, nieliczni – ale się zdarzali”.
Jadwiga Łukasik. Pierwszy cud: 2 sierpnia Niemcy wypędzili 9-letnią Jadwigę wraz z mamą z piwnicy w domu cioci. „Mama podeszła do jakiegoś Niemca o ludzkim wyglądzie i tłumaczy mu, że zostawiła w domu małe dziecko. Dobrze wybrała, bo ten człowiek powiedział, że teraz nie może puścić, ale żebyśmy poczekały na zmianę warty. Gdy on będzie wartownikiem, możemy uciekać. I rzeczywiście, udało nam się.”
Drugi cud: Niemcy nas przepędzili do fortów Wola. „Tam kolejna gehenna… usłyszałyśmy przeraźliwe krzyki, jęki. Obok nas siedział Ksiądz. Powiedział, że słyszał, iż jeśli ktoś ma rodzinę na Jelonkach, to go wypuszczają. Mama poszła więc z tym księdzem do strażnika i mówi, że ma na Jelonkach męża i chce do niego dołączyć. Wcisnęła mu w łapę pierścionek i nas wypuścił.”

Po wyzwoleniu

Krystyna Sierpińska z domu Myszkowska została sierotą w wieku 11 lat. Ojciec został zamordowany w listopadzie 1940 roku, a pół roku po jego śmierci matka zmarła na raka. Po wyzwoleniu była aresztowana i przesłuchiwana – „tak komuniści nagrodzili mnie za udział w Powstaniu i walkę o wolną, niepodległą Polskę…”
Jadwiga Babałuszko-Sławińska: „Kiedy otrzymałam dowód osobisty od nowych, komunistycznych władz, ze zdumieniem zauważyłam, że w rubryce miejsce urodzenia wpisali mi Związek Sowiecki. Powiedziałam urzędnikowi w okienku, że nie urodziłam się w żadnym Związku Sowieckim tylko w Polsce. Ten człowiek odpowiedział: Proszę lepiej nic nie mówić, bo znajdzie się pani tam, gdzie znaleźć by się pani nie chciała.” Dzisiaj spotyka się z uczniami szkoły im. Cecylii Plater-Zyberkówny, którą ukończyła. Opowiada o swoich przeżyciach. „Wierzę, że dzisiejsza młodzież, gdyby stanęła przed takimi wyborami jak my, postąpiłaby dokładnie tak samo.”
Anna Branicka-Wolska urodziła się jako córka hrabiostwa Adama i Beaty Branickich z Wilanowa. „Byłam wychowywana według staromodnych, ścisłych reguł. Mój ojciec wpajał mi, że bycie częścią arystokratycznego, polskiego domu nakłada na mnie poważne obowiązki.” „Gdy dzisiaj z perspektywy siedemdziesięciu lat myślę o tych przeżyciach, dziwię się sobie, że to wszystko przetrzymałam. Miałam dwadzieścia lat, byłam panienką z dobrego domu, hrabianką. Przeżyłam bombardowania, grożono mi bronią, byłam świadkiem masowych rozstrzeliwań, siedziałam w wielu więzieniach – na czele z moskiewską Łubianką, i w sowieckim obozie koncentracyjnym. Moja rodzina straciła wielką fortunę…”
***
Książka Anny Herbich wywarła na mnie ogromne wrażenie, a tym bardziej spotkanie z nimi twarzą w twarz – każda z bohaterek ma inną historię, a historia każdej z nich przybliża nas do wydarzeń i pokazuje, czym w istocie było Powstanie.
W dzisiejszych czasach kobiety w Polsce tak często akcentują brak równości z mężczyznami w różnych dziedzinach życia. Tymczasem kobiety i mężczyźni uczestniczący w Powstaniu byli równymi partnerami w walce, a śmierć zbierała równe żniwa.
„Dlaczego poszłam do Powstania? To było dla mnie oczywiste. To było naturalną konsekwencją patriotycznego wychowania, jakie otrzymałam w II Rzeczpospolitej. Byłam dzieckiem tego kraju i tej epoki. Wpojono mi wielką miłość do ojczyzny, dla której – w godzinie próby – należy być gotowym na największe poświęcenie” – Halina Hołownia.

Barbara Dembińska i Joanna Gonczarow

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (2)

  1. Cześć, czy jest opcja zapisania się do mailingu?

  2. Hello colleagues, good paragraph and pleasant urging commented here,
    I am genuinely enjoying by these. http://www.wrestlingfanssuck.com/phpnuke/modules.php?name=Your_Account&op=userinfo&username=FlorCenten