– Często nie radzą sobie na Wyspach, żyją na marginesie, nie korzystają z przysługujących im praw i przywilejów. Celem naszej organizacji jest pomoc w integracji Polaków z tutejszym społeczeństwem – mówi Alicja Kaczmarek, prezes działającej w Birmingham Polish Expats Association, w rozmowie z Piotrem Gulbickim.
Birmingham to duże miasto.
– Niewiele osób wie, że pod względem wielkości to drugie, po Londynie, miasto w Anglii. Wielka przemysłowa metropolia z dużą ilością fabryk i zakładów, w której mieszka ponad milion ludzi. A jeśli weźmiemy pod uwagę całą aglomerację, ta liczba zwiększa się czterokrotnie.
Jest też sporo Polaków.
– Oficjalnie 10 tysięcy, natomiast nieoficjalnie ponad trzy razy więcej. Tyle że według statystyk nasi rodacy należą do najuboższej grupy imigrantów, a aż 60 procent bezdomnych stanowią właśnie przybysze znad Wisły. Wielu Polaków nie zna i nie uczy się angielskiego, przez lata pracują przy przysłowiowej taśmie, praktycznie nie uczestniczą w życiu społecznym. Często egzystują od wypłaty do wypłaty, mało interesują się tym, co dzieje się wokół. W efekcie prowadzi to do izolacji i wynikającego z tego rozczarowania. A w razie problemów ludzie nie wiedzą jak sobie poradzić, bo się tego nie uczą.
Dlatego powstała wasza organizacja?
– Był rok 2009, byłam wówczas pracownikiem socjalnym w NHS. Na co dzień, z pierwszej ręki, widziałam jak Polacy nie radzą sobie, nie integrują się, często egzystują na granicy ubóstwa. Co więcej, nie korzystają z przysługujących im świadczeń i praw, a zamykając się we własnych, odizolowanych gettach, pogarszają nastawienie mediów do imigrantów, potęgując negatywne stereotypy. A że lubię wyzwania postanowiłam działać. Z doświadczenia bowiem wiem, że jeśli samemu się czegoś nie zrobi, nie ma co liczyć na to, że ktoś załatwi to za nas.
Ale są polskie organizacje, które zajmują się wspieraniem rodaków.
– My działamy na innych zasadach, prowadzimy pracę oddolną, formacyjną. Chcemy nauczyć ludzi radzenia sobie w trudnych sytuacjach, a nie wykonywać coś za nich. Pokazujemy w jaki sposób zredagować pismo czy wypełnić aplikację, ale sami tego nie robimy. Dajemy przysłowiową wędkę, a nie rybę.
To działa?
– I to bardzo dobrze. Od początku mieliśmy wsparcie organizacji angielskich, natomiast ze strony polskich grup nie było większego odzewu. Naszą pozycję budowaliśmy na mocnych fundamentach – zarówno pod względem zabezpieczenia finansowego, jak i jakości realizowanych projektów. Te ostatnie wiążą się z aktualnym zapotrzebowaniem na rynku. Ostatnio prowadziliśmy na przykład szkolenia na temat szukania pracy – nauka języka angielskiego pod tym kątem, rozpoznawanie agencji zatrudnienia, którym można zaufać, wypełnianie dokumentów, dbanie o prawa pracownicze. Dużą popularnością cieszył się również Klub Przedsiębiorcy, w którym poruszane były zagadnienia związane z zakładaniem firm, marketingiem, podatkami.
Jesteśmy uważani raczej za przedsiębiorczą nację.
– Nie do końca znajduje to potwierdzenie w praktyce. Polacy, jeśli już prowadzą własne biznesy, to z reguły niewielkie, na drobną skalę. Duże polskie firmy to nadal rzadkość. Symptomatyczny jest fakt, że często właścicielami polskich sklepów nie są Polacy. Wielu naszym rodakom brakuje przebojowości w zakładaniu własnych przedsiębiorstw, wydaje im się, że sytuacja na Wyspach jest taka, jak nad Wisłą, z wszechobecną dookoła władzą i dominacją biurokracji. Na szczęście tu pod tym względem jest znacznie łatwiej.
Swego czasu Polaków na Zachodzie kojarzono głównie z pracami fizycznymi.
– I tak jest nadal. Bo często przyjeżdżają w ciemno, bez znajomości języka. Jeśli nawet znajdą jakieś zatrudnienie, to przy redukcjach z reguły zwalniani są w pierwszej kolejności. Polacy często zarabiają mniej niż Brytyjczycy, gdyż pracodawcy wiedzą, że takie postępowanie i tak ujdzie im na sucho, bo obawiający się o swoją przyszłość imigranci nikomu się nie poskarżą. Dlatego dyskryminacja jest na porządku dziennym.
Będzie to skutkować powrotami do Polski?
– Problem w tym, że część osób na dobrą sprawę nie ma do czego wracać. Natomiast wielu ludzi zostaje, pomimo że sobie nie radzą. Próbują, wierzą, że jakoś im się uda, ale, niestety, niejednokrotnie kończy się to bezdomnością. Oczywiście, niektórzy wracają do kraju, jednak mam wrażenie, że cały czas przybywa nowych imigrantów. Natomiast pocieszający jest fakt, że coraz więcej naszych rodaków pracuje na dobrych stanowiskach, robi mniejszą bądź większą karierę. I chce się dalej uczyć – w różnych dziedzinach. Jednak, żeby efekty były widoczne w szerszej skali, potrzeba czasu.
Prowadzicie też działalność kulturalną.
– Bo jedno z drugim się dopełnia – kultura nie jest, a przynajmniej nie powinna być dodatkiem, a częścią naszego życia. Promujemy twórczość nie tylko artystów polskich, ale również tych pochodzących z Europy Wschodniej. Robimy przedsięwzięcia na dużą skalę, w oparciu o zawodowców, bo żeby sztuka miała właściwe oddziaływanie musi być na wysokim poziomie. Jesteśmy rozpoznawalni w West Midlands, nasze wydarzenia odbywają się w ważnych miejscach – prestiżowych galeriach, dużych domach kultury, wpisane są w kalendarz miejskich wydarzeń. Chcemy pokazać, że my, Polacy, nie jesteśmy tylko tanią siłą roboczą.
Ciekawą inicjatywą był wasz projekt „Post Industrial Revolution”.
– W jego ramach trzech brytyjskich artystów wysłaliśmy na miesiąc do Gdańska, z kolei stamtąd do Birmingham przyjechało trzech artystów polskich. Pokłosiem ich pracy była wystawa ilustrująca życie i puls tych dwóch miast. A pod wieloma względami są one do siebie bardzo podobne. Również wystawą zakończył się projekt „Od uchodźstwa do wolności” na który złożyły się reportaże ilustrujące dzieje różnych pokoleń polskich emigrantów. Na początku bieżącego roku mieliśmy wystawę o holokauście, którą zorganizowaliśmy przy współpracy z Ambasadą Polską w Londynie, a obecnie trwa „Public Art Erdington”, czyli prezentacja sztuki w przestrzeni publicznej. Do tej akcji zaprosiliśmy jedną z najlepszych polskich artystek Joannę Rajkowską. Realizujemy ją w niecieszącej się najlepszą sławą – ze względu na panującą tam przestępczość i wysokie bezrobocie – dzielnicy Erdington. Rajkowska, znana z warszawskiej palmy na rondzie de Gaulle’a, u nas realizuje projekt opierający się na ludzkich wierzeniach w zjawiska nadprzyrodzone, magię i czary. Warto również wspomnieć o koncercie muzycznym, który przygotowaliśmy wspólnie z Irlandczykami. Impreza odbyła się w ogrodzie botanicznym, w klimatach jazzu i folku. Takie integracyjne akcje są bardzo ważne, gdyż Birmingham jest miastem wielokulturowym, mieszkają tu imigranci pochodzący z różnych zakątków świata.
Realizacja takich projektów to spore koszty…
– Pozyskujemy granty z różnych instytucji. Lottery Fund, Unia Europejska, BBC Children in Need, fundusze samorządowe. Wspiera nas też Instytut Kultury Polskiej. Funduszy na realizację projektów nie brakuje, natomiast my, jako pracownicy, jesteśmy zatrudnieni na pół etatu, co nie do końca pozwala rozwinąć skrzydła. Nasz zespół składa się z siedmiu stałych osób i ponad dziesięciu wolontariuszy. Niestety, wśród Polaków wolontariat ciągle jest mało popularny, dlatego w zdecydowanej większości to Brytyjczycy. Przede wszystkim kobiety.
W planach macie otwarcie własnej galerii…
… w której będziemy realizować różne projekty. Mam nadzieję, że stanie się to już niebawem. Z kolei jesienią zorganizujemy Festiwal Filmów Wschodnioeuropejskich. Będzie się działo…
jack
Wszystko spoko ale skoro wasze stowarzyszenie wspiera polaków w Birmingham to dlaczego nas obrzucacie błotem na forum publicznym. Wielu Polaków radzi sobie tutaj świetnie ma dobre prace,rodziny,domy,firmy!!! Skąd wy bierzecie swoje dane??? Erdington najgorszą dzielnicą??? Mam wrażenie ze dużo nie prawdy jest w tym materiale!
admin
Szanowny Panie Jack’u,
Bynajmniej nie kwestionujemy obecności w Birmingham Polaków, „którzy sobie świetnie radzą”, tylko został zasygnalizowany,pewien problem, który dotyka części z nich. To są dane podane przez panią Alicję Kaczmarek naszemu dziennikarzowi Piotrowi Gulbickiemu. Jeżeli Pan posiada inne informacje na ten temat, bardzo prosimy o kontakt. Być może jest to materiał na kolejny artykuł w tej sprawie.
Pozdrawiamy,
Redakcja