„Zapiski oficera Armii Czerwonej (od 17 września 1939 roku)” Sergiusz Piasecki zaczął komponować mniej więcej w połowie lat 40. Jest to groteska, bo jakże inaczej można ukazać inwazję „griaduszczego chama”* na Polskę, jeśli nie przez absurd lub grozę. Piasecki wybrał ten pierwszy sposób, zgodny zresztą z jego dewizą: „uważam satyrę za broń ludzi wolnych duchem i brzydzących się obłudą”.
Piasecki – był czynnym wrogiem bolszewizmu. Walczył z nim jako szpieg II Oddziału, konspirator, partyzant, żołnierz Armii Krajowej. I wreszcie jako pisarz. „Zwalczanie bolszewizmu jest moją ideą i celem mego życia. Jako wroga najlepiej docenili mnie sami bolszewicy, starając się mnie pochwycić, a później proponując przejście do ich obozu” – pisał w Londynie, w 1950 roku.
Znał bolszewizm z autopsji. Pochodził ze zubożałej szlachty, urodził się w Lachowiczach, powiat Baranowicze. Ojciec był naczelnikiem rosyjskiej poczty, pierwszym językiem Piaseckiego był rosyjski. Polskiego nauczył się z własnego wyboru, w więzieniu, w którym łącznie przesiedział kilkanaście lat. Bynajmniej nie za politykę, a za rozboje, skazany został na dożywocie, lecz za zasługi w pracy dla polskiego wywiadu, decyzją prezydenta II RP karę tę zmieniono mu na 15 lat ciężkiego więzienia. Wreszcie, kiedy zaczął pisać, w celi żeby nie było wątpliwości wieloosobowej, akcję wzbudzenia dlań poparcia środowiska literackiego rozpoczął Melchior Wańkowicz. Zabiegi okazały się skuteczne. Piasecki, który przesiedział 11 lat, w 1937 roku został wypuszczony na wolność, jako człowiek, którego obdarzono kredytem zaufania, iż jego talent wzbogaci polską literaturę. Tak stało się w istocie. Dostał drugą szansę, której nie zmarnował. Zaczął intensywnie pisać, a do złodziejskiego i przemytniczego fachu już nie wrócił. Przed wojną zyskał pozycję uznanego i frapującego pisarza. Na uchodźstwie w Wielkiej Brytanii wydawał kolejne powieści, opisujące nadzwyczajne koleje jego losu, lub jak w przypadku „Zapisków…” czy „Siedmiu pigułek Lucyfera”, stanowiące coś więcej niż dokument epoki, a mianowicie wykładnię jego postawy wobec dwóch z triduum najpotworniejszych zjawisk XX wieku – sowieckiego bolszewizmu i komunizmu, z którymi współgrał niemiecki nazizm.
Gdy wybuchła wojna, wstąpił na ochotnika do wojska, a po rozbiciu polskiej armii przeszedł do konspiracji antybolszewickiej. Gdy w 1941 r. Wileńszczyznę zajęli Niemcy, walczył w konspiracji również przeciw nim. Był kierownikiem Egzekutywy AK w Wilnie, został odznaczony Krzyżem Zasługi z Mieczami.
Jego dorobek literacki to kilkanaście powieści, a legendarna pozycja „Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy” została przetłumaczona na kilkanaście języków. I wreszcie satyra: „Zapiski oficera armii czerwonej”.
Od początku lat 90., przełożone na język teatru wystawiane są z niesłabnącym powodzeniem na scenach krajowych. Kilka lat temu ich adaptację przygotowało również Polskie Studio Teatralne w Wilnie. W sobotę 6 września, adaptację Zapisków przygotowaną przez Sławomira Gaudyna, w formie monodramu przedstawi Edward Kiejzik, jeden z aktorów polskiej teatralnej trupy z Wilna. Czy potrzebna jest tu jakakolwiek argumentacja, aby zachęcić Państwa do obecności tego wieczoru w teatrze? Problemy Polaków na Litwie znane są nam wszystkim doskonale. Zmagania o to, by nie zatracić polskości Wileńszczyzny, w większości zamieszkałej przez Polaków, toczą się tam nieustannie i nie chodzi w nich tylko o samodyscyplinę, która nie dopuści do wykorzenienia, ale również o nietolerancyjną postawę władzy, która chce z tamtejszych Polaków uczynić tylko i wyłącznie Litwinów.
Obecność na scenie Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego reprezentacji polskiego Studia Teatralnego z Wilna to wydarzenie bez precedensu. Polski Londyn w wyobraźni tamtejszych Polaków nadal widziany jest przez pryzmat niezłomności i tułaczki wygnańców. Wiemy, że to już tylko historia, bo dzisiejszy polski Londyn nie ma formy, jak powiedziałby może Gombrowicz, ale ma swoją przeszłość, która do niedawna jeszcze była wielką ostoją nadziei, odniesieniem do zbrodniczego ustroju krajów demokracji ludowej. Przeszłość ta, bogata w kulturę, promieniuje dziś słabym, ledwie dostrzegalnym światłem. A możemy sprawiać, by było inaczej. W kraju, jako tako, dzięki staraniom Kresowiaków, kultura i tożsamość Kresów jest podtrzymywana, o czym na łamach bieżącego wydania Dziennika Polskiego wiele możemy przeczytać. U nas, tej kultury doświadczamy prawie wyłącznie w rzadkich fantomach akademii i świątecznych spotkań Kresowian. Tym razem, mamy okazję do obcowania z wydarzeniem, które stanowi uosobienie losów kilku pokoleń Polaków. Oto więź okoliczności, na moment splatających nas w jedno, pomimo makabry politycznych decyzji Teheranu i Jałty. Bo przyjedzie Kiejzik, Polak ze współczesnego Wilna. Reżyseruje go Gaudyn, który jedną nogą mieszka w kraju, a drugą bywa przecież blisko związany z POSKiem. Przywożą sztukę, powstałą wedle wileńskich obserwacji i doświadczeń Piaseckiego, który opuściwszy Polskę pod zaborem PRL-u, osiadł tu, na Wyspach. Na widowi być może zasiądą ludzie, wygnani przez oficerów Armii Czerwonej. I wreszcie ów koszmarny kontekst, na naszych oczach dokonywanej inwazji, którą ich obecny wódz prowadzi na Ukrainie. I nie wiemy, czy nie ma ochoty na więcej.W głowie się nie mieści, tyle tego.
*Griaduszczij cham (ros.) – „nadchodzący cham”; rozprawkę pod takim tytułem opublikował w 1906 roku rosyjski pisarz i filozof Dmitrij S. Miereżkowski (za: „Autodenuncjacja” zbiór tekstów autobiograficznych, wywiadów, wspomnień i publicystyki Sergiusza Piaseckiego)
Elżbieta Sobolewska