Z Renatą Jarecką, założycielką polskiej szkoły w Crawley i redaktor naczelną „Razem Młodzi Przyjaciele” – magazynu dla nastolatków w W. Brytanii, wydawanego od ponad 46 lat, który właśnie pojawił się w nowej odsłonie, rozmawia Małgorzata Bugaj-Martynowska.
Jest pani mamą gromadki pociech, dyrektorem polskiej szkoły, a teraz redaktorem pisma dla młodzieży. Jak pani godzi te wszystkie wyzwania i obowiązki?
– To i tak nie wszystkie moje obowiązki, ale w tych wymienionych jest wspólny mianownik: wychowywanie własnych dzieci. Od kilkunastu lat mam szczęście łączyć nie tylko życie rodzinne z zawodowym, ale i ze swoimi zainteresowaniami. Jako mama nie wyobrażam sobie, by moje dzieci miały być pozbawione edukacji i wychowywania w duchu patriotycznym. Pomaga w tym polska szkoła, a może pomóc także gazeta. Mój siedemnastolatek przygotowuje się do egzaminów A-level – to górna granica wieku Czytelników „Razem Młodzi Przyjaciele”. Zahaczam w domu także o dolną granicę – do pisma właśnie dorasta mój 12-letni syn rozpoczynający naukę w secondary school, a za kilka lat dorosną jeszcze młodsze córeczki.
Polska szkoła rodziła się u pani w domu… To pod pani dachem odbywały się pierwsze lekcje…
– Dokładnie. Ksiądz Tadeusz Białas przygotowywał kilkunastoosobową grupkę do I Komunii Świętej, ale okazało się, że dzieci nie potrafią czytać. Ksiądz więc rzucił pomysł, bym jako polonistka trochę poduczyła dzieciaki. Pierwsza Komunia przeminęła, a rodzice nadal byli zainteresowani posyłaniem dzieci na lekcje polskiego. Gdy na zajęciach po przerwie wakacyjnej pojawiło się ponad 20 dzieci, to trzeba było coś z tym fantem zrobić, bo nie mieściłam tylu uczniów w domu.
I tak zaczął działać klub dla dzieci, który z czasem zamienił się w polska szkołę?
– Jedna z mam posyłających do mnie dzieci, pani Małgosia Śliwińska, pracowała dla urzędu miasta i to ona zaproponowała, by skorzystać z któregoś „community centre”. Musieliśmy powołać oficjalną grupę, by wynająć councilowe pomieszczenia. Tak powstał Polish Children Club. Ale dzieci znowu przybywało i przybywało, a kolejni rodzice zaczęli pytać, czy korzystamy z podstawy programowej, podręczników… I wtedy zaczęłam szukać informacji, co powinniśmy zrobić, by oficjalnie zarejestrować się i funkcjonować jako szkoła sobotnia.
Czy w znalezieniu tych informacji pomogły jakieś organizacje czy instytucje?
– Na pierwszym miejscu muszę wymienić naszą lokalną angielską organizację Crawley Community & Voluntary Service. To tam dowiedziałam się o podstawowych wymogach, jakie musi spełnić nasza szkoła. CCVS umożliwił nam też zrobienie kilku kursów i przygotowanie najważniejszych polis pod parasolem organizacji West Sussex Council for Voluntary Youth Services. Krok po kroku odhaczaliśmy kolejne wymagania, by po około roku zdobyć certyfikat Bronze. Gdy zgłaszałam Polską Szkołę Sobotnią w Crawley do bazy Polskiej Macierzy Szkolnej, spełnialiśmy wymogi prawa brytyjskiego odnośnie funkcjonowania szkół uzupełniających.
Szkoła powinna mieć patrona, waszym jest słynny niedźwiedź Wojtek
– Bardzo nas to cieszy, jestem dumna z tego, że wybraliśmy Wojtka na patrona! Miał jednak konkurenta – najpierw rozważaliśmy jako patrona, olimpijskiego wioślarza Jerzego Waleriana Brauna, który po wojnie zamieszkał w Crawley i tu zmarł, pod koniec lat 60. Odnowiliśmy nawet jego grób. Ale miałam takie przeczucie, że będzie to może patron londyńskich igrzysk olimpijskich, bo zainteresowanie mediów i naszych polskich władz renowacją tego grobu było w roku 2012 bardzo duże. Pomyślałam więc, że Wojtek ma większe szanse trafić na stałe do umysłów i serc dzieci, a może i rodziców…
Czy Wojtka łączy coś z tym olimpijczykiem?
– Obydwaj byli pod Monte Cassino. Wprawdzie raczej nie mieli szans się spotkać, bo porucznik Braun był łącznościowcem, a Wojtek „żołnierzem”, zaopatrującym artylerię. Wykalkulowałam jednak, że za pośrednictwem Wojtka łatwiej będzie dzieciom opowiedzieć historię 2 Korpusu, walk naszych żołnierzy na włoskim froncie oraz ich powojennego losu na stałe związanego z emigracją. Dzieci zawsze chętnie posłuchają o przygodach niedźwiedzia Wojtka, a przy okazji „przemyci się” historie ludzi, także naszego olimpijczyka, tobrukczyka i karpatczyka Jerzego Brauna.
Ilu uczniów liczy szkoła w Crawley? Czy jest w niej miejsce dla każdego dziecka, również takiego, które pokonuje bariery typu: autyzm, Zespół Aspergera itp.?
– Przez kilka lat szkoła nam się kilkakrotnie zwiększyła – ten rok szkolny zaczynamy z liczbą 150 dzieci. Jeden z naszych dokumentów szkolnych „Equal Opportunities” mówi o tym, że chcemy być szkołą równych szans. Bardzo dokładnie przedyskutowaliśmy ten punkt z zarządem szkoły. Doszliśmy do wniosku, że będziemy się starali przyjąć wszystkie dzieci. Że po prostu musimy. W konkretnych sytuacjach nastawimy się na ewentualną pomoc rodziców, którzy są na zajęciach lub pod telefonem. Mamy w szkole kilkoro dzieci z zaświadczeniami o „special needs”, w tym dwoje dzieci autystycznych. Czasami jest ciężko, bo brakuje nam fachowej wiedzy i doświadczenia. Dobrze jak dostajemy od rodziców wytyczne do pracy z tymi dziećmi, przygotowane przez specjalistów angielskich. Ciężko radzić sobie też dziećmi nadpobudliwymi, z zespołem ADHD. Wymaga to od nas cierpliwości i przygotowań. A są też przecież rozmaite sytuacje zdrowotne, na które musimy być wyczuleni w każdej chwili. Tak wiele dzieci ma alergię, astmę, więc wszystko może się zdarzyć i musimy być gotowi na różne sytuacje.
To duże wyzwanie dla nauczycieli?
– Większość kadry ma zrobiony kurs pierwszej pomocy – chciałabym, żeby ukończyli go wszyscy. Kilka nauczycielek zrobiło w ubiegłym roku kurs przygotowujący do pracy z dziećmi nadpobudliwymi prowadzony przez specjalistki z Polish Psychologists’ Association. Swoją wiedzą i notatkami z zajęć podzieliły się z resztą kadry. Organizujemy sobie też raz na jakiś czas wewnętrzne zebrania, na których omawiamy różne sytuacje. W niektórych klasach utrzymujemy pozycję nauczycieli-asystentów, którzy mają pomóc w pracy z dziećmi, wymagającymi większej uwagi. Mamy również nauczyciela reedukatora, który nadrabia z dziećmi zaległości czy wyrównuje pewne braki.
Pod pani redaktorskim okiem zmieniła się szata i wizja pisma „Razem Młodzi Przyjaciele”. Skąd ta inspiracja?
– Pismo „Razem Młodzi Przyjaciele” od roku 1968 było wydawane przez PMS. Widziałam kilka numerów, ale postrzegałam je raczej jako broszury informacyjne dla nauczycieli, a nie dla nastolatków. Pod koniec tamtego roku szkolnego w odpowiedzi na ogłoszenie PMS zgłosiłam się do projektu podręcznikowego, a prezes Aleksandra Podhorodecka zaprosiła mnie na rozmowę w sprawie czasopisma. Jestem bardzo wdzięczna za propozycję przejęcia gazety oraz za zaufanie, gdy obwieściłam całkowitą rewolucję. W przygotowywaniu materiałów do gazet mam większe doświadczenie niż w prowadzeniu szkoły. Właściwie całe moje zawodowe życie to była praca w redakcjach. Po studiach dostałam się do zespołu redakcyjnego miesięcznika „Poznaj Świat”, gdzie pracowałam prawie dwa lata. Następnie przeszłam do redakcji „Victora Gimnazjalisty” i bloku polonistycznego w „Cogito”. Potem współredagowałam kolejne „młodsze” tytuły „Victor Junior” i „Kumpel”. Najbliższy memu sercu był dwutygodnik dla gimnazjalistów, w którym pełniłam przez kilka lat funkcję redaktor prowadzącej, a potem naczelnej. Nawet po przyjeździe na Wyspy, wciąż jeszcze współpracowałam ze swoimi starymi gazetami. I już myślałam o robieniu gazety tutaj. Przez dwa lata wydawaliśmy z mężem gazetę informacyjną dla lokalnej Polonii. W końcu zrezygnowaliśmy, bo rynek reklamowy nie był tak duży, jak się spodziewaliśmy. Po gazecie został nam portal. Ale kiedy tylko usłyszałam o możliwości pracy w czasopiśmie dla nastolatków, to nawet chwilkę się nie wahałam. Musiałam się tego podjąć! To, czego zmienić nie mogłam, to tytuł, a reszta poszła całkiem gładko. Zmienił się format, liczba stron, układ rubryk. Pismo też nabrało kolorów.
W tym przedsięwzięciu również wspiera panią mąż…
– Mąż nie miał wyjścia – wiedział, że musi się włączyć. On też ma doświadczenie w branży wydawniczej, ale od strony zdjęć i grafiki. Przygotował mi więc makietę gazety. Nowy logotyp i te wszystkie drobiazgi, jak numery stron, paski pod nazwami rubryk, to jego robota. Również przygotowanie poligraficzne kolejnych stron do druku.
Pilotażowy egzemplarz jest już dostępny w Księgarni PMS, kolejny w przygotowaniu. Czy potrzebna jest pomoc w redagowaniu pisma?
– To jest właśnie największe wyzwanie, by gazeta nie była spod jednego pióra. Oczywiście, że chciałabym, by w jej redagowaniu uczestniczyli Czytelnicy. Chętnych do współredagowania pisma namawiam do przesłania materiałów na maila: razem@polskamacierz.org. Ze swojego doświadczenia w pracy redakcyjnej w „Victorze” jednak wiem, że młodzież najtrudniej skłonić do współpracy. Dlatego na początek chciałabym przekonać do tytułu rodziców i nauczycieli. To ich rola, by młodzież chciała wziąć gazetę do ręki. Mam nadzieję, że rodzicom przypomną się szkolne lata, gdy czytali w Polsce „Cogito” czy „Victora”. „Razem” jest takim naszym emigracyjnym odpowiednikiem tych tytułów. Nastolatkom może się magazyn przydać w szkole polonijnej, w przygotowaniach do GCSE czy A-level, bo znajdą się tam też materiały pomocnicze. Ale także w ich codziennym życiu na Wyspach, w ich problemach, samotności, wyborze zawodu czy studiów. Uważam, że spośród wszystkich emigrujących na Wyspy, najtrudniej jest właśnie nastolatkom. Wiem to też z doświadczeń moich najstarszych synów i ich kolegów. Razem mogłoby być im łatwiej, ale jak się zebrać? Może choć części z nich uda się to i będą „razem” dzięki gazecie.
Chciałabym podkreślić jednak, że nie tylko uczniowie polskich szkół sobotnich mogą stać się Czytelnikami „Razem”. Byłoby wspaniale, gdyby z gazety zechciała skorzystać także młodzież, która do szkół nie chodzi. Do samego egzaminu GCSE z polskiego przystąpiło tylko w tym roku ponad 4500 nastolatków. Jestem przekonana, że nie wszyscy są uczniami polskich szkół sobotnich. Nie chcą lub nie mogą chodzić na zajęcia, ale może przekonają się do gazety dla nich. Bez problemu zamówią czasopismo w sekretariacie PMS albo w księgarni. Mam nadzieję, że gazeta dostarczy też nauczycielom pomysłów na ciekawe zajęcia i projekty. Już kilka szkół podzieliło się swoimi pomysłami, a chcę pokazywać ich jak najwięcej.
Część z nich pewnie będziemy mogli zobaczyć w następnym numerze…?
– Na razie PMS chce utrzymać dotychczasową częstotliwość ukazywania się tytułu: jeden na trymestr. Pierwszy numer obejmuje więc okres do grudnia, z początkiem stycznia będzie dostępny kolejny numer, a po świętach wielkanocnych kolejny. Po gazetę można się wybrać do Księgarni PMS – ten numer w księgarni rozdawany jest bezpłatnie! Po kilka numerów otrzymają także gratis szkoły zarejestrowane w PMS. Wszyscy inni zainteresowani nabyciem czasopisma mogą napisać do sekretariatu PMS: pms@polskamacierz.org