11 września 2014, 10:30 | Autor: Anna Sanders
Gablotki z aktorami w Łodzi

Są aktorzy, którzy w każdym momencie mogą zacząć swoją karierę zupełnie od nowa. Zawsze są jednakowo uroczy, pełni życia i energii. W każdej chwili mogą pojawić się na planie filmowym w nowej technologii, bez zmarszczek, operacji plastycznych maskujących upływ czasu i ich wiek. Tych aktorów wystarczy wyjąć z gablotki i umieścić przed kamerami. Znajdziemy ich cały tłum, a może raczej tłumek, w Muzeum Kinematografii w Łodzi. Jednym z nich jest miś Colargol, który wygląda świeżo i kwitnąco jak przed 44 laty, gdy zaczynał swoją światową karierę. Stoi wśród swoich licznych kolegów po fachu i oczkami, jak niezapominajki spogląda na zwiedzających. Przypomina o świetnych czasach polskiego filmu, animowanego i nie tylko.

Niezapomniany Miś Coralgol / fot. Anna Sanders
Niezapomniany Miś Coralgol / fot. Anna Sanders
Geniusz Lwa

Muzeum mieści się w pałacu „króla bawełny” Karola Scheiblera, przy ulicy Zwycięstwa 1. Nieopodal jest słynna łódzka „Filmówka”, z której wyszli najbardziej znani polscy twórcy filmowi.  Za raczej skromną fasadą budynku z neonem „Kinematograf” znajdują się pełne przepychu, eklektyczne wnętrza urządzone według dziewiętnastowiecznego gustu przemysłowca. Muzeum było i jest używane również jako plan filmowy. Pokoje Scheiblera pokazano w kilkunastu polskich filmach, w tym oczywiście „Ziemi Obiecanej”. Zwiedzanie zaczynamy od piwnic, gdzie znajdują się profesjonalne maszyny do robienia filmów. W jednym z nich znajdziemy coś co zmieniło bezpowrotnie filmowe produkcje: stół montażowy. Pierwsze bowiem ruchome obrazy były podobne do tych, które i dziś „kręcimy” naszymi telefonami komórkowymi. Scenki rejestrowane, nie przetworzone, zdarzenia bez jakichkolwiek artystycznych pretensji. Widzowie tych „filmów” byli bowiem zachwyceni samą możliwością obejrzenia czegoś co się rusza i właściwie istnieje, ale inaczej. Pierwsze kina pokazywały te luźne, ruchome obrazy w różnej kolejności i widzowie nie mieli poczucia ich spójności. Nie było dramatów wymyślonych od początku do końca, emocji związanych z różnym przedstawieniem scenerii, twarzy aktora. Na genialny w swej prostocie pomysł wymieszania klatek filmowych, które miały nagle zmienić to proste widzenie w filmie, wpadł Lew Kuleszow. W roku 1919 zaczął przemontowywać stare filmy w celu uzyskania niezwykłych, dramatycznych efektów. Dzięki przemieszaniu ujęć aktora spacerującego po Moskwie, po Petersburgu czy Nowym Jorku (jeśli widzowie nie znali tych miejsc, co było bardzo prawdopodobne w owych czasach) stwarzał on wrażenie, że spacer odbywa się w tej samej okolicy. Połączenie różnych obrazów, na przykład neutralnej twarzy aktora, z talerzem zupy wywoływało u widza odczytanie tego jako rozpaczy głodującego. Ta sama twarz w zestawieniu z buzią dziecka sprawiała wrażenie dumy ojcowskiej, z trumną zaś odczytywana była jako smutek żałobny. Ten rewelacyjny pomysł montowania obrazów jest stosowany do dziś i to dzięki niemu wzbudza się u widza emocje potrzebne w odbiorze reklam czy filmowych dramatów. Idąc dalej po piwnicach muzeum odkryjemy jak ważne było oświetlenie, ujęcia i inne filmowe triki, które do dziś napędzają wielomilionowe konta producentów mega-hitów.

Technologia 3D w fotoplastykonie

Jednym z najcenniejszych eksponatów łódzkiego muzeum jest „Kaiser Panorama” czyli cesarski fotoplastykon. Jest to unikat w skali światowej. Znaleziono go w Kielcach, gdzie jakimś cudem przetrwał w stanie prawie niezmienionym. Wynalazcą i konstruktorem tego cacka był August Fuhrmann, urodzony w 1844 roku w Namslau (Namysłowie) niedaleko Wrocławia. Pomysł był dość prosty, stworzyć maszynę, w której można oglądać serie zdjęć, ale tak by sprawiały one wrażenie trójwymiarowych. Wydaje się nam dziś, że filmy 3D to najnowsze osiągnięcie techniki. Jednak wynalazek ten powstał w… 1838 roku! Wtedy to Charles Wheatstone zaprezentował przed Akademią Królewską swój stereoskop: proste urządzenie, gdzie dzięki dwóm zwierciadłom umieszczonym skośnie przed widzem, każde jego oko widzi tylko jeden, przeznaczony dla siebie obraz. Udoskonalił je David Bewster i już w 1853 roku były w użyciu aparaty stereoskopowe: z dwoma obiektywami oddalonymi od siebie o około 65 mm, co w przybliżeniu odpowiada rozstawowi oczu człowieka. Zdjęcia robione w taki sposób i odpowiednio pokazane sprawiają wrażenie trójwymiarowych. Fotoplastykon składa się z kasetek z otworami na oczy, przez które pokazywane są stereoskopowe widoki. August Fuhrmann był właściwie pierwszym medialnym potentatem z 250 filiami fotoplastykonów, które znane były jako „optyczne podróże Fuhrmanna”. W jego Kaiser Panoramach pokazywano ponad 1000, ciągle uaktualnianych serii fotograficznych, często z ręcznie domalowanymi kolorami. Przy fotoplastykonie mogło zasiąść jednocześnie 25 osób, które na dźwięk dzwonka zmieniały krzesła, przesuwając się do nowego obrazu. W reklamie cesarskiej panoramy możemy przeczytać: „Oświetlenie Panoramy składa się z 25 lampek gazowych, które widz z każdego miejsca może rozjaśniać z zewnątrz za pomocą regulatora.

Innym z bohaterów był kot Filemon / fot. Anna Sanders
Innym z bohaterów był kot Filemon / fot. Anna Sanders
Dzięki temu zmiennemu oświetleniu można w efektowny sposób osiągnąć wrażenie światła dziennego, zmroku i nocy, nie zakłócając obrazu oglądanego przez innych widzów. Oświetlenie jest nadzwyczaj oszczędne, u jednego oglądającego widoczny jest tylko mały płomień. Kiedy widz opuszcza Panoramę oświetlenie zostaje wyłączone i świeci się tylko niebieska iskierka palnika, który w każdej chwili można ponownie zapalić”. Ta technologia niestety nie została zachowana w łódzkim fotoplastykonie, zapewne ze względów przeciwpożarowych. Panorama bowiem to wielka drewniana „szafa”, która pewnie nie raz mogła się zapalić od owego gazowego oświetlenia… Niemniej wrażenie z pokazu stereoskopów starego Rzymu jest nadal niesamowite.

Aktorzy w gablotkach

Oprócz tej atrakcji trzeba się koniecznie wybrać na piętro budynku, gdzie w gablotkach i na rysunkach znajdziemy przyjaciół z dzieciństwa, bohaterów „dobranocek”, które odeszły na zawsze z TVP. Oprócz wspomnianego już Colargola, półki wypełnione są małymi aktorami. Postacie charakterystyczne, królewny, smoki, wilki, przeróżne zwierzaki o ludzkich cechach i w ubrankach. Jest i znany moralizator, czyli miś Uszatek w swoim świecie, w którym już chyba spoczął na wieki. Warto przysiąść i obejrzeć współczesne animacje pokazywane w telewizorach ustawionych w różnych miejscach muzeum. Są to przepiękne, artystyczne filmy z głębszym przekazem i raczej dla dorosłych. W muzeum znajduje się też sala filmowa, w której wyświetlane są filmy związane z aktualną wystawą. Pokaz jest wliczony w cenę biletu, jedyne 10 złotych, za naprawdę niezapomniane chwile przy cesarskiej panoramie i wspomnieniach z bajkowych wieczorów przed starym, grubym telewizorem, w którym świeciły się jeszcze magiczne lampki.

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Anna Sanders

komentarze (0)

_