14 października 2014, 13:35 | Autor: Elżbieta Sobolewska
Dać świadectwo

Wrześniowy, londyński zjazd Indian był z pewnością kolejnym ważnym i niezwykłym wydarzeniem dla tej wyjątkowej grupy ocalonych, którzy od kilkudziesięciu lat trzymają się w przyjaźni i bliskości, zjednoczeni doświadczeniem, które wpłynęło na życie nie jednego, lecz kilku pokoleń Polaków.

„My, cudem Bożej Opatrzności, zostaliśmy zachowani przy życiu i wyprowadzeni z tej nieludzkiej ziemi. Exodus Polaków z Rosji był czymś niezwykłym. Mało kto z nas zdaje sobie sprawę z faktu, że w historii carskiej i sowieckiej Rosji nigdy podobnego zjawiska nie było, żeby pozwolono na zbiorowe wyjście jakiejś nacji. To był dziejowy cud, podobnie jak wyjście Narodu Wybranego z niewoli egipskiej”

Prezeska Koła - Wanda Kuraś / Fot. Archiwum autorki
Prezeska Koła - Wanda Kuraś / Fot. Archiwum autorki
– pisał jeden z ocalałych więźniów obozu jenieckiego NKWD dla polskich oficerów w Kozielsku, świętej pamięci ksiądz prałat i harcmistrz Zdzisław J. Peszkowski, w przedmowie do wielkiej zbiorowej pracy „Koło Polaków z Indii w świetle dokumentów i wspomnień” (2000 r.).

Dobrze, że to dzieło mrówczej pracy Zespołu Redakcyjnego rozeszło się, w swoim pierwszym wydaniu, jak przysłowiowe ciepłe bułeczki. Najpierw wykupili je oczywiście sami bohaterowie. – Drugie wydanie z promocją w Warszawie urządziliśmy w Polsce w roku 2002, a promocja książki przetłumaczonej na język angielski z tytułem „Second World War Story Poles in India 1942-48″ odbyła się w 2009 w High Comission of India, w Londynie, w Nehru Centre – informowała podczas jednej ze zjazdowych uroczystości w POSK-u, prezeska Koła, Wanda Kuraś.

Na pierwszych stronach, nadzwyczajnie szczegółowej pracy, znajdują się świadectwa zesłanych, które zresztą powtarzają się przez całą lekturę tego dzieła. O sobie samych pisali, gromadzili dane, kontaktowali się z urzędami i archiwami, poszukiwali ludzi i dokumentów. Uderza tytuł jednej z opowieści: „Trzy pokolenia zesłańców” Mili Brzozowskiej (Balawender).Nie była jedyną. Tożsamy los był udziałem wielu rodzin.

„Deportacje i zsyłki nie były wynalazkiem komunistycznego Związku Sowieckiego – odnotowuje Mila Brzozowska. – Odziedziczył on ten sposób kontrolowania niewygodnych poddanych z epoki Rosji carskiej. Po upadku powstania styczniowego w 1863 roku mój pradziadek wywieziony został na Syberię, do Krasnojarskiego Kraju. Tam mu dano siekierę i zostawiono na pastwę losu. Pracował ciężko, przyjechała do niego z Polski żona, urodził im się syn. Gdy dorósł, ożenił się z Polką, córką innego zesłańca. Tam też urodziła się ich pierwsza córka. Marta, która jest moją matką. W czasie I wojny światowej mój ojciec, który służył w Legionach, dostał się do niewoli rosyjskiej i zesłany został na Syberię. Poznał tam moją matkę, pobrali się, a w roku 1920, przy wymianie jeńców wojennych, oboje przyjechali do Polski. Ojciec otrzymał osadę na Wołyniu, gdzie razem z żoną rozpoczęli nowe życie. Urodziło im się troje dzieci i życie było piękne. Na moje 13 urodziny, 10 kutego 1940 roku, ojciec, matka i nas troje, na zmarzniętych nogach ruszyliśmy śladami naszego pradziadka…

Na zaproszenie do Londynu odpowiedzieli Indianie z Afryki, Australii, Włoch, Polski i USA, w tym Andrzej Chendyński, prezesa Koła w Polsce oraz Ireneusz Makles, Konsul Generalny RP w Mumbaju w latach 1994–2001, czyli w czasie, kiedy powstawał pomnik w Kolhapur, upamiętniający pięcioletni pobyt Polaków w osiedlu Valivade. Odsłonięcie monumentu nastąpiło przy pomocy płk. Vijaya Gaikwada i konsula Maklesa, w lutym 1998 roku. Projekt został zrealizowany według pomysłu śp. Jaśka Siedleckiego, z napisem w trzech językach: polskim, angielskim i marathi. Obecnie trwa zbiórka funduszy, aby postawić replikę pomnika w Warszawie.

Kto są ci Indianie? Dlaczego Indianie? Z tym pytaniem spotykają się często, bo skojarzenia nasuwają się zgoła odległe od tego, kogo określenie to, w tym specyficznym przypadku, dotyczy.

– Ponieważ w czasie wojny, po wydostaniu się z Rosji Sowieckiej, gdzie nasze rodziny były deportowane na początku wojny, przebywaliśmy przez 5 lat w osiedlach Valivade i Balachadi, w których stworzono nam małą Polskę na indyjskim kontynencie. Mieliśmy tam polskie szkoły, duchowieństwo, administrację, harcerstwo. Współżyliśmy z lokalną ludnością harmonijnie. Lata spędzone wspólnie na ławie szkolnej, na obozach harcerskich czy gromadach zuchów połączyły nas nicią przyjaźni, która przetrwała do dziś. Po wyjeździe z Indii niektórzy wrócili do Polski, większość przybyła do Anglii, inni ułożyli sobie życie w Kanadzie, USA, Australii – mówiła Wanda Kuraś, witając przybyłych na Zjazd gości.

Zjazdowi towarzyszyła okolicznościowa wystawa książek, fotografii i dokumentów, opowiadających o drodze z Syberii do Indii / Fot. Archiwum autorki
Zjazdowi towarzyszyła okolicznościowa wystawa książek, fotografii i dokumentów, opowiadających o drodze z Syberii do Indii / Fot. Archiwum autorki

Oficjalnie Koło zostało założone dopiero w roku 1991 roku, a jego pierwszym prezesem był Jan Siedlecki. Jednak już w 1954 roku odbyło się w Londynie pierwsze spotkanie młodzieży z sierocińca, a w 1971 roku odbył się duży Zjazd z okazji przyjazdu do Londynu profesorki Indian, pani Hanki Handerek. W 1973 roku, dokładnie 25 lat po opuszczeniu Valivade przez ostatniego mieszkańca, w Londynie odbył się drugi Zjazd, po którym ukazał się album „Młodzi w Valivade”. Natomiast pierwszy Zjazd w Polsce odbył się w 1980 roku w Częstochowie i Staniątkach, a zakończony został audiencją u Prymasa Polski Stefana Wyszyńskiego. Album pozjazdowy, który miał się ukazać w Polsce, musiał być wydany w Anglii, bo Wojciech Jaruzelski spacyfikował stanem wojennym budzące się społeczeństwo i atmosfera nie sprzyjała takim wydawnictwom. Zjazdy odbywały się także w Fawley Court, w Toronto, w Orchard Lake i w Rzymie. Jeżdżono też do Indii, czwarta wycieczka odbyła się w marcu tego roku.

Światowy Zjazd Koła Polaków z Indii odbył się w 1992 roku w Warszawie. – Od kilkunastu lat spotykamy się co dwa lata w Polsce. Dziś, wracamy do tradycji pierwszych zjazdów, czyli znów w Londynie – mówiła Wanda Kuraś. Zjazd jest okazją do wzajemnego spojrzenia na działalność Koła i jego członków, którzy również wybijają się w swoich własnych społecznościach, jak znana w polskim Londynie harcerka Danka Pniewska, odznaczony Kawalerskim Orderem Odrodzenia Polski Rysiek Grzybowski, czy Andrzej Chendyński, któremu MSZ przyznał odznakę honorową Bene Merito za działalność w pogłębieniu stosunków między Polską i Indiami.

Oprócz książki, Koło wydało kilka albumów, a od grudnia w 1990 roku, dwa razy do roku wydaje swój Biuletyn, redagowany od początku przez Dankę Pniewską. Wedle jej pomysłu, Koło zrealizowało także projekt nagrania świadectw-wywiadów dotyczących wywózek do Rosji. Z nagrań powstał film „Droga wiodła przez Indie Od Stalina do Mahardży”.

Zjazdowi towarzyszyła okolicznościowa wystawa książek, fotografii i dokumentów, opowiadających o drodze z Syberii do Indii i o życiu, które wiedli w zbudowanych dla nich obozach. Niejeden z obecnych wodził palcem po odbitkach i szukał – a co najważniejsze – odnajdywał siebie na fotografiach. Siebie z lat dzieciństwa.

Już na Syberii zarysowało się pragnienie, ale i świadomość konieczności – archiwizowania wygnańczego losu Polaków. Rysowano, ale przede wszystkim powstawały pamiętniki, a nawet kronika. Wspomina jej istnienie Eugenia Maresch (Polnik), w książce „Koło Polaków z Indii w świetle dokumentów i wspomnień”. Kronika osiedla Valivade zapoczątkowana została przez Alicję Kisielnicką na statku płynącym do Karachi. W połowie roku 1945 aż do końca postoju w Indiach pisała ją także Wiesia Klepacka, natomiast jej pozostali autorzy pozostali anonimowi. Kroniką (w trzech tomach!) opiekuje się Instytut Polski i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie.

A. Jarmulska-Rymaszewska w swoim pamiętniku opisuje ucieczkę z Rosji, zapoczątkowaną na tratwie, zbudowanej przez przyjaciela, Kazika Maciubę. W spec-posiołku Witiumino, do pamiętnika panny Jarmulskiej, Kazik wpisał się 16 września 1941 roku – „W najcięższej nawet chwili Ojczyzna niech będzie Twym ideałem. Dla niej trudy, dla niej znoje; jej też poświęć życie swoje. W zaraniu wolności wpisał się, bliski Ci współwygnaniec”. Zmarł niedługo potem, w lutym 1942, mając 18 lat. W Kotłasie zdążył jeszcze wstąpić do podchorążówki.

***

Czy Hindusi chętnie przyjęli Polaków? Jak wspomogli uchodźców? I jaki mieli do nich stosunek Brytyjczycy? Szczegółowo opisuje te kwestie książka Koła Indian, piórem m.in. wspomnianej wyżej Eugenii Maresch: „Poza decyzją przygarnięcia u siebie 500 polskich sierot, władze Indii początkowo nie miały zamiaru przyjęcia większej ilości ludności cywilnej. W kwietniu 1942 roku odmówiły przyjęcia uchodźców, po otrzymaniu wiadomości z Kujbyszewa, że liczba wywiezionych do Rosji wynosi około półtora miliona osób. Interwencja ministra spraw zagranicznych Edena w India Office poskutkowała i w sierpniu odpowiedź padła odmienna. Maharadża Jam Saheb i maharadża Patiala wyrazili zgodę na przyjęcie łącznie siedmiu tysięcy dzieci. Związane z tym były pewne warunki, które często były przypominane Polakom podczas ich indyjskiego pobytu. Warunkiem zasadniczym było pokrywanie wszelkich kosztów utrzymania uchodźców przez rząd polski. Transporty miały organizowane jedynie wtedy, gdy pomieszczenia dla uchodźców będą zapewnione”.

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Elżbieta Sobolewska

komentarze (0)

_