Na obchody 70. rocznicy Bitwy pod Arnhem, w której brała udział Polska Samodzielna Brygada Spadochronowa (1PSBS), z Manchesteru do Holandii wyruszył autobus z Polakami i Brytyjczykami. Przedsięwzięcie zorganizował przyjaciel Polaków, major Norman Armstrong-Kersh z fundacji „Life for a Life” Memorial Forests.
Jej cenny dokument, w internecie jest dostępny tylko w formie cząstkowej, tymczasem mieliśmy okazję pooglądać pełną wersję filmu.
Oto jedna ze scen, której wcześniej nie mogłam zobaczyć: Eryc Van Tilbeurgh, przyjaciel Polonii i pasjonat historii 1PSBS (odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi RP), czyta list marszałka Montgomery’ego, cytuję fragment: „Narody, które znalazły się pod niemieckim butem, do końca wojny będą musiały postępować tak, jak im każemy. Zawsze tak będą musiały postępować…”. I tak było w Arnhem, podczas nieudanej operacji M-G. W swoim liście marszałek ponadto napisał: „…Jeśli jedna osoba jest autorytetem a druga autorytatywną – kto wtedy wygra? Jeśli jeden jest Amerykaninem czy Anglikiem a drugi tylko Polakiem…” – tego fragmentu wypowiedzi Montgomery’ego nie ma w filmie, który jest emitowany w internecie.
Moją uwagę przykuł także holenderski film dokumentalny „God bless Montgomery – Zapomnieni bohaterowie bitwy pod Arnhem”. Reżyserem był Geertjan Lassche, dziennikarz TV Holandia, równocześnie kolejny bohater filmu Joanny Pieciukiewicz, który walczył o prawdę o Polakach oraz „stuprocentowy zwrot honoru włącznie z medalami”. Miałam przyjemność rozmawiać z Geertjanem, podziękować mu za wytrwałość w dążeniu do upamiętnienia niezłomnego dowódcy, polskiego i holenderskiego bohatera. Historię i losy naszego generała znają wszyscy w Driel, czego można naprawdę Holendrom pozazdrościć.
Żołnierze z 1PSBS położyli kamień węgielny pod holenderską wolność. Dzisiaj żyje jeszcze 12 spadochroniarzy gen. Sosabowskiego, 70 lat temu ci 18 i 19-letni chłopcy ginęli, walcząc o wolność obcego kraju. „Szkoda tych żołnierzy, którzy tu zostaną” mówił gen. Sosabowski. Nie mogli jechać do Polski aby pomóc stolicy, sprzymierzeńcy zostawili Warszawę samej sobie. Gdy odmówiono Brygadzie prawa do obrony stolicy, zrodził się bunt i wybuchł strajk głodowy, opanowany przez generała Sosabowskiego.
Dopiero podczas lotu, polscy żołnierze dowiedzieli się, że lecą do Holandii. Aliantom zależało na tym, aby wzmocnili broniących się tam rozpaczliwie Brytyjczyków. Źle rozpoznano obszar zrzutów. Zrzuceni „o jeden most za daleko”, czyli ok. 10km od mostu na Renie – ostrzeliwani przez dwie niemieckie dywizje pancerne – „szli do ziemi”. Nie było łodzi, aby przeprawić się przez Ren, Brytyjczycy wycofywali się w chaosie i bałaganie. Jeden z konających polskich spadochroniarzy powiedział wtedy Cornelii Baltussen, holenderskiej sanitariuszce Czerwonego Krzyża z Driel, że „jest z Polski, ale teraz jest tutaj”. Inny umierający Polak prosił, by „zabrać jego miłość do Polski… do mojego kraju, do mojej rodziny. Boże błogosław Polskę. Wszyscy ludzie są braćmi…”. O tym Holendrzy pamiętają. Kiedy byłam już w malowniczym Driel, udekorowanym polskimi barwami narodowymi, pierwsze kroki skierowałam na cmentarz, by znaleźć mogiłę Cory Baltussen, która przez 60 lat walczyła o uhonorowanie polskich spadochroniarzy-wyzwolicieli.
„To Polacy nas wyzwolili”, słyszałam od Holendrów. Dekorują w tych dniach domy polskimi flagami i uczą dzieci polskich piosenek oraz historii gen. Sosabowskiego i jego Brygady. Śpiewają nawet „Czarną madonnę” i pieśń „Piękna nasza Polska cała”, co tłumaczą jako „nasza piękna Polska”.
Zagadnęłam młodą dziewczynę. – Mój ojciec jako kapitan Wojska Polskiego jest fascynatem historii II Wojny Światowej i marzył aby odwiedzić miejsca z nią związane. Ja również podzielam zainteresowania ojca. Bardzo ucieszyłam się z tego wyjazdu. Myślę że okrągła 70. rocznica dodała nam motywacji do przejechania ponad 1200 km, aby oddać cześć bohaterom. Nigdy nie przypuszczałam, że inny naród będzie dbał o pamięć naszych poległych bohaterów, bardziej niż my sami. To uświadomiło mi jak Holendrzy są wdzięczni Polakom za pomoc podczas II WŚ. Ich postawa wobec naszych wspólnych bohaterów oraz podejście do moich rodaków jest godna podziwu i naśladowania. Od tamtej pory obojętnych mi wcześniej Holendrów zaczęłam darzyć ogromnym szacunkiem i nawet nie wiem jak powinniśmy im dziękować za to, co robią dla naszego narodu – powiedziała Karolina Wojnicka z Warszawy.
Na ulicy spotkałam także sympatyczną kobietę o imieniu Ria. Zaprowadziła mnie na grób Cory. Zawsze chciałam uklęknąć przed jej mogiłą i podziękować za te lata walki o honor naszych żołnierzy. Wciąż poruszam się wolno o kulach, ale serdeczna Ria cierpliwie mi towarzyszyła. Zaangażowana była w uroczystości oraz asystowała polskim weteranom.
Chodząc uliczkami Driel myślałam o skokach spadochronowych, które miały być częścią odtworzenia operacji M-G. Na polach Driel mieli skakać spadochroniarze z Bielska-Białej, jak niegdyś spadochroniarze z 1PSBS zrzuceni nad łąkami i sadami Driel. Jednak skoki odwołano ze względu na pogodę, była mgła i chmury wiszące na niskim pułapie. Mimo że o godz. 14:00 pogoda się poprawiła, było już za późno na odwołanie decyzji. Sytuacja jak 70 lat temu, gdy przesunięto loty o kilka dni później. Wtedy Niemcy zyskali przewagę ognia…
W centrum Driel spotkałam kolejnych Polaków. Agata Szczęsna z Warszawy wraz z przyjaciółmi planowała od roku wyprawę na obchody rocznicy operacji M-G. – Przejechaliśmy ponad 1000 kilometrów, ale było warto. Holendrzy pamiętają i szanują naszych żołnierzy i to jest dla nas Polaków miłe i wzruszające. Atmosfera w miasteczku była niezwykła. Bardzo się cieszę, że zobaczyłam „kawałek Polski” w Driel i że było tak wielu Polaków: rekonstruktorzy, harcerze. Ich obecność robiła ogromne wrażenie – mówiła Agata.
Na Placu Polskim poznałam Małgorzatę Bos-Karczewską, prezes i redaktor Portalu Polonii Holenderskiej. Wypowiadała się w filmie „Honor Generała” i wraz z polską delegacją składała podczas uroczystości wieniec w naszych barwach narodowych. Natknęłam się także na Arno Baltussena, przewodniczącego Fundacji Polska-Driel. Jest to kolejna ważna dla nas postać. Cornelia była jego ciocią. Arno prowadził obchody w Driel, w sobotę 20 września, zorganizowane na Placu Polskim wokół pomnika Surge Polonia, symbolizującego nasz naród, a „Powstań Polsko” to hasło umieszczone na sztandarze 1 PSBS.
Wśród pgości byli m.in. król Holandii Wilhelm Aleksander; prezydent RP Bronisław Komorowski; Minister Obrony Holandii pani Hennis-Plasschaert. Honorowe miejsca zajęli ambasadorowie Kanady, USA, WB i Holandii oraz członkowie rodziny gen. Sosabowskiego. Na szczególną uwagę zasłużyli drodzy polscy weterani: pan Dembiński, Michał Lasek, Władysław Lenz, Józef Wojciechowski, pan Opalacz, pan Kulik, Konstanty Staszkiewicz, Stanisław Polak.
Dzięki akredytacji, jaką uzyskała nasza grupa – byliśmy w sercu uroczystości. Przedstawiłam się jednemu z weteranów. Powiedział: „Jestem Władzio Lenz i choć mam niemieckie nazwisko – jestem Polakiem”. Oboje się wzruszyliśmy. Nie wiem, cóż takiego jest w tym wojennym pokoleniu Polaków, że tak bardzo chce się z nimi przebywać, rozmawiać, patrzeć.
– „Drodzy Panie i Panowie, chłopcy i dziewczynki. Obok was siedzą polscy weterani. Wiele rodzin polskich zostało zmuszonych do wyjazdu na daleką północ Rosji. Wielu polskich weteranów odbyło długie podróże, aby zostać ostatecznie zrzuconym we wrześniu 1944 roku nieopodal Driel. Wielu z nich nie mogło powrócić do swej ojczyzny po zakończeniu wojny. Spróbujcie podczas tych uroczystości wyobrazić sobie, co oznaczałoby to dla Was i czym jest dla Was wolne społeczeństwo” – rozpoczął swoje przemówienie Arno Baltussen. Następnie wystąpił burmistrz gminy Overbetuwe, Van Asseldonk. Zwracając się do obecnych weteranów, m.in. powiedział: „Polska Brygada poniosła ogromne straty we wrześniu ’44 lecz także i potem, gdy uznanie ich zasług odwlekało się. Wiele lat minęło nim uznano ich czyn za bohaterski. Społeczność Driel zawsze była wierna swoim wyzwolicielom i wierności wciąż dochowuje. Driel jest zawsze wdzięczne Polsce za swą wolność. Teraz każdego dnia na nowo musimy udowadniać, że jesteśmy warci tej wolności”.
Wystąpiła także Minister Obrony Holandii, a podczas jej przemówienia zaczęły nadlatywać samoloty, imitujące loty aliantów. Minister przerwała przemówienie i razem ze zgromadzonymi oglądała Herkulesy, współczesne samoloty transportowe. Potem kontynuowała przemówienie, szczególnie witając Prezydenta RP oraz polskich weteranów. Powiedziała: „Wasza obecność znaczy dla nas bardzo wiele. Wasza odwaga i poświęcenie leżą u podstaw naszego dziedzictwa i wolności. Jesteśmy Wam za to wdzięczni! (…) Pod dowództwem gen. brygady St. Sosabowskiego, w trzy lata utworzyliście spójną i wysoce wykwalifikowaną brygadę spadochronową. Mając przed oczami jeden cel: wyzwolenie Polski. Walczyliście jednak tutaj i to w czasie, gdy Warszawa stała w ogniu. Walczyliście za wolność innego narodu. Przeprawiając sie przez rzekę, użyliście kilku małych gumowych łodzi a za wiosła mając łopaty, kolby karabinów i własne dłonie, gdyż prom w Driel zniknął bez śladu. Udało Wam się, ale stanęliście w nierównej walce z pistoletami maszynowymi przeciwko czołgom i artylerii, ponosząc ogromne straty. Wasze pojawienie się stanowiło wielki impuls moralny dla innych spadochroniarzy. Ponadto tu w Driel tworzyliście przyczółek, co pomogło w ewakuacji licznych sojuszników przez dolny Ren. Gdyby nie Wasza niezłomność – byliby straceni. Wszystko to zawdzięczamy Wam i wiele więcej. Osiągnęliście maksimum, mając do dyspozycji minimalne środki”. Zakończyła mowę tymi słowami: „70 lat później inspiruje nas Wasza odwaga, determinacja i niezrównana siła przetrwania”.Przemówił także prezydent RP, mówiąc, że „ofiara żołnierzy gen. Sosabowskiego nie poszła na marne”. Przypomniał, że „Polscy żołnierze walczyli, płacąc daninę krwi za wolność świata zachodniego, za wolność innych narodów, także Holendrów”. Dziękował Holendrom za pamięć i za opiekę nad grobami polskich żołnierzy a mieszkańcom Driel podziękował za pomnik gen. Sosabowskiego.
Po mowie prezydenckiej chór młodzieżowy z Driel wspólnie z „Promykami Krakowa” zaśpiewali pieśń „Most do przyszłości”. Wieńce pod pomnikiem i płytą gen. Sosabowskiego złożyli prezydent RP, Minister Obrony Holandii oraz wnuk i prawnuk gen. Sosabowskiego. Weterani wstali ze swych wózków i z pomocą opiekunów także złożyli wieniec. Dzieci z Driel, ubrane w biało-czerwone ubrania, składały kwiaty, a młodzież z Airborne International Youth Conference deklamowała wiersz żołnierza z 1PSBS pt.: „Rocznica” w językach polskim, angielskim i holenderskim. Potem nastąpił uroczysty capstrzyk, odśpiewano hymny państwowe Polski, WB i Holandii, a chór z Driel i „Promyki” z Krakowa zaintonowały „Boże coś Polskę”. Kto mógł, ten śpiewał. Po mowie pożegnalnej poczet sztandarowy wraz z plutonem reprezentacyjnym spadochroniarzy WP odmaszerował z placu. Prezydent Komorowski i król Wilhelm opuścili uroczystość.
Napotkana przeze mnie Małgosia z Radomia, mieszkająca i pracująca w Holandii od 8 lat, powiedziała. – „Do Driel przyjechałam razem z mężem i przyjaciółmi na obchody 70. rocznicy operacji M-G, aby uczcić pamięć gen. Sosabowskiego oraz jego żołnierzy z 1PSBS, którzy brali w niej udział oraz oddać hołd poległym w walce, a także żyjącym weteranom. Cieszy mnie fakt, iż wkład Polaków w wyzwolenie Holandii został doceniony i takie uroczystości odbywają się co rok. Atmosfera była podniosła, wszędzie powiewały biało czerwone flagi. Najpiękniejszym i wzruszającym momentem było powitanie przez publiczność polskich weteranów gromkimi brawami”.
Wieczorem, w lokalnym kościele odbyła się msza św., koncelebrowana przez księży polskich i holenderskich wraz z prałatem ks. Józefem Stecem z Jeleniej Góry. Na koniec, orkiestra wojskowa zagrała nostalgiczne wojskowe piosenki. Nasi gospodarze klaskali, a my śpiewaliśmy. Uroczystości dobiegły końca.
Na drugi dzień, z Konsulem Generalnym z Manchester, Łukaszem Lutostańskim, pojechaliśmy na cmentarz wojenny Oosterbeek, na przedmieściach Arnhem. Pochowano tam 1748 żołnierzy poległych w bitwie o Arnhem – w tym 1393 Brytyjczyków i 73 Polaków. Podczas głównych uroczystości nie mogłam wejść na teren cmentarza, strzeżonego przez służby porządkowe i policję. Stałam w tłumie Polaków, Holendrów i Brytyjczyków, na uboczu, blisko samotnych mogił, zepchniętych na tyły cmentarza. Okazało się, że były to groby naszych żołnierzy, ekshumowanych z Driel. Przypomniałam sobie „Honor Generała”, kiedy Geertjan Lassche z TV NOS pytał dyrektora nekropolii: „Co to jest? Czemu te groby są inne?” A dyrektor odpowiedział: „A… to są jacyś Polacy…”.
Podczas uroczystości nad cmentarzem zaczęły latać wojskowe samoloty transportowe typu Douglas DC-3 Dakota, które zrzucały kiedyś spadochroniarzy. Rozpoczęły się długie przemowy. Stałym zwyczajem jest również składanie kwiatów przez holenderskie dzieci. Natomiast młodzi uczestnicy z Kongresu Młodzieżowego kładli przy polskich grobach margarety. Po polskim, brytyjskim i holenderskim hymnie pierwszy odmaszerował polski sztandar. Za nim opuszczały cmentarz inne poczty sztandarowe, niezliczona ilość.
W tłumie poznałam kobietę o imieniu Anneke, mieszkankę Arnhem. Opowiadała, że kiedy weterani bitwy umierają, ich prochy chowane są na tym cmentarzu, a w małej kapliczce umieszczona jest księga z nazwiskami tych, którzy tu spoczywają. Poznałam Anneke z Jeremym Sosabowskim prawnukiem Generała i jego małżonką.
Podczas fotografowania nagrobków natknęłam się na 1 Samodzielną Drużynę Harcerską „DELTA” im. 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej z Hufca ZHP Szczecinek wraz z ich drużynowym Piotrem Mikołajczukiem. Harcerze wpatrzeni byli w weterana, Michała Laska. Słuchali żywej historii.
W centrum Arnhem zobaczyliśmy ów słynny most na Renie, o który toczyły się zacięte walki z Niemcami. Mijaliśmy jeepy grup rekonstrukcyjnych, wśród nich był Marek Wierzbicki z Brighton (Polski Klub Miłośników Historii Orzeł Biały). Sebastian Kłoda ze Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej, którego członkowie odwzorowali IV Szwadron Żandarmerii Wojskowej z 3DSK maszerowali z PKMH Orzeł Biały z Oosterbeek do Arnhem. Dwukilometrowym marszem oddali hołd poległym i żyjącym żołnierzom. Potem wrócili do Driel, by oglądać zrzut polskich spadochroniarzy, który tym razem wypadł pomyślnie.