W zeszłym tygodniu w Szkole Przedmiotów Ojczystych im. Heleny Modrzejewskiej na Hanwell w Londynie odbyło się spotkanie informacyjne i konsultacje indywidualne dla osób zastanawiających się nad powrotem do kraju.
Rodzice dzieci, uczęszczających do tej szkoły sobotniej, mogli dowiedzieć się, dlaczego warto rozważyć taką decyzję, rozwiać swoje wątpliwości lub poznać praktyczne wskazówki, od czego zacząć przy planowaniu tej dużej zmiany życiowej.
Wśród uczestników spotkania były przede wszystkim mamy. W zasadzie każda z nich przyznała, że w głębi duszy chciałaby wrócić do ojczyzny. Wśród przyczyn, które miałyby je do tego zmotywować wymieniano tęsknotę za rodziną i znajomymi oraz brak oparcia wśród najbliższych przy wychowywaniu dzieci.
– To jest niby tylko 2 godziny samolotem z Londynu do Polski, ale jak dziecko nagle zachoruje i nie masz go, z kim zostawić, to nie zapakujesz go w samochód i nie odwieziesz do dziadków – wyznała jedna z mam. Droga opieka dla dziecka była jednym wśród wymienianych minusów życia w Wielkiej Brytanii. Polskie leki i tańsza opieka medyczna to zaś plusy zachęcające do powrotu. Jest jednak jeden powtarzający się aspekt, trudny do osiągnięcia w kraju: nauka języka angielskiego.
– I to nie takiego z książek, siermiężnego, z bardzo wyczuwalnym akcentem, tylko żywego języka, umiejętności myślenia po angielsku – tłumaczyła mama Zuzi, dodając, że jej córka już mówi w tym języku i rozumie więcej niż ona. – I poprawia mnie lub męża, jak popełniamy błędy – skwitowała ze śmiechem. Ale to, co z jednej strony może być zaletą emigracji, może bardzo łatwo przekształcić się w trudność, zwłaszcza jeżeli rozważany jest powrót do kraju.
Kto zapłaci za zajęcia wyrównawcze?
Dzieci, które w wielu przypadkach urodziły się już tu, w Wielkiej Brytanii, uczą się w ramach brytyjskiego systemu edukacji, który różni się od tego w Polsce. Powiedzmy, że rodzice, którzy posyłają swoje dzieci do szkół sobotnich takich jak ta na Hanwell, mają nieco mniej obaw, ponieważ ich pociechy mają kontakt z językiem polskim. Niemożliwym jednak jest, aby podczas paru godzin raz w tygodniu nadrobić cały program, który przerabiany jest w szkole w Polsce od poniedziałku do piątku. Mówimy tu nie tylko o przedmiotach takich jak język polski, historia, czy geografia, choć w tym przypadku zaległości mogą być największe, ale również biologia, matematyka i fizyka zawiera wiele specyficznego słownictwa, którego dzieci emigrantów uczą się tylko w języku angielskim. Nie powinien dziwić zatem fakt, że po powrocie konieczne jest przeprowadzenie egzaminu kwalifikującego, który pozwala zlokalizować braki w realizacji polskiego programu nauczania i przyporządkować do właściwego poziomu w systemie edukacji szkolnej. Oczywiście przyjazd do Polski przed rozpoczęciem roku szkolnego jest o tyle optymalny, że daje szansę dziecku na start edukacji razem z innymi dziećmi.
Z drugiej strony istnieje obawa, że dziecko po powrocie nie będzie mogło się rozwijać na poziomie edukacji odpowiadającym jego wiekowi. Rodzice na spotkaniu chcieli wiedzieć, kto pokryje ewentualne koszty korepetycji.
– Ostatnio próbowałam się dowiedzieć coś więcej na ten temat. Rozmawiałam z dyrektorami kilku szkół i wszyscy rozkładali bezradnie ręce, mówiąc, że nie będą w stanie pomóc. Jestem zaniepokojona – opowiadał o swoich doświadczeniach jedna z matek.
Okazuje się, że spotkała się ona z wyjątkowo nieprzychylną i niezgodną ze stanem prawnym postawą dyrektorów, z którymi się kontaktowała. Dla uczniów, podlegających obowiązkowi szkolnemu, a słabo znających język polski lub nieznających go na poziomie wystarczającym do korzystania z nauki, gmina ma obowiązek zorganizować dodatkową bezpłatną naukę. Z kolei pozostałe różnice programowe dzieci mogą wyrównać z pomocą osoby władającej językiem kraju pochodzenia, zatrudnioną w charakterze pomocy nauczyciela przez dyrektora szkoły. Z tej formy nauki można korzystać bezpłatnie do 12 miesięcy.
– A co jeśli moje dzieci nie mają polskiego paszportu? – dopytywała się jedna z uczestniczek spotkania. Otóż każde dziecko mieszkające w Polsce, bez względu na to, czy posiada polskie czy brytyjskie obywatelstwo, podlega obowiązkowi szkolnemu do 18 r.ż. i państwo musi zapewnić mu warunki, aby jego edukacja w ramach polskiego systemu była możliwa. Zatem wspomniana pomoc należy się wszystkim dzieciom. Oprócz zorganizowania zajęć wyrównawczych, dzieci mogą liczyć na pomoc psychologiczno-pedagogiczną, a nawet materialną – są to zadania dyrektora szkoły. Sprawy z zakresu nostryfikacji, poświadczania i uznania świadectw i dyplomów uzyskanych za granicą należą do wojewódzkich kuratorów oświaty.
Rodzice niepokoją się także, że po powrocie do Polski ich dzieci stracą kontakt z językiem i zapomną wszystkiego, czego się nauczyły do tej pory. Tymczasem dla powracającej z zagranicy młodzieży dobrym rozwiązaniem jest kontynuowanie nauki w klasach dwujęzycznych. Takie oddziały wbrew obiegowej opinii nie są dostępne wyłącznie w prywatnych placówkach, ale także w państwowych szkołach ponadpodstawowych. Jest duża konkurencja w procesie rekrutacyjnym do tych szkół ze względu na zwykle idący w parze wysoki poziom nauczania, ale dzieci z doskonałym angielskim mają sporą przewagę nad kandydatami urodzonymi w Polsce. W przypadku ucznia z zagranicy nie stosuje się również kryterium wyniku egzaminu gimnazjalnego, lecz ocen z języka polskiego i wybranych przedmiotów, dlatego tak ważne jest, aby pamiętać o przywiezieniu ze sobą wszystkich świadectw, nie tylko ze szkół brytyjskich, ale też sobotnio-niedzielnych.
Czy uda mi się znaleźć pracę?
Pomijając już sprawy związane z dziećmi, uczestnicy spotkania chcieli poznać sytuację na rynku pracy w Polsce.
– Bo to, że mój syn czy córka pójdzie do szkoły to jedno, ale ja też muszę iść do pracy – deklarowano.
W tym miejscu trzeba było przekazać zgromadzonym optymistyczną informację, że wrzesień był ósmym miesiącem, w którym wskaźnik stopy bezrobocia w Polsce systematycznie spada. Zgodnie z prognozą Głównego Urzędu Statystycznego i przewidywaniami wiceministra pracy Jacka Męciny w październiku możliwa jest kontynuacja trendu spadku bezrobocia. Realnym jest, aby na koniec roku stopa bezrobocia nie przekroczyła 12 proc. Zgodnie z informacjami resortu to największy spadek od początku światowego kryzysu. Wrzesień zakończył się na poziomie 11,5 proc. osób zarejestrowanych jako poszukujące pracy w stosunku do grupy aktywnych zawodowo. To pierwszy od 2008 roku spadek stopy bezrobocia w tym miesiącu, który już nie jest miesiącem prac sezonowych, kiedy to popyt na pracowników zawsze wzrasta. Z tych danych można wyciągnąć wniosek, że sytuacja na polskim rynku pracy statystycznie się poprawia.
– Ale czy to wynika ze zwiększonej ilości miejsc pracy, czy z tego, że mamy w Polsce rekordową falę emigracji? – dociekali rodzice.
Niewątpliwie wysoka liczba osób wyjeżdżających z kraju nie jest tu bez znaczenia. Jednak dla osób powracających na łono ojczyzny, jest to idealny moment, ponieważ przez to zjawisko konkurencja na rynku pracy jest mniejsza. Ponadto warto nadmienić, że minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz poinformował ostatnio, że pracodawcy zgłosili 115 tysięcy miejsc pracy i aktywizacji zawodowej. To najlepszy wynik od 2001 roku i rezultat o 57 procent lepszy niż rok temu. Eksperci ds. rekrutacji zauważają, że nowe miejsca pracy powinny powstawać głównie w firmach sprzedających za granicą.
Przekonać nieprzekonanych
Spotkanie z rodzicami przebiegło w przyjaznej atmosferze wymiany doświadczeń i informacji. Ta część uczestników, która z gruntu deklarowała brak chęci do powrotu do kraju pozostała nieprzekonana, choć ich argumenty straciły nieco na sile. Z kolei ci, którzy jeszcze nie mają pewności, z którym z krajów powinni wiązać przyszłość swoją i swoich dzieci, zaczęli dostrzegać jasne strony ewentualnego planu reemigracji. Miejmy nadzieję, że obie grupy podejmą decyzję, która będzie najlepsza przede wszystkim dla nich i ich rodzin.
Tekst: Magdalena Grzymkowska