Życie to jest teatr a czasami nawet kabaret. Sami zobaczcie, co się dzieje wkoło. O, na przykład w takiej spokojnej Szwecji szaleje teraz gorączka. Powinna panować zima, a tam temperatury jak w środku tropikalnego lata!
Zostawmy jednak ruskich i ich problemy, i wróćmy do teatru. Od czasów Szekspira niewiele już nowego wymyślono i trudno zaskoczyć widzów. A jednak czasami można. Ostatnio uczestniczyłem w performansie artystów z zagranicy, którzy nawiedzili Polskę. Jeden z nich chodził prawie godzinę na czworakach i lizał wszystkim widzom buty. Nie wiem, czy to miał być jakiś nadzwyczajny hołd składany ludzkości, czy może jakiś inny symbol, ale ludzkość generalnie niechętnie przyjmowała tę formę kultu obuwia. Moje buty polizał dwa razy. Inna artystka wylała na siebie wodę i w ten sposób została miss mokrego podkoszulka, co męska część publiczności przyjęła z zadowoleniem, kolejna zaś zatkała sobie buzię kneblem z waty i próbowała coś mówić. Ponieważ była performerką z Wielkiej Brytanii i znała tylko język angielski, a w dodatku mówiła przez watę, więc jej wywód był generalnie całkowicie niezrozumiały, tak jak i cały pokaz. Inna artystka przeczołgała się przez całą salę przyciskając przy tym policzek do betonowej podłogi. Po tym pokazie na jej twarzy pojawiła się spora rana. Pan, który okręcił się kabelkami i próbował chodzić po sali, wyglądał przy poprzednich artystach na zupełnie nieszkodliwego wariata. Ale najciekawszy występ dała performerka z Polski. W trakcie przedstawienia przytoczyła fragment rozmowy z kolegą artystą:
Słuchaj stary, przecież to wszystko co my robimy, to wielka lipa. W tym nic nie ma! Racja, koledzy artyści. Wszystko to wielka lipa. Prawdziwa sztuka jest nie na salonach i w galeriach, ona jest NA ULICY! Chcecie mieć dowód? Proszę bardzo, niedawno, podczas ulewy na moim osiedlu widziałem taką scenę: w największym deszczu idzie razem trzech facetów, ten w środku trzyma rękę górze w geście jakby niósł ogromny parasol, którym chroni kolegów przed deszczem. Ale on NIE MA żadnego parasola. Jednak robi to tak sugestywnie, że koledzy są wyraźnie zadowoleni z tej osłony i nie czują, jak bardzo mokną. Mijają mnie, zdumionego całą sytuacją i wtedy widzę, że jeden z tych facetów ma ze sobą prawdziwy parasol, ale nie korzysta. Parasol jest złożony, trzymany pod pachą. Wiem, że spotkałem wtedy prawdziwych WIELKICH artystów.
Andrzej Kisiel