– Uczą mnie angielskiego. Mówią: „musisz ćwiczyć, rozmawiaj po angielsku z przyjaciółmi”. Ale Ty, Ivor, jesteś moim jedynym przyjacielem – mówi Piotr, cichym przepełnionym bólem głosem. On wraz ze swoim przyjacielem wyjechali do Anglii w poszukiwaniu lepszego życia. Obiecano im pracę, zakwaterowanie, pensję na poziomie 300 funtów tygodniowo. To co otrzymali to harówka ponad siły, zimny kąt w odrapanej komórce i upokorzenie, zarówno fizyczne, jak i psychiczne. Zabrali im paszporty, nie mogli wrócić do kraju, znikąd pomocy. W końcu Piotr nie wytrzymał. Biorąc na siebie całą odpowiedzialność i ryzyko postanowił uciec. Ivor nie mógł się na to zgodzić. Miał żonę i dzieci, bał się, że się im stanie krzywda. Piotr po latach wspominając te straszne czasy, właśnie do niego kieruje swój monolog, będący narracją poruszającego filmu „My friend Ivor”.
Ta krótkometrażowa produkcja została zrealizowana na konkurs: The Unchosen Modern Day Slavery Short Film Competition. I w nim też została nagrodzona w kategorii UK Production.Aleksandra Czenczek, polska scenarzystka i reżyserka mieszkająca w Londynie, znalazła ogłoszenie o konkursie w internecie. Podesłała tę informację Adrianie Kulig i tak zawiązała się ciekawa inicjatywa, w którą zaangażowali się inni przedstawiciele Polonii, a także innych narodowości (jednym z aktorów, który wcielił się w rolę tytułowego Ivora, jest Hiszpanem). Tematyka i czas filmu były określone przez organizatorów, którzy na swej stronie zamieścili kilka prawdziwych historii osób, wykorzystywanych do niewolniczej pracy. Zadaniem uczestników było wybranie jednego przypadku i zrealizowanie filmu. Ponieważ jedna z historii dotyczyła Polaka, który szukając pracy, przyjechał do Anglii, wybór był prosty.
Adriana Kulig, producent filmu, zaznacza, że ta nagroda to przede wszystkim wielka satysfakcja dla niej i całej ekipy.
– Pracowaliśmy wszyscy ciężko, żeby ten film powstał i dlatego odbierając nagrodę w trakcie ceremonii, która miała miejsce w Royal College of Music, wszyscy czuliśmy radość, że nasz wysiłek się opłacił. Nie bez znaczenia jest fakt, że film porusza społeczny temat – współczesnego niewolnictwa. Angażując się w realizację tego filmu, chcieliśmy wesprzeć działania organizacji The Unchosen walczących z tym zjawiskiem w krajach Europy Zachodniej – opisuje producentka.
Jako producent była odpowiedzialna za organizację kolejnych etapów realizacji filmu i czuwanie czy wszystko przebiega sprawnie i zgodnie z planem. – Nasza ekipa nie była bardzo liczna, więc na planie, w trakcie zdjęć wszyscy dzieliliśmy się obowiązkami i pomagaliśmy sobie wzajemnie – z aranżacją miejsc zdjęciowych, rekwizytami, kostiumami, rozstawianiem sprzętu – wylicza. – Ważne dla nas było, żeby powstał jak najlepszy film, dlatego każdy robił więcej niż teoretycznie zakładała jego funkcja – dodaje.
Ostatnim etapem było zgłoszenie filmu na konkurs.
– Aby to zrobić musiałam zgromadzić i udostępnić organizatorom całą dokumentację związaną z filmem: zgody aktorów na udział w filmie, na wykorzystanie muzyki i tak dalej – mówi Adriana Kulig.
Realne niebezpieczeństwo
Głównego bohater, Piotra, zagrał dobrze znany w polonijnym środowisku aktor, Janusz Guttner.
– Musiałem się w pewnym sensie przygotować do tej roli. Jest to historia osoby, która znalazła się w bardzo ciężkiej sytuacji, jednak miała w sobie tyle odwagi i siły, żeby się z tego wyrwać. Ale to nie koniec problemów Piotra, bo tym samym traci swojego przyjaciela, jedyną osobę, na której mógł polegać. Ten film ma uświadomić ludziom, że takie niebezpieczeństwa istnieją, ma charakter edukacyjny, propagandowy, w takim pozytywnym sensie. Wszystkim tym, którzy chcieliby przyjechać do Wielkiej Brytanii w celach zarobkowych, polecam jego obejrzenie, ponieważ nie można być naiwnym i zawsze trzeba bardzo uważać, bo nie wiadomo, na kogo się trafi. Ja sam nie zdawałem sobie sprawy, że takie rzeczy się dzieją w Unii Europejskiej – opowiada Janusz Guttner.
Innym aktorem, który zagrał w produkcji jest Bartek Morawski. Wcielił się oprawcę Piotra i Ivora.
– Ja zawsze byłem typem komediowym, ale zagranie czarnego charakteru myślę, że wyszło mi też dość naturalnie. Na planie pozwolono mi na dużą dozę improwizacji. To był mój pomysł, aby w agresywnych wypowiedziach pojawiły się „najbardziej charakterystyczne” polskie wulgaryzmy. Aż trochę za bardzo wczułem się w rolę i potem musiałam dogrywać swój głos, ponieważ moje kwestie okazały się zbyt drastyczne! – wspomina.
Przez półtora roku mieszkał i pracował w Londynie, jednak obecnie zdecydował się z powodów rodzinnych wrócić do kraju. Mimo że zagrał już 70 reklamach, a także produkcjach serialowych, mówi, że aktorem się nie jest, a bywa. Dlatego dorabia sobie jako instruktor jazdy na nartach oraz pilot ekskluzywnych wycieczek i wyjazdów integracyjnych. Jest typem człowieka, który nie może usiedzieć długo w jednym miejscu.
– Dlatego nie mogłem być nawet na gali finałowej konkursu, ale bardzo cieszy mnie, jak słyszę, że nasz film odnosi sukcesy – kwituje.
Nie pierwszy i nie ostatni
Jak wyznaje Adriana Kulig największą trudnością przy produkcji tego filmu był ograniczony budżet. – W takiej sytuacji trzeba wykazać się większą kreatywnością, niż gdy dysponuje się dużymi środkami finansowymi. Jednak paradoksalnie z faktu, że kręciliśmy tzw. „low budget film” wynikała też pozytywna strona tego przedsięwzięcia – wszyscy pracowaliśmy przy tym filmie, bo po prostu chcieliśmy się zaangażować w powstanie tego projektu. Dzięki temu na planie, mimo że ciężko pracowaliśmy, panowała niesamowicie przyjacielska atmosfera – podsumowuje.
Przy powstawaniu „My friend Ivor” bardzo ściśle współpracowała z Aleksandrą Czenczek – poczynając od dyskusji na temat scenariusza, przez spotkania z aktorami, wspólne akceptowanie lokalizacji. Ta polska reżyserka, absolwentka Europejskiego Instytutu Kina i Audiowizualności we Francji, jest też laureatką nagród, z czego najbardziej prestiżową jest niewątpliwie Emmy Award. W Anglii mieszka 2004 roku, gdzie powstał jej pierwszy pełnometrażowy obraz „Dolls don’t cry” z Larą Belmont znanej z filmu „Strefa wojny”. Film Czenczek miał premierę w Londynie, był wyświetlany również w Korei Południowej, w Turcji i w Polsce. Obecnie pracuje visual effects artist, czyli zajmuje się efektami specjalnymi dla Sky TV, Discovery Channel i National Geographic.
– W przypadku „My friend Ivor” nie chcieliśmy zrobić filmu akcji, lecz skupiliśmy się na emocjach głównego bohatera, przepalając jego przemyślenia retrospektywnymi migawkami. Położyliśmy nacisk na jego obecny stan psychiczny, ukazując to, co mu się przytrafiło zmieniło go na zawsze – stwierdza.
Film został nakręcony w Londynie. Końcowa scena, na ławce to okolice Seven Sisters, kwatera Piotra i Ivora to również londyński budynek – mieszkanie operatorki kamery przed remontem. Jest też scena z Polski, nakręcona z okna samochodu przejeżdżającego przez polską wieś, którą nakręciła znajoma reżyserki podczas urlopu w kraju. Jako największą trudność oprócz małego budżetu reżyserka podkreśla brak czasu.
– Dowiedziałam się o konkursie niecały miesiąc przed terminem. Scenariusz powstał w tydzień, potem musieliśmy znaleźć aktorów, lokacje. Mieliśmy tylko 2 tygodnie na nakręcenie tego filmu, w tym montaż, postprodukcja… Zdjęcia trwały tylko dwa dni! To była naprawdę gonitwa z czasem – tłumaczy.
To nie jest pierwszy film zespołu w tym składzie.
– Tą samą ekipą nakręciliśmy już dwa filmy w tym roku. Pierwszy to by „Bracia”, który był finalista konkursu podczas Sundance Film Festival w Londynie oraz Woman in Film & Television. „My friend Ivor” dopiero zaczyna swoją karierę i będzie pokazywany na wielu wydarzeniach poświęconym współczesnemu niewolnictwu. Zgłosimy go także w przyszłości na różne festiwale kina niezależnego – podsumowuje.
Jednak duet Kulig-Czenczek nie spoczywa na laurach i już planuje kolejne produkcje.
– Robienie filmów to nasza pasja i dlatego chciałybyśmy móc kręcić jak najwięcej. Aktualnie szukamy środków finansowych i sponsorów na realizację komedii pod roboczym tytułem „Babel” – zdradza.