18 grudnia 2014, 08:57 | Autor: Magdalena Grzymkowska
Kieślowski stawiał pytania

Instytut Sztuki Współczesnej ICA we współpracy z Instytutem Kultury Polskiej przez dwa tygodnie, na londyńskim Pall Mall, prezentowały retrospektywę twórczości Krzysztofa Kieślowskiego z okazji 25-lecia powstania „Dekalogu”, największego dzieła reżysera, który miał niebagatelny wpływ na sztukę filmową Europy.

Jacek Petrycki, operator kamery w „Amatorze” po seansie rozmawiał z publicznością / fot. Magdalena Grzymkowska
Jacek Petrycki, operator kamery w „Amatorze” po seansie rozmawiał z publicznością / fot. Magdalena Grzymkowska

Podczas 14 spotkań międzynarodowa publiczność mogła lepiej poznać dorobek polskiego filmowca, a w czasie specjalnych seansów można było zadawać pytania jego współtwórcom.

Scenariusz „Dekalogu” napisany przez Krzysztofa Kieślowskiego we współpracy z Krzysztofem Piesiewiczem powstał z inspiracji autorów biblijnymi Dziesięcioma Przykazaniami. Każda z prezentowanych części skłania widzów do refleksji. To nie jest kino łatwe i przyjemne, bo dotyczy problemów, z którymi w każdym momencie może przyjść nam się zmierzyć. Bohaterowie żyjący na warszawskim blokowisku, które, nota bene, współcześnie wygląda uderzająco podobnie, to tak naprawdę alegoria człowieczeństwa. Kunszt reżyserii widoczny jest nie tylko w łatwości, z jaką Kieślowski uchwycił symbolikę poszczególnych scen na poziomie wizualnym, ale również w tym, jak głęboko porusza widzów w sferze metafizycznej.

– Dobrze pamiętam okres, kiedy „Dekalog” wszedł na ekrany polskiej telewizji w 1990 roku. Prawie cała Polska była przykuta do ekranów, z niemal religijnym namaszczeniem śledząc każdy odcinek. Uniwersalny przekaz ‘Dekalogu’ podbił serca publiczności w Polsce i 75 krajach na świecie, inspirując młodych reżyserów, a także plasując Polskę ponownie, po upadku komunizmu, na mapie światowej kinematografii – powiedziała Anna Godlewska, dyrektor Instytutu Kultury Polskiej w Londynie.

Jednym z wyświetlanych filmów, oprócz wszystkich części „Dekalogu”, był „Amator” (ang. „Camera Buff”) z 1979 roku. „To chyba najbardziej osobisty film Kieślowskiego, ukazujący losy Filipa (w tej roli Jerzy Stuhr), pracownika fabryki, który kupuje amatorską kamerę. Początkowo filmuje córeczkę, następnie, przyjęcie w fabryce. Filip zdaje sobie sprawę, że jego nowe hobby może stać się sztuką i odmienić jego życie”, czytamy w opisie filmu. Po projekcji odbyła się dyskusja z Jackiem Petryckim, znanym z takich filmów jak „Europa Europa”, „Boisko bezdomnych” czy „Czarny Czwartek. Janek Wiśniewski padł”, który był operatorem kamery w tym filmie.

– To było bardzo poruszające obejrzeć „Amatora” jeszcze raz, po rekonstrukcji cyfrowej. Teraz wygląda w końcu jak profesjonalna produkcja – żartował filmowiec. Wspominał swojego kolegę z planu bardzo ciepło. – Kiedy myślę o Kieślowskim, przypominają mi się momenty kręcenia ważnych scen, w których stawał za mną i szeptał mi do ucha np. „Złap jego rękę, podążaj za nią”. On mną sterował, moim okiem i moją kamerą. W tych jego podpowiedziach była poezja – opowiadał. Petrycki zdradził także kilka ciekawostek, dotyczących kulis powstawania filmu. „Amator” został nakręcony kamerą Kodak 5248, jedyną, która była wówczas dostępna na rynku w Polsce i ze względu na ograniczony budżet, filmowcy mieli tylko cztery razy więcej taśmy filmowej niż trwał film. – Co oznacza, że nie było zbyt wiele miejsca na poprawki, ponowne ujęcie kadru. Nie było miejsca na błąd. To było trochę stresujące, bo musieliśmy być nadzwyczaj ostrożni – dodał.

Często przypisuje się temu filmowi znaczenie bardziej metaforyczne, że tak naprawdę Filip Mosz, główny bohater to swoista parabola życia Kieślowskiego. Tymczasem jest to autentyczna historia, zmieniono tylko imię i nazwisko tego człowieka, dodano lub uwypuklono niektóre wątki. Na kształt filmu miał wpływ, występujący w nim Krzysztof Zanussi, który zagrał samego siebie. – To on zasugerował zmianę scenariusza. W pierwszej wersji film miał się kończyć na scenie, gdy Filip niszczy taśmę filmową, wyrzucając ją na ulicę. Jednak Zanussi zasugerował, aby pointą tego obrazu było osobiste wyznanie głównego bohatera, które jest mocnym akcentem i wywołuje u widza refleksję – stwierdził Petrycki.

Refleksję, czy naprawdę warto poświęcać się bez granic swojej pasji i pracy twórczej, kosztem życia prywatnego, szczęścia najbliższych, stabilizacji, spokoju? Czy rzeczywiście filmowcy płacą najwyższą cenę za to, co robią? „Dziennik Polski” o to zapytał.

– Ten problem to jest właśnie serce filmu. To, co przeżywa główny bohater, to faktycznie w pewnym stopniu odzwierciedlenie tego, co przeżywał Kieślowski, jako reżyser. On naprawdę czuł do końca życia, że wykonując swój zawód, traci coś bezpowrotnie, że oddala się od swojej żony, córki… – odpowiedział, przy okazji dzieląc się własnymi doświadczeniami. – Mnie się akurat udało, byliśmy razem z moją żoną do ostatnich jej dni. Potrafiliśmy znaleźć balans. Oczywiście czasem byłem wkurzony, bo ja tu jestem z ekipą BCC w Rwandzie czy w Jugosławii, a żona dzwoni i mówi, że jej pralka wysiadła. A ja na to: „Słuchaj, kochanie, muszę kończyć, bo tu ostrzał się zaczyna.” Nie czułem tego, że moja walka w sprawie tego dokumentu, który kręciłem jest doceniona. A przecież ja jechałem tam dać się zabić! Ale w drugą stronę, to również tak działało, że ona czasem była sfrustrowana, bo nie rozumiałem problemów jej życia codziennego. Ale jak wracałem, to padaliśmy sobie w ramiona i już wszystko było dobrze – wyznał Petrycki.

Kieślowski stawia pytania. Nie tylko: co to znaczy „nie zabijaj” albo „nie cudzołóż”, które stanowią kanwę każdej z przypowieści, ale również szereg innych bardziej subtelnych, niedosłownych, zaszytych w głębszej warstwie fabuły. Jednak najbardziej wstrząsające jest to, że nie daje jednoznacznej odpowiedzi.

Magdalena Grzymkowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Magdalena Grzymkowska

komentarze (0)

_