Żyli szybko i intensywnie, nie wylewali za kołnierz. Alkohol był nieodłącznym towarzyszem wielu polskich artystów. Stanowił zarówno ich twórcze natchnienie, jak i przekleństwo codziennej egzystencji.
Nie unika drażliwych tematów. I sensacyjnych wątków, które inni omijają szerokim łukiem. Sławomir Koper jest jednym z najbardziej popularnych i kontrowersyjnych obecnie polskich pisarzy. Bierze na celownik znane nazwiska, nie waha się pisać na temat ich życia prywatnego, tajemnic alkowy, nałogów…
– Pokazuję historię i jej bohaterów takimi, jakimi byli w rzeczywistości. Bez retuszu, z ludzką twarzą. Dzięki swoim wadom i słabościom bynajmniej nie tracą na wartości, a wręcz przeciwnie, zyskują na autentyczności – mówi Koper. Pisarz rodem z Legionowa był bohaterem 9. Salonu Literackiego, który odbył się w londyńskim Ognisku Polskim. A motywem przewodnim spotkania jego książka – „Alkohol i Muzy. Wódka w życiu polskich artystów”.
Kalendarzyk generała
Palące się świece, szampan i wino. A także zastawione stoły, na których króluje chleb ze smalcem. Później pojawi się pieczona kaczka i ciasto. Oprócz stałych bywalców są też nowe twarze.
– Ciekawy temat, interesujący prelegent. O Salonie słyszałem już wcześniej, teraz postanowiłem zawitać tu osobiście. I nie żałuję – mówi pisarz Piotr Surmaczyński, któremu towarzyszyli żona, 3-miesięczny syn oraz 4-letnia córka.
Tym razem, w porównaniu do poprzednich edycji, zabrakło ulubieńca publiczności, pianisty Zbigniewa Choroszewskiego. Ten nestor polskiego jazzu przeżył rodzinną tragedię, zmarł jego młodszy syn. Nie było też prezesa Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie Andrzeja Krzeczunowicza, który pojechał do Warszawy, żeby w senacie RP przybliżyć działalność tej organizacji.
Byli za to inni. Jak zwykle młodzieńczą energią tryskał stały bywalec salonowych spotkań aktor Janusz Guttner, który wspólnie z inicjatorką imprezy Reginą Wasiak-Taylor witał gości. Wśród nich Adama Komorowskiego. Syn generała Tadeusza Bora-Komorowskiego na ręce red. Katarzyny Bzowskiej przekazał na rzecz Salonu specjalny dar – pochodzący z lat 50. ubiegłego stulecia kalendarzyk ojca.
Muzyka wypełnia pomieszczenie. Daniel Łuszczki to znana postać polonijnych scen. Kojarzony głównie z grą na fortepianie, dziś dodatkowo debiutuje w roli śpiewaka. Stare przeboje, świeża krew. „Kaprys i Kobieta” Jana Buczkowskiego oraz „O Key” i „Tyle miłości” Henryka Warsa w wykonaniu Daniela kończy burza braw.
Swoich fanów ma też Piotr Kirkiłło. Ten nadworny malarz niedzielnego wieczoru przyznaje, że nie lubi używać sztalugi. Kładzie papier, piórka i tusze na stole, tuż obok lampki wina, kanapek oraz swojej muzy, żony Ewy. I tworzy – krok po kroku, kreska po kresce. Pod koniec Salonu z rysunku wyłoni się ludzka postać – w labiryncie baśniowych opowieści, groteskowych aluzji, zwierzęcopodobnych wątków.Obfite żniwo
Czym byłaby sztuka bez alkoholu? I czym byłby alkohol bez sztuki? To hamletowskie pytania. Dużo można bowiem mówić o historii polskiej kultury, jednak nie sposób zaprzeczyć, że nie brakowało w niej procentów.
Sławomir Koper materiały do książki „Alkohol i Muzy. Wódka w życiu polskich artystów” gromadził przez niemal dziewięć lat, przy okazji zgłębiania innych tematów. Jak przyznaje, alkoholowy wątek w mniejszym bądź większym stopniu przewijał się przez życiorysy wszystkich znanych artystów. Zabawne historie, ponadczasowe anegdoty, odkurzone z kurzu legendy. Było wesoło. I nienudno. Ale jest też drugie dno tych opowieści, w których nałóg, uzależnienie, a w efekcie psychiczne i fizyczne choroby zbierały obfite żniwo.
– Sławomira Kopera spotkałam na majowych Targach Książki w Warszawie, gdzie promowałam własną pozycję „Ojczyzna Literatura”. Podpisywał tam swoje prace, a kolejka chętnych do rozmowy z nim była bardzo długa. Widząc to ogromne zainteresowanie postanowiłam zaprosić go do Londynu – mówi Regina Wasiak-Taylor.
I zaprosiła. Pół roku później Koper przybył do brytyjskiej stolicy. Samolotem, mimo że – jak podkreśla – z tego środka lokomocji nie korzystał od ponad 20 lat.
W grobie cadyka
Z wykształcenia jest historykiem, absolwentem Uniwersytetu Warszawskiego. I płodnym pisarzem. Rocznie wydaje po kilka książek, pisuje do gazet, gości w mediach, spotyka się z czytelnikami. Jak na to wszystko znajduje czas?
– Z natury działam szybko, nie czekam na natchnienie. A poza tym mam znakomitą pamięć. Jeśli coś przeczytam, to dokładnie pamiętam kiedy, gdzie, na której stronie – mówi Koper, podkreślając, że w swoich książkach opiera się głównie na wspomnieniach, pamiętnikach, relacjach… Najłatwiej pisze mu się o ludziach do których ma obojętny stosunek. Znacznie trudniej o tych, których lubi i darzy sympatią.
A jacy są bohaterowie jego „alkoholowo-artystycznej” książki? Bardzo różni. Bolesław Leśmian słynął z wyjątkowo twardej głowy, Karolowi Szymanowskiemu nawet do sanatorium przemycano wódkę, a Kazimierz Wierzyński z Janem Lechoniem często spędzali zakrapiane wieczory, po czym w nieskończoność odprowadzali się wzajemnie do domów. Osobliwą postacią był Witkacy, sygnujący swoje obrazy skrótem używki pod wpływem której malował. A eksperymentował nie tylko z alkoholem.
To, że wódka różnie wpływa na ludzi, wiadomo nie od dziś. Julian Tuwim, kiedy był mocno na rauszu, krzyczał, że nie jest Żydem, tylko Hiszpanem. Z podobną ekspresją reagował malarz Stanisław Czajkowski, tyle że swoje pretensje kierował bezpośrednio do Stwórcy wołając: „Boże, dałeś mi talent, ale dlaczego tak mały?”.– Prawdziwym koneserem w tym gronie był Gałczyński, który pił wódkę po poetycku, z… kałamarzy – mówi Koper, wspominając noc, kiedy Konstanty Ildefons zauroczony blaskiem księżyca postanowił wyskoczyć przez okno. W ostatniej chwili uratował go kolega, zresztą sam mocno wstawiony. Nazajutrz Gałczyński tłumaczył: „W międzyczasie na pewno nauczyłbym się fruwać”.
Innym razem twórca „Teatrzyku Zielona Gęś” ze znajomym psychoanalitykiem miał przez dwa dni pić na cmentarzu żydowskim. Panowie zabarykadowali się w grobie cadyka i śpiewali „Odę do radości” grając na… grzebieniu.
Fakt, było oryginalnie, jednak swoim ekscentrycznym zachowaniem wszystkich przebijał malarz Kamil Witkowski. Przychodził do warszawskiej kawiarni z kaczką Leokadią, którą następnie zamienił na indyczkę Mariannę. Tą drugą prowadził na długiej, kolorowej wstążce, sadzał przy stole i mówił: „Ja cię rozumiem, ale nie denerwuj się. Ci, co tu siedzą, też są ludzie. Brzydcy, bo brzydcy i hałaśliwi, ale ludzie. Bądź grzeczna i wypij kawę, bo inaczej nie dostaniesz wódki”.
Miś z Harrodsa
Sławomir Koper to urodzony gawędziarz. Barwne opowieści, nieznane historie. Komponuje się z nimi występ Janusza Guttnera, który w towarzystwie Marleny Psiuk i Zuzanny Przybył zaprezentował procentowe rymy w obrazku scenicznym „Alkohol w literaturze polskiej od Mikołaja Reja do Czesława Miłosza”. Potem wariację klasyczną z baletu „Chopiniana” zatańczy Lizzie Taylor, a Aleksandra Czenczek i Adriana Kulig opowiedzą o zrealizowanym przez siebie filmie „My Friend Ivor”. Ten poruszający obraz na temat handlu ludźmi zdobył niedawno nagrodę na Festiwalu Filmowym w Londynie w konkursie „The Unchosen Modern Day Slavery Short Film Competition”.
Jeszcze tylko spacerek po malarskiej kolekcji Michała Kulczykowskiego i dochodzimy do kulminacji dzisiejszego wieczoru. Loteria fantowa. A do wygrania, jakżeby inaczej, głównie markowe alkohole. A także m.in. biżuteria z kolekcji Basi Zarzyckiej i wielki miś z Harrodsa. Czterogodzinna impreza powoli dobiega końca, gasną świece, pustoszeje sala. Zatem – „Na zdrowie!”.
Tekst i fot. Piotr Gulbicki
Pingback: 9. Salon Literacki | Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie