Spędziliśmy z Clivem święta w Penrhos przed rokiem i było tak przyjemnie, że nie wahaliśmy się pojechać tam i teraz – mówi Anna Smith pokazując pamiątkowe fotografie z Wigilii w Penrhos.
– Nie wszyscy rodacy może wiedzą, że Polskie Osiedle dla polskich „senior citizens nazywa się „walijskim Soplicowem” – rozpoczyna swą opowieść wigilijną pani Ania.
Soplicowem nazwał to miejsce jego główny współtwórca, Stefan Soboniewski ówczesny prezes Stowarzyszenia Polskich Kombatantów i zarazem prezes Polskiego Towarzystwa Mieszkaniowego (Polish Housing Society Ltd.). PTM powstało zaraz po wojnie, założone przez główne organizacje kombatanckie, jeszcze w okresie istnienia Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia. Głównymi inicjatorami byli płk Z. Morozewicz i właśnie Stefan Soboniewski, jego najpierw sekretarz, potem prezes. PTM stał się właścicielem wieczystym Osiedla w Penrhos – szesnastu akrów terenu z trawnikami, kwietnikami, asfaltowanymi uliczkami i wreszcie budynkami mieszkalnymi i administracyjnymi. Troska o los naszych starszych wiekiem rodaków, zmęczonych przejściami wojny, łagrów i kacetów, z trudem borykających się z przeciwnościami życia na obcej ziemi – stworzyła PTM. A serce i rozum jego założycieli powołały do życia Osiedle w Penrhos, maleńką enklawę Polski na gościnnej ziemi walijskiej. Było to pierwsze tego rodzaju osiedle w Wlk. Brytanii. Po latach zaczęły powstawać inne. Penrhos wyróżnia się jednak nad nimi pięknem otoczenia, specyfiką życia społecznego i kulturalnego, a przede wszystkim troskliwą opiekąOsiedle w Penrhos powstało 1949 roku po wielu miesiącach poszukiwań stosownego miejsca w różnych częściach Wlk. Brytanii. Najpierw wydzierżawione od Ministerstwa Lotnictwa (było tam w czasie wojny lotnisko), potem odkupione na własność przez PTM.
– Starania o to Osiedle odbywały się w czasie i w atmosferze gdy większość nas, szarej masy emigracyjnej, głównie wojskowej w Wlk. Brytanii, żyło nadzieją że za rok, dwa czy najdalej trzy wrócimy do wolnej Polski – wspominał reporter „Dziennika” w okolicznościowym materiale na 25-lecie Osiedla. – Ale ludzie tworzący PTM a w jego ramach Osiedle w Penrhos – wiedzieli, byli od nas mądrzejsi. I tak powstał polski Penrhos.To w najogólniejszym skrócie historia powstania PTM i „Soplicowa w Walii”. Kto ciekaw szczegółów, znajdzie je w broszurze Janusza Kowalewskiego pt. „Penrhos – Soplicowo w Walii”, wydanej przez kombatancki „Gryf” w roku 1975.
Wróćmy do współczesności. Pani Ania – przedstawiona już jako nasz reporterski przewodnik – opisuje to miejsce jako polskie osiedle, atrakcyjnie położone z dala od miejskiego zgiełku, na dużym terenie-ogrodzie. Mieszkańcy mają tu możność odpoczynku, wolnego od banalnych trosk i codziennych zmartwień. Kwitnie tu życie kulturalne, społeczne, religijne, święci się ważne rocznice narodowe. Penrhos żyje teraźniejszością spraw, jakie dzieją się wokół.
– Wokół Osiedla znajduje się duży park pełen drzew i krzewów, pozwala na przyjemne spacery – opowiada pani Ania. – Mieszkańcy Osiedla czują się bezpiecznie, nawet już po zapadnięciu zmroku. W centrum Osiedla jest polski kościół gdzie codziennie odbywają się polskie nabożeństwa z udziałem polskiego księdza. Jest też sklepik, biblioteka oraz stanica, gdzie mają zjazdy harcerze.
– Penrhos jest jedynym tego typu miejscem na Wyspach – podkreśla pani Ania. – Mieszkańcy mają samodzielne mieszkania z własną łazienką, kuchnią, salonem i sypialnią. Prowadzą samodzielne życie. A jak potrzeba im pomocy, bo zdrowie na zupełna samodzielność nie pozwala, to jest fachowa opieka. Warto jeszcze dodać, że ośrodek zapewnia stałą opiekę pielęgniarską dostępną w szpitaliku. Na terenie Osiedla jest ambulatorium, jest pralnia, codziennie też kursuje autobus do pobliskiego miasta – Pwllheli – dodaje pani Ania.
Polskie Osiedle zmieniło diametralnie swe oblicze w początku lat osiemdziesiątych. Wówczas to domki zostały przebudowane tak, by każdy mieszkaniec posiadał swe własne mieszkanie z pokojem, kuchnią i łazienką. W połowie 1980 roku na łamach „Dziennika” czytaliśmy o przejściu ze stylu bara(o)kowego „na nowoczesne, solidne domy z cegieł o stromych wysokich dachach krytych walijskim. ciemnoszarymi łupkowymi dachówkami”.
I znów ta „rewolucja w Penrhos” opierała się o prezesa PTM Soboniewskiego, któremu towarzyszył Leon Kowal ówczesny kierownik Osiedla i Stefan Jankowicz (wówczas redaktor „Ułana Karpackiego”, a zarazem tłumacz „Sonetów” Petrarki i sam poeta i pisarz).
– Tu wszystko jest polskie, poczynając od wysokiego żelaznego krzyża, zbudowanego przez żołnierzy PKPR z napisem: „W drodze ku Wolnej Polsce” – pisał wtedy korespondent „Dziennika” odwiedzający Penrhos. – Dalej kłonimy głowę przed piękną przydrożną kapliczką zaprojektowaną i zbudowaną przez kpt. Waleriana Lesieckiego. Potem kościół z pięknymi witrażami Feliksa Matyjaszkiewicza. Polski sklepik. Biblioteka z pięcioma tysiącami książek. Kawiarnia. Wspólna jadalnia z polską świetną kuchnią (brawo zaopatrzenie i kucharze!).
Wyeliminowane jest niebezpieczeństwo pożarów – podkreślał nasz korespondent – nie ma w domach ani kominków, ani żadnych palenisk dymnych – elektryka, centralne ogrzewanie; wygodne bariery, niskie szerokie schody. Jednym słowem cuda, cuda… – zachwycał się „Dziennik” w końcu 1982 roku obserwując postęp robót.
– Ale niektórzy mają też wątpliwości czy „te kamienice nie zmienia swojskiego charakteru Osiedla…? Czy zamiast polskiej wsi nie wyrasta „miasto”? Oczywiście że nie. Polski charakter „Soplicowa” zostaje. Zostaje zieleń ogrodów. Zostaje krzyż, kościół, kapliczka przydrożna. Zostaje wspólna jadalnia. Zostaje cała ta polska atmosfera. Plus większe wygody, bezpieczeństwo – …uspokajał „Dziennikowy” korespondent.
I chyba właśnie ten niepowtarzalny polski klimat, domowa atmosfera i spokój są największymi atutami tego miejsca. Mieszkają tu ludzie, których łączą wspólne upodobania, podobne przypisane ich pokoleniu doświadczenia i przeżycia oraz troski i problemy – dla nich magnesem jest pewna formuła spokojnego spędzenia czasu, w gronie swoich rówieśników.
Tak było przed laty, i tak jest i teraz.
– Siedzieliśmy z Clivem przy wigilijnym stole w ładnie udekorowanej sali w gronie blisko stu osób. – opowiada pani Ania. – Oprócz stałych mieszkańców Osiedla przyjechali tu na święta ich krewni i znajomi było więc sporo odmiany. Krewni odwiedzający rezydentów mają do swej dyspozycji na terenie Osiedla hotel z bardzo przystępnymi cenami. A wracając do świąt to potrawy wigilijne były na wskroś polskie, co bardzo przypadło do gusty nie tylko naszym rodakom, ale przede wszystkim ich brytyjskim gościom: barszcz z uszkami, pierogi z kapustą, a jak kto wolał to kapusta z grzybami i fasolą, potem ryba, kompot z suszonych owoców i ciasto… Sama kolacja wigilijna poprzedzona błogosławieństwem przez księdza i wspólną modlitwą. A kierownik Osiedla Michał Dreweński witał zebranych mieszkańców i gości po polsku, po angielsku i po walijsku! – uśmiecha się pani Ania.
Penrhos jest osiedlem mieszkaniowym, ale oprócz stałych mieszkańców ma także (głównie latem) gości urlopowych. Przegląd archiwalnych wydań „Dziennika” zaowocował taką oto dla przykładu krótką notką z lipca 1976 roku: „Grupa 16 osób z Birmingham, przebywała dwa tygodnie w osiedlu Penrhos w Walii, gdzie beztrosko i w czystym powietrzu spędziła czas, z dala od dusznego miasta. Pobyt był, bardzo udany pod każdym względem.”
Nie inaczej opisują Penrhos dzisiejsi rezydencji – rozmówcy Anny Smith, która niektórych mieszkańców Osiedla zna od lat np. z paniami Heleną Sikorską i jej siostrą Wandą mieszkały niemal po sąsiedzku, w tej samej dzielnicy Londynu.
– O połowę albo i więcej – mówi naszej sprawozdawczyni Krystyna Kosiba, która mieszka tu już 9 lat. Pani Krytsyna jest osobą aktywną, należy do Zarządu Osiedla i chwali współpracę z kierownikiem Michałem Dreweńskim. W Penrhos w osobnym mieszkaniu mieszka również jej córka.
– Rozmawiałam również z panią Barbarą Stepan, która w ośrodku zamieszkała wraz z mężem przed pięciu laty. Pani Barbara mówi, że osiedle to „przedsionek do nieba” – kończy opowieść Anna Smith.
Jarosław Koźmiński