Drukiem ukazały się niedawno miniatury o książkach, ludziach i miejscach, autorstwa Szeherezady Mai Elżbiety Cybulskiej. Spotkanie, poświęcone autorce literackich gawęd, odbyło się ostatnio w Bibliotece Polskiej w POSK-u, a promowało go hasło, nawiązujące do tytułu zbioru tekstów, które gdzieś, kiedyś były już przez Maję Cybulską opublikowane, między innymi w Dzienniku.
Opowiadała m.in. o swojej drodze do literatury oraz o polonikach, odkrywanych w książkach autorów całego świata. Był to swego rodzaju przewodnik Cybulskiej po perspektywach poszukiwania i odnajdywania piękna w lekturze. Wygląda więc na to, że piękno to poznanie. Tytuł książki nawiązuje do anonimowego powiedzenia: „Życie dałoby się znieść, gdyby nie było czasem takie piękne”. Na pierwszy rzut myśli – myśl to pokrętna. Odczytać cytat dosłownie? Bo co jest piękne, jak nie dobro i miłość, a więc życie byłoby znośne, gdyby nie dobro. Gdyby nie miłość, byłoby prosto: narodził się, użył i umarł. Trumna i do ziemi. I to już koniec, nie ma nic więcej. Duby smalone przez niedowiarka. Dobro i miłość są wymagające. Żądają bezwarunkowego złamania swojej natury, rozpychającej ego nieustanną zachcianką. Ale gdy spojrzeć na piękno zwyczajnie, codziennie, to przecież nie jest ono wcale takie trudne. Bo bywa, że człowiek przeczyta książkę, która sprawi, że będzie miał coś do powiedzenia. Bo w ogóle jeszcze można wziąć do ręki książkę. Powąchać i dotknąć jej kartek i alfabetu.
Czasem jest przecież pięknie, gdy ktoś poda rękę, podtrzyma mikrofon i nie będzie oczekiwał wdzięczności. Gdy człowiek znajdzie się w sytuacji ekscentrycznej i nagle będzie mógł usiąść po drugiej stronie stołu. Gdy czasem w jednym miejscu zgromadzą się znajomi, aby człowieka wysłuchać. Pięknie jest, bo bywa, że słuchać chcą nawet obcy. I jeszcze wtedy, gdy czasem można porozmawiać z osobą niezwykłą. Wraca się potem do domu na skrzydłach i od progu woła: Ale człowiek!
– Ja piszę o ludziach, piszę o książkach, mówię o innych. A tutaj? Będę musiała mówić o sobie. Między innymi. Bo inaczej się w ogóle nie obejdzie – utyskiwała eseistka, choć przecież na żarty. Ale gdy opowiedziała nam trochę o sobie, o swojej drodze do literatury brytyjskiej, do odkrywania kultury tego kraju, do pisania w „Wiadomościach”, a potem w „Tygodniu Polskim”, to faktycznie, jak stało w haśle tego spotkania, wysłuchaliśmy gawędy osoby, która powiedziała nam przecież, dlaczego czasem może być pięknie. Bo bywa, że powraca do nas bardzo dawno odbyta rozmowa. I okazuje się nagle, że to, co wówczas wydało nam się mało ciekawe, nagle zyskało wartość. Bo bywa i tak, że nawet plotka może być pożyteczną. Tworzy obraz fałszywy, ale jak lepiej się wtedy pamięta. Bo trafi się wiersz, który pociąga. Bo zdarzy się, że znajdzie się taki, który człowieka zrozumie.
I kiedy jeszcze czasem jest pięknie? Gdy spotykam takiego, który wskazuje mi drogę. Jak Maja Cybulska, która spotkała Stefanię Kossowską, a ta pomogła jej zrozumieć, że skoro jest w Anglii, niech zgłębia kulturę wyspiarzy. A potem nich o niej pisze. Bo czasem człowiek zamieszka gdzie indziej i zyska pewność, że tam właśnie upłynie jego życie.
I pięknie jest, gdy czasem człowiek dowie się czegoś, lub pozna swoje błędy. A czasem przez chwilę czujesz się pewnie. A czasem, gdy złamiesz tę swoją naturę, to chwila pewności zmienia się w trwanie i to jest dopiero piękno.
Widać je również wtedy, gdy coś się skończyło i pojawi się propozycja. Pięknie jest, gdy drugi człowieka doceni. Zdarza się przecież każdemu, zdarzyło się i gawędziarce. Że dadzą w gazecie rubrykę, i zgodę na własne pomysły. A zgodę poprzedzi pochlebstwo. Zamuruje człowieka i jest to przyjemne. Niepiękne to jest, ale pieści.
Aż wreszcie robi się pięknie, gdy okazuje się, że jednak jest tolerancja. Że nie likwidują. Że w polskiej gazecie da się jednak pisać o sprawach niepolskich, i pozwolą być człowiekowi pośrodku. I pięknie jest, gdy zdarza się coś, co interesuje szalenie. I gdy się człowiek dowie, iż umie opowiadać baśnie, i że ma wielbicielkę.
Najpiękniej jest, gdy zdarza się duża przyjaźń na dużą odległość. Tak Maja Cybulska przyjaźni się z Ryszardem Demelem, listownie. Inny rodzaj najpiękniejszego jest wtedy, gdy człowiek odkryje tam, gdzie się nie spodziewa. Na przykład Polaka. Gdy rodak znienacka wyskoczy z kart obcojęzycznej książki. I jakże jest pięknie, gdy Obcy pojedzie do Lwowa, gdy zajrzy do Brodów, gdy zechce odwiedzić Berdyczów, i gdy dostrzeże, że Conrad był Korzeniowskim. Szeherezada dokonała wielu takich odkryć.
– Pomyślałam, że to nasze dążenie do tego, żeby podkreślać, że tu, czy tam urodził się Polak, a tu napisał, a tam wystąpił, że właściwie to wcale nie jest konieczne – mówiła podczas spotkania ze swoimi czytelnikami, przyjaciółmi i znajomymi. – Dlatego, że w bardzo wielu książkach, które czytałam, i z których pochodzą sprawy i ludzie, o których piszę, bardzo często jest mowa o Polsce. Że właściwie nie musimy się martwić o to, że Polaków nie widzą. Widzi się ich. Nawet się idzie ich śladem, tylko niekoniecznie poprzez przedstawianie ich poszczególnych losów – tłumaczyła autorka. Odkrywając w lekturach pisarzy całego świata te drobne, czasem anonimowe, a czasem pokaźne wątki polskie, poczuła piękno przynależności, tej wielkiej kulturowej jedności, której my, Polacy, jesteśmy częścią. Bierzmy się więc za lekturę.
Elżbieta Sobolewska