11 lutego 2015, 09:26
Spór o Kirkcaldy

Bennochy House, czyli Dom Kombatanta w Kirkcaldy, jest jednym z najstarszych Domów Kombatanta, zakupionym już w 1953 roku. Zafundowany został wysiłkiem lokalnych członków-żołnierzy, a przede wszystkim ich szkockich żon. Co do wielkości dom jest ciekawy, bo stoi we własnym parku otoczony alejami drzew, wśród których znajduje się imponujący Pomnik Katyński odsłonięty w roku 1978. Budynek posiada zarówno dużą sale dla zabaw i oddzielną sale konferencyjną z własnym barem i dodatkową świetlicą dla mniejszych spotkań. Jest miejsce dla restauracji i kuchni, a w budynku odbywają się mszy św. I co najważniejsze, mają tutaj miejsce lekcje lokalnej szkoły sobotniej. Budynek często odwiedzał generał Maczek, któremu urządzono tu pierwszy wieczór autorski jego książki „Od podwody do czołga”, gdzie mieściła się przez wiele lat Sala Pamięci Pierwszej Dywizji Pancernej. Lokalne Koło nr 50 nawet przybrało nazwę im. Generała Stanisława Maczka.

Koło zawsze było hojne, gdy chodziło o pomoc dla Polski, szczególnie w czasie repatriacji Polaków z Rosji w latach 50. i w czasie stanu wojennego. Pieczołowicie dbano o utrzymanie i stały remont budynku, jak również pomnika. Niezawodne żony i wdowy Szkotki oddawały swoje klejnoty i czas na utrzymanie życia budynku, dopilnowując aby był dochodowy.

Takich Domów Kombatanta w Wielkiej Brytanii było kiedyś 36, dziś już tylko cztery są aktywne (Amersham, Bristol, Edinburgh i Kirkcaldy). Gdy zaczęły obumierać te koła i kluby SPK, które nie miały siły czy zapału aby wprowadzać nowych członków z nowych pokoleń (zgodnie ze Statutem, który otworzył członkostwo Stowarzyszenia nie tylko kombatantom i ich rodzinom, ale wszystkim Polakom zamieszkałym w Wielkiej Brytanii, którzy przyjmowali tezy i cele Statutu), Zarząd SPK czuł się zobowiązany, aby obumarłe koła i kluby zamykać. Parę z nich było w żałosnym stanie, bojkotowane przez polską młodzież ze względu na nieciekawą klientelę niepolską obsiadającą zaciemnione bary, a ponure sale spotkań otoczone były szklanymi szafami pełnymi niedostępnych książek w brązowych okładkach, i portretem królowej jeszcze z roku Koronacji.

Lecz nie wszystkie kluby były w takim złym stanie. Takie jak Kirkcaldy mogłyby przy odpowiedniej inwestycji strukturalnej jeszcze zadziałać i pokryć swoje koszty. Lecz już w ostatnich dziesięciu latach ukształtowała się inna polityka Zarządu. Nie będzie się nic doinwestowywało do domów ani ze źródeł centralnych, ani lokalnych. Po roku 2004, gdy zjawił się tu nowy napływ obywateli unijnych z Polski, zaczęły powstawać zapotrzebowania na Domy Polskie jako nowe ośrodki kultury i oświaty. Może nie było to od razu oczywiste, szczególnie dla wielu nowych przybyszów, którzy uważali swój pobyt na Wyspach jako tymczasowy i nie myśleli jeszcze, że tu będą zakładać rodziny. Lecz już po pięciu latach było oczywiste, że w takim kierunku podążają nowo przyjezdni i już w szybkim czasie zaczęli zapuszczać tu swoje korzenie. Jak już wiemy polskie matki w Wielkiej Brytanii rodzą tu obecnie przeszło 20 000 dzieci rocznie. Z poczucia obowiązku instytucje polonijne dostosowały się do tych nowych okoliczności – parafie, Polska Macierz Szkolna, Związek Techników, Związek Nauczycieli, POSK, instytuty muzealne, Związek Artystów, Zjednoczenie Polskie – starały się przyjmować nowych członków w swoje szeregi .

Ale niestety nie Stowarzyszenie Polskich Kombatantów. Zapotrzebowania na domy kultury dla nowych przybyszów traktowali wyłącznie jako zagrożenie. Cofnęli prawo kół do rekrutowania nowych członków i przyspieszyli zamykanie istniejących Domów Kombatanta traktując własne decyzje niedoinwestowania do tych starych nieco podupadłych domów i zakazu wszelkich zasadniczych remontów, jako powód do określenia domów jako nierentownych. Mimo petycji i protestów z różnych okolic, nawet czasem od władz miejskich, jak w Sheffield, rok w rok zamykano po kolei każdy dom i pospiesznie sprzedano bez największego rozgłosu, aby w żadnym wypadku nie sprzedano czy przekazano budynki w polskie ręce. Dla nich te domy nie były sprawą ogólnospołeczną, ale wyłącznie wewnętrzną.

I tak właśnie było w Kirkcaldy. Ilość aktywnych Polaków zmalała. Pokruszyły się szeregi samych kombatantów. Pozostały ich dzieci, które obejmowały z wielkim poświęceniem funkcje swoich rodziców. Udało się zorganizować 20 lat temu generalny remont, a w roku 2010 trzeba było przeprowadzić dalsze renowacje dekoracji i mebli z samych dochodów klubu. Klub odżył. 6 lat temu wznowiono tu polską szkołę sobotnią, w której uczęszcza ponad 60 dzieci. Odbywają się tygodniowe spotkania matki i dziecka. W każdą niedzielę restauracja jest otwarta i można zjeść tanie 3-daniowe posiłki dzięki dwóm młodym kucharzom z Polski. W środę można zagrać Bingo, a w czwartki są regularne wieczory muzyczne. W piątki odbywają się turnieje w strzałki, a w innym pokoju urzędują brydżyści i wielbicieli yogi. Raz na miesiąc spotyka się Klub Wędkarski i również brytyjska organizacja Fife Parachute Association, historycznie powiązana z Polską Brygadą Spadochronową, która traktuje Dom Kombatanta jak swoją siedzibę. W tym budynku radni i członkowie parlamentu szkockiego mają regularne godziny przyjęć dla mieszkańców miasta.

Dwa lata temu klub zorganizował tu festyn polski „Family Fair” dla całego miasta. Dzieci ze szkoły występowały z tańcami i wierszami, stragany z polskim żywnością, łącznie z ciastkami domowej roboty. Autor dla dzieci Andrzej Grabowski zorganizował warsztat dla młodych i nie tak młodych, pisarzy. Młodzi inżynierowie z lokalnego Adam Smith College zorganizowali bardzo modny teraz warsztat o nowych źródłach energii. Ten festyn odbywa się teraz co roku w lipcu.

Dom jest siedzibą polskiego życia na tym terenie. Tu corocznie odbywają się obchody świąt narodowych i kościelnych – rocznica Katynia, 3 Maja, obiad wielkanocny, Święto Żołnierza, Święto Niepodległości, opłatek świąteczny, św. Mikołaj dla dzieci i emerytów.

Dochód jest nie duży, choć pokrywa bieżące wydatki, łącznie z kosztami administracyjnymi Zarządu i kwartalnym tzw. „haraczem” dla PCA Ltd w Londynie. 77-letnia kierowniczka Halina Łopatowska i jej rodzina prowadzą całe przedsiębiorstwo za darmo i utrzymują się sami. Ktoś by pomyślał, że stary Zarząd SPK, a teraz dyrektorzy PCA Ltd. byliby szczęśliwi i wdzięczni, że tak długo udało się uratować i prowadzić z dochodem to przedsiębiorstwo.

Ależ skąd! Osiągnięcia społeczne klubu ich nie obchodzą. To już nie stare SPK ze swoją wizją społeczną. Interesują ich tylko „długi”. Na rok 2012/2013 PCA Ltd. oceniało straty bieżące na £7332, natomiast na rok 2013/2014 jako już tylko £435. Pani Łopatowska liczyła się z tym, może trochę naiwnie, że przy tak zmniejszonym zadłużeniu bieżącym będzie mogła, przy ofiarowaniu własnych dodatkowych osobistych środków finansowych, zapewnić przyszłość dla szkockiego klubu. Niestety Zarząd widział to inaczej. Na grudniowym zebraniu wyciągnął ponownie sprawę historycznego zadłużenia klubu opartego o cyfry, które są wciąż powtarzane, ale nigdzie nie uzasadnione. O tych długach nękano już poprzednich prezesów klubu z lat 90-ych, mimo że były prezes SPK Wielka Brytania, Czesław Zychowicz, zapewniał że klub będzie miał przyszłość. Na tym zebraniu poddano panią Halinę brutalnej upokarzającej naganie za jej wysiłki w wprowadzeniu tej placówki. Zapowiedziano jej, że decyzja Zarządu o zamknięciu klubu jest nieodwołalna.

Pani Halina wyszła ze spotkania roztrzęsiona. Wycieńczona stałą troską o dom, przemęczona podróżą ze Szkocji do Londynu i zestresowana wynikiem zebrania, nabawiła się zapalenia płuc i przebywała przez szereg dni w szpitalu. Do zdrowia wraca dopiero teraz. Na ostatnim zebraniu Zarządu koła podjęto decyzję aby rozpocząć petycję do społeczeństwa i do Urzędu Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych w Warszawie aby dom uratować od zamknięcia. Wśród 200 osób, które dotychczas podpisały petycję, znajduje się obecny poseł i były premier Gordon Brown.

Oczywiście PCA Ltd. nie kieruje się tylko względami gospodarczymi. Okazuje się, że ma środki na poparcie Klubu w Edynburgu, mimo jej słabej używalności lecz prezesem jest akurat członek Fundacji SPK. Pani Łopatowska natomiast nie popierała kontrowersyjnego rozwiązania starego SPK. Tym samym Fundacja SPK też nie okazuje żadnej woli ratowania tej placówki, tak jak i innych inicjatyw podjętych przez obecne Koła SPK, które się jeszcze nie rozwiązały. Przy negatywnym podejściu PCA Ltd. uważam, że sprawa leży w gestii konsulatu RP aby przedstawić wniosek o odpowiednie wsparcie ze strony MSZ-u i Wspólnoty Polskiej, którzy przyjęli na siebie odpowiedzialność dla ratowania wartościowych placówek.

Pamiętajmy, że tu nie tylko chodzi o budynek polski ze szkołą sobotnią i potencjalnym ośrodkiem polskiej kultury, ale również o pomnik katyński na terenie klubu. Pod katyńskim pomnikiem leży ziemia przewieziona z miejsca kaźni w Katyniu. Co się z nią stanie? Chyba nie będzie wyrzucona na śmietnik?

 

Wiktor Moszczyński

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Wiktor Moszczyński

komentarze (1)

  1. Dzień dobry,
    Owszem, dodam komentarz – bo znam dobrze to miejsce i uczestniczyłem tam w wielu spotkaniach… Ale to trochę potrwa, zanim na ręce Redaktora Naczelnego wpłynie moja refleksja historyczna. Dziękuję za podpowiedź wdzięcznego tematu, gdyż Bohaterem mego wspomnienia będzie śp. Generał Maczek!

    Łączę dobre myśli,

    Wojciech J. Podgórski
    Warszawa, 5 marca 2015