Najlepsze rzeczy powstają spontanicznie. Ostatnia wystawa dwóch artystek – Joanny Ciechanowskiej i Gail Olding jest na to najlepszym dowodem. Prace angielskiej artystki miały być wystawione wraz z obrazami innej, ta jednak w ostatniej chwili odwołała swój udział. Wówczas na pomoc przybyła kierowniczka galerii w POSK-u, która odszukała swoje prace odpowiadające tematyce i zgodziła się je pokazać w towarzystwie instalacji Olding.
– On tam musi wisieć. Nikt nie ma prawa, go dotknąć, choć jest to kuszące. Taka jest dualistyczna natura człowieka, dobra i zła jednocześnie. Jedna drugą kontroluje, powstrzymuje, wpływa na jej decyzje – mówiła Gail Olding podczas wernisażu. – Musimy jednak bronić się przed otworzeniem Puszki Pandory, która w czasie II wojny światowej dokonała takiego spustoszenia w ludzkości. Pragnę zauważyć, że nie bez kozery gablota została wykonana ze szkła kuloodpornego. Nie można otworzyć jej przez przypadek, niechcący. Jej zawartość jest dobrze strzeżona. Wystarczy jednak, że znajdzie się jedna, tylko i aż jedna osoba, która nie zawaha się przekręcić klucza, który jest przecież na wyciagnięcie ręki. Dlatego musimy być czujni i nie spuszcza oka z klucza – tłumaczyła.
To jest praca o nie tylko o zbrodniach hitlerowskich, lecz też o dokonywaniu wyborów z wyraźnym biblijnym motywem. – Dlaczego taczka jest pełna soli? To nawiązanie do żony Lota, która wraz z mężem i dwiema córkami uciekała z zagrożonej zagładą Sodomy. Złamała jednak boski nakaz i spojrzała się za siebie, zamieniając się w słup soli. Natomiast druga taczka pełna popiołu to oczywiście nawiązanie do krematorium – dodała artystka.
Instalacja ma jeszcze jeden nieco nieśmiały, ale sugestywny element. Martwa, sucha roślina, przywodząca na myśl filmy o dzikim zachodzie. Z angielskiego tumbleweed, czyli samotne kule splecionych łodyg solanki kolczystej, oderwanej od korzenia, samoistnie toczącej się po podłożu, niesionej przez zakurzony wiatr, to nieodłączny element pejzażu pustyni –najbardziej pustego, samotnego miejsca na ziemi.
Wywołującą zimny dreszcz praca przywodzi na myśl równie wyrazistą ekspozycję, którą można oglądać w muzeum w Oświęcimiu. – To prawda, wizyta w tym miejscu wstrząsnęła mną i wpłynęła na ostateczny kształt wystawy – wyznała artystka, która nie ma żadnych polskich ani żydowskich korzeni, która po prostu, po ludzku nie potrafiła przejść obok tej tragedii obojętnie.
Czarno-białe prace Joanny Ciechanowskiej idealnie w tę estetykę się wkomponowują. „Confrontation” to w rzeczywistości zdjęcie częściowo zdartego plakatu na jednej ze stacji londyńskiego metra, następnie wielokrotnie cyfrowo zmodyfikowane. Jedni widzą w nim upiorną twarz, drudzy bombę atomową, jeszcze inni czaszkę czy meduzę. Według interpretacji autorki grafika przedstawia drapieżnego ptaka wojny.
Z drugą pracą – „Symphony of Sorrowful Songs” – wiąże się cała historia. – Szłam Hammersmith, gdy natknęłam się na inny częściowo usunięty plakat. Niewyraźne, przeorane bzdurami podartego papieru twarze uderzyły mnie, że nie mogłam się oprzeć, żeby zrobić im zdjęcie – wspomina Ciechanowska.
– Zobaczyłam w nim twarz dziewczyny, a może madonny? W tym czasie, gdy ta praca powstawała, popularna stała się muzyka Henryka Góreckiego. Jeden ze swoich utworów ten polski kompozytor napisał zainspirowany wydrapanymi na ścianie dawnej celi Gestapo w Krakowie słowami: „Matko nie płacz”. Ich autorką była 18-letnia dziewczyna, torturowana, a następnie zamordowana w czasie II wojny światowej. Wykorzystałam ten motyw w grafice, a tytuł zaczerpnęłam z utworu Góreckiego – podsumowała.
Oglądający wystawę nie szczędzili pochwał. – Ja dopiero przyszłam, ale już mogę stwierdzić, że to rewelacja! Właśnie takie wystawy powinniśmy robić –oceniła z wielkim entuzjazmem Elżbieta Chojak-Myśko, znana ze swoich przestrzennych prac z wykorzystanie przedmiotów codziennego użytku.
Nie ulega wątpliwości, że wystawa jest celująca, w opinii gości, jedna z najlepszych, które można było zobaczyć w POSK-u w przeciągu kilku miesięcy. Nic dziwnego obie autorki to wybitne postaci świata sztuki. Gail Olding jest absolwentką University of Westminster oraz Central St Martins. Ma dwa fakultety – z fotografii i sztuki. Malarstwa uczyła się też od austriackiego artysty Hermanna Nitscha. W jej pracach prezentowanych na międzynarodowych wystawach odnajdziemy elementy historyczne, polityczne, religijne i humanistyczne.
Natomiast Joanny Ciechanowskiej nie trzeba przedstawiać. Jest uznaną artystką zarówno w ramach polskiej jak i brytyjskiej społeczności. W kierowniczce galerii pokładamy nadzieję, że już wkrótce zobaczymy w POSK-u równie interesujące wystawy.
Tekst i fot. Magdalena Grzymkowska