Dzisiaj zapędzeni i zafascynowani komunikacją w cyberprzestrzeni coraz mniejszą troską otaczamy SŁOWO i coraz mniej doceniamy jego wartość, zaś w wielu dziedzinach nauki, a nawet w kontaktach społecznych, marginalizujemy relacje komunikacyjne między ludźmi. Bombardowani ekspansją mediów koncentrujemy się na sile SŁOWA przybierającego postać agresywnych komunikatów politycznych bądź blefujących sloganów marketingowych, piszemy do siebie skrócone e-maile i bezosobowe SMS-y. A przecież wiemy, że nic nie zastąpi SŁOWA w relacjach międzyludzkich, bowiem to ono, SŁOWO, tworzy istotę więzi, w których niezbędna jest empatia, otwieranie się na Innego, poszukiwanie w sobie wzajem nadziei i zrozumienia. Nawet wtedy, a może przede wszystkim wtedy, gdy wiemy i czujemy, że nasze ludzkie funkcjonowanie zostało tak bardzo stechnicyzowane i zinstrumentalizowane i nie ma w nim miejsca na SŁOWO. No bo czyż można o medycynie i tak wyspecjalizowanej dziś medycznej cywilizacji myśleć w kategorii SŁOWA?
A jednak, wybitny lekarz, profesor nauk medycznych, znany na wielu zagranicznych uczelniach medycznych, pracownik Katedry Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Jagiellońskiego, zajmujący się kardiologią i pulmunologią, nieżyjący już od trzech lat, Andrzej Szczeklik twierdził: SŁOWO w medycynie jest esencją mego zawodu. Chory przychodzi do lekarza – kontynuuje w swoich ostatnich wypowiedziach medialnych ten wybitny, znany z wielu osiągnięć medycznych lekarz – ze swoimi smutkami, zwątpieniami i bólami. A lekarz ma znaleźć drogę do takiego człowieka (…). Sztuka polega na tym by otworzyć się na chorego, poddanego szczególnemu ciśnieniu samotności, nawiązać nić porozumienia i wyłuskać w rozmowie to, co z choroby istotne(…). Przekazywał swoje światowe doświadczenia o tym, iż w krajach takich jak np. Szwecja kładzie się istotny nacisk na różne formy wywiadu z pacjentem, a w Stanach Zjednoczonych na uczelniach medycznych tworzone są katedry medycyny narracyjnej. Szczeklik marzył o stworzeniu takich katedr w polskich uczelniach medycznych. W Polsce także, w niektórych, środowiskach medycznych coraz bardziej docenia się rolę SŁOWA i empatii, kształtuje przekonanie o tym, jak ważny jest oparty na SŁOWIE kontakt lekarza z pacjentem, a nawet uczy się w czasie szkoleń różnych form komunikowania. Świadczy to o tym, iż właśnie w SŁOWIE zaczyna poszukiwać się duszy medycyny. Skoro dla tego lekarza i humanisty leczenie rozumiane było jako współmyślenie z pacjentem, jego ciałem i duszą, wspólna wędrówka pacjenta i lekarza, podkreślał to niejednokrotnie, nigdy nie będzie ona opisana odgórnymi zaleceniami. Medycyna w poszukiwaniu duszy staje się, jak niejednokrotnie twierdził autor tych rozważań ,sposobem mówienia, a nade wszystko sposobem słuchania. Studia medyczne zaś nie uczą słuchania pacjenta… I warto chyba zadać pytanie, czy silniejszym niż dotąd obiektem zainteresowania nie powinno stać się SŁOWO w medycynie, czy nie powinna narodzić się w polskich praktykach medycznych retoryka medyczna? Świadomość wagi SŁOWA w kontaktach pacjent – lekarz, a także pacjent – pielęgniarka, opiekunka, rehabilitant i inni przedstawiciele personelu pomocniczego okazuje się niezbędnym potencjałem profesjonalizmu medycznego zmierzającego ku poszukiwania duszy medycyny. Retoryka medyczna i będąca jej szczególnym gatunkiem ,jak nazywał ją Andrzej Szczeklik, narratologia medyczna, stają się niezwykle ważnym współcześnie wyzwaniem dla medycyny. Trudno wyobrazić sobie wspólną drogę pacjenta i lekarza w stronę prawdy, w poszukiwaniu owej duszy medycyny bez SŁOWA, w którym zawierać się będzie empatia, umiejętność nazywania i odkodowywania znaczeń, także, a może przede wszystkim, tych związanych z bólem i cierpieniem, ludzką samotnością, rozpaczą i nadzieją . Brak nam dzisiaj opanowanej i uświadomionej koniecznością pogłębiania człowieczego wymiaru medycyny znajomości retoryki cierpienia, empatii, retoryki medycznej prawdy i prowadzącej do niej drogi, retoryki otwierającej serce pacjenta i lekarza, który kierować będzie owo przesłanie do chorego: „Będę z Tobą. Nie opuszczę Cię. Nie zostaniesz sam.” A w źrenicy chorego pokaże się, jak chciał tego profesor Szczeklik, Kore… dusza. Chory przychodzi ze swym bólem, cierpieniem wołaniem o pomoc. A lekarz nie bacząc na lęk chorego (i swój własny), wiedząc jak mało wie(zawsze za mało), mówi: „Stanę przy tobie. Razem spojrzymy niebezpieczeństwu w twarz.”
Oczywiście trudno sobie wyobrazić lekarza, któremu obce byłyby podstawy nauk przyrodniczych. Ale nie one jedyne rozstrzygają o tym, czy ktoś będzie dobrym, a nawet wybitnym lekarzem i odniesie sukcesy w swojej praktyce. Do tego potrzebna jest umiejętność komunikacji, współczucie empatia… – mówi Andrzej Szczeklik. Lekarz winien chcieć i umieć słuchać chorego. Otworzyć się na tego, który poddany jest szczególnemu ciśnieniu samotności. Zachować pokorę, nie narzucać z góry władczych koncepcji choroby. Ileż w tych słowach troski o duchowość pacjenta, a więc i samej medycyny. Tak jeszcze nie mówią o tym dzisiaj ani lekarze, ani środowiska administrujące służbę zdrowia… Pozostaliśmy na poziomie sensu znanych słów: przychodzi baba do lekarza.
A gdzie się podziała dusza medycyny?
Ewa Lewandowska-Tarasiuk