Do tej pory przyszło mi żyć w trzech krajach: Zjednoczonym Królestwie, III Rzeczpospolitej Polskiej i Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Ostatni z nich znam najgorzej, gdyż wówczas byłam zbyt pochłonięta dążeniem do własnej autonomii i wykręcaniem szczebelków z łóżeczka. To był mój największy przejaw buntu wobec systemu. Sprawy wagi państwowej pozostawiłam dorosłym.
Wykład profesora Jerzego Kolankiewicza na School of Slavonic and East European Studies miał za zadanie te braki w wiedzy uzupełnić, nie tylko mnie, ale też Brytyjczykom oraz przedstawicielom emigracji niepodległościowej. Jego wykład stanowił przegląd trzydziestu lat polskiej socjologii, pokazany z dwóch perspektyw: zmian socjologicznych zachodzących w Polsce i rozwoju tej nauki w takich warunkach. Pokazywał też rozbieżności pomiędzy rzeczywistością polską a brytyjską. Używał do tego symbolicznych zdjęć, jak chociażby porównanie strajku studenckiego w Leeds i w Warszawie. Na tym pierwszym przy kawie i ciastkach siedziało kilka osób dyskutujących o prawach studenta. W Warszawie pod pomnikiem Kopernika zebrał się kilkutysięczny tłum, a wzburzony mówca przemawiał doń przez megafon. I finał strajków był dramatycznie różny w skutkach. Na kolejnym zdjęciu widzimy, jak Jack Straw, późniejszy minister spraw wewnętrznych z ramienia Partii Pracy, a w 1968 roku student Uniwersytetu w Leeds, tańczy walca z księżną Kentu. Z niepokornymi studentami w Polsce zatańczyła milicja.
Profesor roztoczył przed zgromadzonymi pełen kalejdoskop postaci i wydarzeń, które wpływały na to, jak zmieniało się polskie społeczeństwo. Wśród nich filmy „Popiół i diament”, „Nóż w wodzie”, polska sztuka plakatu, aktor Zbigniew Cybulski, gazeta związkowa „Robotnik Wybrzeża”. Pokazał również szarą rzeczywistość, wiele sugestywnych fotografii kolejek do sklepów, w których nie było produktów. Kolejki bez kolejki dla kobiet w ciąży i dla weteranów wojennych. Typowego kombinatora z naszyjnikiem z rolek papieru toaletowego, który potem odsprzedawał za inne dobra. Udowadniał, dlaczego Polacy do tej pory są bardzo nieufni, a powiedzenie „umiesz liczyć, licz na siebie” pozostaje wciąż aktualne.
Profesor opowiadał też o tym, jak socjologowie, a wśród nich Florian Znaniecki czy Jadwiga Staniszkis, mieli twardy orzech do zgryzienia, ponieważ prowadzenie badań, które mogły w jakikolwiek sposób podważyć założenia „jedynego słusznego systemu”, było sabotowane. Nic dziwnego. Przytoczone wyniki jednego z takich badań, pokazują, że 66% respondentów w tamtym czasie było zdania, że istnieje w społeczeństwie grupa ludzi posiadających przywileje, na które nie zasługuje, a aż 73% stwierdziło, że przedstawiciele władzy mają dostęp do dóbr, których nie ma w sklepie dla zwykłych śmiertelników. To właśnie decydenci wraz z członkami partii byli według reprezentatywnego sondażu najmniej poważaną grupą społeczną. Zaskakujące, nieprawdaż?
Co dalej, profesorze? Jaka jest przyszłość studiów socjologicznych nad tym okresem? Kolankiewicz odsyła do swego kolegi po fachu prof. Adamskiego. – Jak ktoś przeczyta „Fenomen Solidarności”, to zobaczy mnóstwo danych i zrozumie, ile zostało zrobione, ale ile jest jeszcze do zrobienia. Do tematu trzeba podchodzić z różnych stron. Socjologowie są naprawdę przygotowani, żeby opracować ten problem i dać odpowiedzi na podstawowe pytanie, jakie zachodziły wówczas procesy socjologiczne? Są wciąż obszary, które nie były zbadane, takie jak socjologia polityczna i socjologia władzy, to znaczy jak ludzie widzieli partię i jak to się stało, że tak długo wytrzymali w tym systemie – tłumaczył.
Na wykładzie było kilka młodych twarzy. Studenci, doktoranci, głównie Polacy, ale też przedstawiciel innych narodowości. „Mało”, skwitował jeden z nich Mateusz Zatoński, doktorant na London School of Hygiene and Tropical Medicine. „Spodziewałem się, że będzie więcej, w końcu profesor Kolankiewicz, jest wielkim autorytetem w swojej dziedzinie”.
Dzieląc się swoimi wrażeniami z wykładu przybliżył perspektywę ludzi młodych. Prof. Kolankiewicz otworzył swój wykład stwierdzeniem, że PRL wydaje się być atrakcyjny dla ludzi, którzy przeżyli swoją młodość w tych czasach i wyparli z pamięci negatywne wspomnienia. To tak zwana kolektywna amnezja. – Taki przegląd historyczno-socjologiczny jest ważny, aby sobie przypomnieć, co naprawdę się działo. Ale my, obecnie dwudziesto-, trzydziestolatkowie, nie mamy powodów do nostalgii. Nie ma w nas żywej pamięci tamtych czasów – dodał doktorant.
Dla socjologa fakt, że socrealistyczny neon hotelu KOSMOS został uratowany przed zniszczeniem i obecnie może być ważnym elementem przestrzeni miejskiej, a nawet dziełem sztuki, to fenomen godny zbadania. Dla kogoś, kto mieszkał w nowoczesnej Polsce, to nie jest nic niezwykłego. „Wraca nowe”, mówi się w odniesieniu do mody czy designu, a to co nieznane kusi najbardziej, bo nie zostało doszczętnie wyeksploatowane.
Dla młodszego pokolenia reformy edukacyjnej, któremu odmawiało się wiedzy na temat historii współczesnej na rzecz trzykrotnie wałkowanej starożytności, poznawanie czasów PRL-u jest równie fascynujące jak odkrywanie dziejów Nowej Zelandii – tak odległe i egzotyczne są to tematy. I trochę jak opowieści Maorysów słucha się relacji rdzennych mieszkańców Polski Ludowej.
Tekst: Magdalena Grzymkowska