W londyńskim pubie siedzi kilku mężczyzn. Piją piwo, śmieją się, rozmawiają po angielsku. W pewnym momencie jeden z nich wstaje, chce wznieść toast.
– Za Krzysztofa – mówi, łamiąc sobie język na słowiańskim imieniu. – Który przelał krew za Wielką Brytanię.
Pozostali wznieśli kufle i wspólnie huknęli: „Cheers!”
Krzysztof wczoraj oddał krew do angielskiego banku krwiodawstwa. Ten prosty acz szlachetny gest, ujął jego kolegów z pracy, którzy postanowili zaprosić go wieczorem do pubu i uczcić to wyjątkowe wydarzenie.
– Teraz jesteś „swój” – mówili, poklepując go po ramieniu.
Joanna Zawadzka, koordynatorka kampanii „Bloody Foreigners”, ma nadzieję, że takich historii w przyszłości będzie jak najwięcej.
Ogólnobrytyjska akcja społeczna o przewrotnej nazwie skierowana jest do imigrantów i mniejszości etnicznych. Ma na celu zwiększenie liczby dawców krwi w Zjednoczonym Królestwie, zwłaszcza wśród ludności napływowej. Kampania jest organizowana przez porozumienie stowarzyszeń migrantów w Wielkiej Brytanii, w sumie ok. 45 organizacji.
– Krew jest uniwersalna: nie ma związku z rasą, religią, płcią, preferencjami seksualnymi – tłumaczy wolontariuszka Barbara Wesołowska.
– Najlepsze rzeczy w życiu są za darmo. Niemal każdy może oddać krew: to najprostszy i najbardziej uniwersalny sposób, żeby odwdzięczyć się swojej społeczności i ratować ludzkie życie – dodaje Kasia Kokowska, inna uczestniczka kampanii.
– Wciąż szukamy nowych sposobów integracji społeczności migranckich i mniejszości. A krew jest od zawsze takim wspólnym mianownikiem wszystkich ludzi. Krew jest podarunkiem, którego nikt inny nie może dać, tylko drugi człowiek – stwierdza koordynatorka kampanii.
Krew potrzebna
Według National Health Service tylko 4% potencjalnych krwiodawców robi to regularnie. Każda donacja może pomóc nawet trzem osobom. Krew jest cały czas bardzo potrzebna – brakuje zwłaszcza tej najpopularniejszej 0Rh+.
Pomysłodawcą projektu mającego na celu zwiększenie liczby chętnych do dzielenia się swoją krwią jest Jakub Krupa, socjolog, działacz społeczny i dziennikarz. Założenie było takie, aby w obliczu zbliżających się wyborów parlamentarnych i negatywnej retoryki pod adresem obcokrajowców w tabloidowych mediach brytyjskich, zorganizować kampanię mającą na celu realną kontrybucję w lokalną społeczność. Kontrowersyjna nazwa, która przyciąga uwagę odbiorców, a jednocześnie przekuwa nacechowane pejoratywnie wyrażenie „bloody foreigners” w coś pozytywnego, była częścią tego pomysłu.
Temat podchwyciła i zrealizowała Joanna Zawadzka z Edynburga.
– Mój dziadek był jednym z założycieli centrum krwiodawstwa w Olsztynie, może dlatego ten pomysł stał się tak bliski mojemu sercu – przyznaje.
Joanna jest młodą, ale doświadczoną aktywistką – działa jednocześnie w kilku organizacjach, m.in. Fife Migrants Forum, Polish Cultural Festival Association, Cross Party Group on Poland w szkockim parlamencie. Dzięki jej sieci kontaktów i powiązań z różnymi instytucjami powstał ruch, który działa bardzo prężnie i skupia wokół siebie wiele bardzo zaangażowanych osób.
Kampania ma na celu zlikwidować bariery w procesie oddawaniu krwi, przede wszystkim dostępu do informacji. Trwa akcja w mediach społecznościowych i na stronie internetowej www.bloodyforeigners.org.uk, gdzie znajdują się materiały w różnych językach.
– Nie duplikujemy działań, które prowadzi NHS w tym zakresie, ale kierujemy zainteresowanych do źródła. Tradycja honorowego krwiodawca przynajmniej w Polsce jest długa i popularna, ale w codziennym życiu trochę nam czasem umyka to, że w taki prosty sposób, możemy pomóc. Zachęcamy też do tego, żeby ludzie raczej się rejestrowali jako potencjalni dawcy krwi, niż oddawali krew w określonym terminie – z jednej strony dlatego, że krew ma bardzo krótki termin przydatności, a z drugiej chcemy, aby to była długotrwała zmiana, nie jednorazowa akcja – podkreśla główna koordynatorka.Praca u podstaw
Kampania jest niezależną inicjatywą, niewspieraną ani niefinansowaną przez National Health Service, ufundowaną ze środków własnych i przygotowywana przez wolontariuszy. W akcję włączyli się liderzy polonijni z kilku miast, m.in. Londynu, Glasgow, Nottingham czy Oksfordu. Każde miasto, każda organizacja proponuje własne pomysły. W Edynburgu wolontariusze znakują chodniki hasłami zachęcającymi do oddawania krwi. Miała miejsce też spektakularna iluminacja na fasadzie budynku oraz spotkanie w szkockim parlamencie. Rozdawane są ulotki i egzemplarze „Migrant Voice”, gdzie na pierwszej stronie widnieje artykuł o akcji.
Jakub Krupa wspiera kampanię w Londynie, głównie poprzez kontakty z mediami. Na przykład podczas oddawania krwi towarzyszyła mu kamera Euronews – wkrótce ukaże się materiał telewizyjny w kilku językach na ten temat.
Jakub skupił się na zachęcaniu osób niezrzeszonych w żadnych organizacjach, głównie studentów i osób poznanych w ramach kampanii #PolesinUK, którą koordynuje.
– To taka trochę pozytywistyczna praca u podstaw. Namawiam ich, żeby oddali krew, ale w dłuższej perspektywie, żeby się zaangażowali społecznie. Jeśli zastanowimy się, ilu jest Polaków na Wyspach, a ilu jest zrzeszonych w organizacjach, okazuje się, że istnieje wielka liczba osób niezaangażowanych. To ogromny potencjał do wykorzystania. Kampania „Bloody Foreigners” kończy się tuż po wyborach, ale trzeba myśleć długofalowo, jak rozwijać naszą społeczność w tym kraju. A jak długo Polacy będą w Wielkiej Brytanii, tak długo kampanie wizerunkowe mają rację bytu – apeluje Jakub, który szacuje, że do tej pory w ciągu niespełna dwóch tygodni w akcję zaangażowało się już kilkaset osób.
– Ta kampania już na tym poziomie osiągnęła jeden bardzo fajny cel: zjednoczenie różnych organizacji polonijnych i innych instytucji działających na rzecz praw imigrantów. Żałuję, że żadna ze starszych organizacji polonijnych z wyjątkiem Stowarzyszenia Techników Polskich nie przyłączyła się do nas – kwituje gorzko Joanna.
Tę niechęć może tłumaczyć reakcja Tadeusza Stenzla, prezesa Zjednoczenia Polskiego w WB, który podczas konferencji Polskiego Uniwersytety na Obczyźnie zdecydowanie potępił hasło przewodnie „bloody foreigners” (potocznie „cholerni cudzoziemcy”), które przedstawicielom emigracji niepodległościowej może się źle kojarzyć.
– Mamy bardzo dużą przestrzeń na to, żeby rozmawiać o różnicach w postrzeganiu pewnych kwestii. Dopóki pamiętamy, jaki nam przyświeca cel, czyli poprawianie wizerunku Polaków w tym kraju, dopóty jestem pewien, że jesteśmy w stanie zrobić coś razem – sumuje dyplomatycznie Jakub.
Tekst: Magdalena Grzymkowska