30 kwietnia 2015, 15:06 | Autor: Elżbieta Sobolewska
Głos drugiego pokolenia

„With Blood and Scars” to tytuł świetnej, godnej polecenia powieści, osadzonej w latach 60., w realiach życia polskiej rodziny z Manchesteru. Późny debiut B.E. Andre, córki żołnierza Armii Krajowej i Sybiraczki, matki trzech dorosłych synów. O sobie i swojej książce rozmawia z Elżbietą Sobolewską.

Lubisz swoje polskie korzenie?

– Są dla mnie wyznacznikiem wszystkiego, najbardziej mojej rodziny, ale także kultury, tradycji, języka, historii. Jestem nieskończenie wdzięczna moim rodzicom, dziadkom i całej naszej polskiej społeczności, że dali mi możliwość dostępu do tak bogatego życia. To przedziwne, ale do dzisiaj, kiedy ląduję na polskiej ziemi, mam ochotę ją ucałować. Powstrzymuję się oczywiście, zadowalając się faktem, iż oddycham jej powietrzem i czuję, że znowu jestem w domu. To uczucie towarzyszy mi od dziecka. Moja rodzina po raz pierwszy przyjechała do Polski w 1968 roku. W towarzystwie naszych krewniaków z Warszawy pojechaliśmy w podróż po Polsce. Po drodze tato zatrzymywał samochód żeby dłużej popatrzeć na doliny, góry, lasy, które mijaliśmy. My, dzieci, uważaliśmy, że jest trochę stuknięty, to przecież tylko jakieś doliny! Kawałek niżej położonej ziemi między dwoma wzgórzami! Ostatniego roku, wraz z dwójką angielskich przyjaciół wybrałam się w podróż dookoła Polski, jeden z nich cały czas prowadził, a ja dosłownie co kwadrans mówiłam: „Zaczekaj, zatrzymaj samochód, muszę spojrzeć na tę dolinę, sam zobacz, jaka jest piękna”. To więc musi być w genach. Natychmiast zaczynam płakać, kiedy tylko słyszę pierwsze słowa pieśni „Góralu, czy ci nie żal”. Czasami odnosi się wrażenie, że jest to jak choroba.

Jak kształtuje Cię twoje polskie dziedzictwo, mogłabyś je opisać?

– Powiedziałabym, że to pytanie wiąże się dla mnie z dwoma kwestiami: jedna to wpływ na moją postawę względem historii i otaczającego mnie świata; druga sprawa to odczucia, głęboko skrywane w duszy. Wzrastając w świecie dwóch kultur, znając kontekst i okoliczności, które uwarunkowały losy moich rodziców i dziadków, przede wszystkim stałam się osobą, która postrzega historię w sposób niejednoznaczny, poprzedzony swoją refleksją. Szukam prawdy, czasami trwa to bardzo długo. Ponadto analizuję jak bardzo prawda może być elastyczna. Twoja może bardzo różnić się od mojej. Możemy stać w tym samym miejscu, patrzeć na tę samą rzecz, ale nasze relacje mogą być zupełnie inne. Dwoista kultura i dwa języki spowodowały również, że mniej „obawiam się” innych narodowości. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, podstawy są te same. Następnie, kwestia tego, co mi w duszy gra. Czy Polacy są radykalnie inni od Anglików? Nie wiem. Kiedy pojawili się tutaj pierwsi Polacy z nowej fali, mieszkałam w małej wiosce w Hampshire. Według mnie, byłam w tej okolicy jedyną osobą polskiego pochodzenia i nagle zaczęłam słyszeć polski język. Pewnego razu w restauracji spotkałam młodą kelnerkę, mówiącą z polskim akcentem. Mogłaby być moją córką i martwiłam się, że gdyby znalazła się w jakichś kłopotach nie miałaby wokół siebie nikogo, aby poprosić o pomoc. Sama byłam kiedyś w takiej sytuacji. Dałam jej mój numer telefonu i się zaprzyjaźniłyśmy. Kiedy pracy w Wielkiej Brytanii szukało potem jej rodzeństwo, natychmiast narodziła się między nami więź. Jak w rodzinie. Opuścili Polskę, nie mając innego wyboru, wreszcie, jest między naszymi duszami jakieś podobieństwo, to trudne do opisania. Jest też coś bardzo obrazoburczego i melancholijnego w polskim poczuciu humoru, co mi się podoba. Nie wytłumaczysz Anglikowi o co chodzi w skeczach takich kabaretów jak Dudek czy Tey. Oni ich nie czują. A już taka Maria Czubaszek byłaby dla nich totalną enigmą!

Kiedy byłaś dzieckiem, nastolatką, żałowałaś czasami, że jesteś Polką, że nie jesteś „kimś innym”? Odnosiłaś wrażenie, że różnisz się w jakiś sposób od swoich rówieśników?

– Porównam to do mieczu obosiecznego. Z jednej strony, jak opisuje w mojej książce jej główna bohaterka Ania, były to „stracone” soboty w polskiej szkole. Każdy, kto doświadczył tego reżimu, z takiego czy innego punktu widzenia, miał go serdecznie dosyć. A kiedy jest się nastolatkiem, na ogół ma się potrzebę buntu. Wielu z nas chciało spędzać wieczory poza domem, ze swoimi angielskimi przyjaciółmi. Ale polscy rodzice byli przeważnie bardzo zasadniczy. Bali się o nas. Pamiętam, jak udało mi się wyprowadzić w pole moją mamę, tak abym w rezultacie poszła na dyskotekę z przyjaciółmi z angielskiej szkoły. To była dyskoteka dla ludzi co najmniej w wieku 18 lat, a ja miałam wtedy 16. Umówiłyśmy się, że odbierze mnie o 10.30, będzie czekała na zewnątrz budynku. Prawie umarłam, kiedy mama weszła do środka w momencie, kiedy akurat zaliczałam wódkę. Musiała przemierzyć cały klub zanim mnie znalazła. Zamiast więc poddawać się tego rodzaju upokorzeniom, łatwiej było po prostu spotykać się z rówieśnikami w Polish Youth Club, gdzie tak czy siak działo się mnóstwo ciekawych rzeczy. Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Polskiej ciężko pracowało aby nas, drugie pokolenie, łączyć, scalać jako grupę. Autokary były pełne i nastolatki z różnych polskich społeczności wzajemnie się odwiedzały, spotykając się na organizowanych przez dorosłych tańcach, podczas weekendów. Serio, to była wielka frajda. Żaden z naszych angielskich przyjaciół nie znał czegoś podobnego. Angielscy nastolatkowie w Manchesterze nie podróżowali do tak ekscytujących miejsc jak… Huddersfield i Leeds. Poza tym, oczywiście, mieliśmy harcerstwo, które odgrywało w naszym życiu ogromną rolę: zbiórki w ciągu tygodnia, regularne kominki i ogniska, obozy odbywające się każdego roku. I ponieważ każdy każdego znał, rodzice wierzyli, że ich córki są bezpieczne w towarzystwie polskich chłopców, byli przeświadczeni, że będą się zachowywali jak gentlemani. Nie zawsze to ich widzimisię pokrywało się z rzeczywistością… Nigdy nie postrzegałam siebie jako swoistej hybrydy, raczej jako kogoś, kto jest „innym”. Myślę, że w ten sposób widzą siebie również moi przyjaciele, urodzeni tutaj, w drugim pokoleniu.

Porozmawiajmy trochę o rodzinie – jaki był los twoich rodziców w czasie wojny i dlaczego nie zdecydowali się powrócić do Polski? I wreszcie – czy twoja powieść jest autobiografią?

– Nie jest, chociaż zawiera elementy zaczerpnięte z historii mojej własnej rodziny. Na przykład mój tato, Witek był właścicielem fabryczki, wytwarzającej wyroby skórzane [jak tata Ani, głównej bohaterki – red.]. Ale w tamtym czasie połowa Polaków w Manchesterze była zaangażowana w produkcję tego typu wyrobów. Żadna z moich polskich postaci nie jest jednak portretem jakiejś jednej, konkretnej osoby, autentyczne są tylko postaci historyczne, jak generał Bór-Komorowski, tylko on żył naprawdę. Stworzyłam te postaci, korzystając z wielu cech i elementów, które poznałam z lektury różnych pamiętników lub zasłyszanych historii. Muszę przyznać, że dosyć skomplikowane było umiejscowienie w jednej opowieści tego wszystkiego, gdybym to zresztą zrobiła w pełni, w końcu moja książka nabrałaby rozmiarów tysiącstronicowej powieści. Ale wciąż żałuję, że zabrakło w niej takiej postaci, która przekroczyła zieloną granicę. Historia członków rodziny Ani jest podobna do naszej. Mój tato walczył w Szarych Szeregach w Armii Krajowej, a rodzina mojej mamy była wywieziona na Syberię. Następnie kobiety trafiły do obozów uchodźczych w Afryce, a mężczyźni dołączyli do Polskiej Armii i służyli pod generałem Andersem. Z tych to powodów nie wrócili po wojnie do Polski, odpowiedź na to pytanie jest prosta. Nie byli gotowi żyć według zasad, które narzucał komunizm.

Dlaczego napisałaś tę książkę?

– Przeczytałam kilka fikcyjnych powieści, napisanych przez ludzi z drugiego pokolenia, głównie ze Stanów Zjednoczonych. Ich tematyka była polska, ale brakowało w nich zasadniczego elementu – Europy lat wojny. Nie wzięłam pod uwagę, że wielu amerykańskich Polaków wyjechało do Stanów dużo wcześniej, za chlebem, co zaowocowało bardzo różnym sposobem myślenia, nastawieniem ich potomków i późniejszych pokoleń. Ponadto, jestem także świadoma skomplikowanych relacji polskich Katolików i polskich Żydów, zwłaszcza żyjących w Stanach Zjednoczonych, i tego, przez jakie cierpienia musieli przejść. Nie chcę przedstawiać czytelnikom Dziennika historii, którą opowiedziałam, ale najprawdziwszą odpowiedź na to pytanie znajdziesz w scenie, w której Ania, już jako dorosła kobieta, samotnie przebywa w kościele. Jestem pewna, że każdy Polak z drugiej generacji, który dojdzie do tego fragmentu, będzie rozumiał emocje, które on skrywa. W tym momencie umiejscawiam serce mojej książki i odpowiedź na pytanie, dlaczego ją napisałam.

W mojej opinii dokonałaś pewnego rozliczenia polskości, która cię kształtowała, jej nieodzownej obecności w twoim życiu i myślę też, że ta książka stanowi wypowiedź, będącą „głosem pokolenia”. Jak twoi rówieśnicy, urodzeni w Wielkiej Brytanii Polacy, odbierają twoją książkę?

– Czy masz na myśli, że zwalczyłam, pokonałam w sobie swoją polskość? Mam nadzieję, że nie, bowiem nie ma w tym niczego, co chciałabym zwalczyć i na pewno nie możesz utożsamiać utyskiwań narratora z moją własną postawą i po prostu ze mną. Ja nie jestem Anią. Takie a nie inne uwarunkowanie życia, ta w połowie polska i w połowie angielska egzystencja, przyniosła mi więcej zysków i zalet, niż potrafiłabym zliczyć. Moje dzieci, które wprawdzie znają tylko kilka słów po polsku, jednakowoż odczuwają działanie polskich korzeni. Polska historia je fascynuje i nigdy nie machnęłyby ręką na talerz babcinych pierogów albo bigosu, nawet skradłam jedno z ich angielskich powiedzonek i wykorzystałam w scenie wigilijnej. Dziękuję za sugestię, iż „With Blood and Scars” może być rodzajem głosu mojego pokolenia. Nie patrzyłam na moją powieść w ten sposób. Myślę, że ponieważ nasi rodzice odchodzą, spoglądamy z refleksją na to, co uczyniło dla nas to pokolenie i jak bardzo zmagali się z życiem, aby stworzyć nam jak najlepsze warunki. Wydźwięk książki wśród ludzi z mojego pokolenia jest znaczący, kiedy przeglądam recenzje, które dostaję od czytelników reprezentujących drugie pokolenia Polaków, widzę, że trafiłam do nich. Jestem wdzięczna za te wszystkie pozytywne komentarze, które otrzymuję, również ze strony starszych, chociaż dla nich ta podwójna narracja, którą prowadzę, jest trochę zawiła [akcja rozgrywa się równocześnie w dzieciństwie i kilkadziesiąt lat później – red.]. Cieszę się również, że znajduję czytelników wśród młodszych Polaków, wśród tych, którzy żyją w społecznościach zbudowanych przez naszych ojców i modlą się w kościołach, które oni zbudowali. Tak wiele tej generacji zawdzięczamy. Mam nadzieję, że moja książka to odzwierciedla.

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

komentarze (0)

_