„Nie idź utartą ścieżką” – to hasło przewodnie Natalii Talkowskiej, 29-letniej Polki mieszkającej w Londynie. Mówi o sobie, że jest trochę niezdarna, uwielbia kawę i kocha tańczyć. Jednak przede wszystkim jest to pełna energii i entuzjazmu osoba, która nie bała się spróbować zrobić coś niesztampowego.
Natalia jest założycielką i dyrektor wizualną studia kreatywnego Natalka Design, specjalizującego się w graphic facilitation – innowacyjnej formie komunikacji wizualnej, polegającej na zamienianiu słowa mówionego i pisanego w… obrazki. Przebieg spotkań, konferencji i innych wydarzeń firmowych przybiera postać infografiki, gdzie na jednej planszy znajdują się wszystkie najważniejsze punkty i hasła, wszystko w atrakcyjnej, cieszącej oko szacie graficznej. Żyjąc w kulturze obrazkowej, znalazła swoją niszę, na którą jest coraz większe zapotrzebowanie, szczególnie na Zachodzie.
Od ściągi do biznesu
– Moją misją jest walka z PowerPointem, prezentacjami opartymi na tekście. Chcemy, aby firmowe wydarzenia naszych klientów stały się ciekawsze. Tworzymy wizualne notatki i rysujemy na żywo wszystko to, o czym mówią uczestnicy – mówi Natalia. Jej zdaniem informacje podane właśnie w taki przyjazny sposób są łatwiej przyswajalne i zapadają w pamięci na dłużej.
– Ja jestem tego najlepszym dowodem – na studiach tak się uczyłam oraz, o czym może nie powinnam mówić, robiłam sobie ściągi – śmieje się. – Rysowałam maluteńkie obrazki na przykład na pokrowcu okularów, który zabierałam na egzaminy. Z daleka wykładało to po prostu jak bardzo misterny wzór. Ponieważ to były wyłącznie obrazki, nikt nie mógł mi zarzucić oszustwa, a dla mnie to była olbrzymia pomoc – dodaje.
A bynajmniej Natalka nie studiowała grafiki czy designu. Mimo że od dzieciństwa lubiła rysować, poszła na takie studia, które, mogło by się wydawać, zapewnią jej pracę.
– Może to brzmi trochę cliché, ale faktycznie rysuję od zawsze. Jak byłam w sklepie z mamą, to bardziej niż lalki interesowały mnie bloki rysunkowe. Jednak trudno mi było znaleźć kierunek związany z moją pasją, bo bardziej ciekawił mnie komiks niż sztuka w tradycyjnym rozumieniu. A ponieważ lubiłam angielski i łatwo wchodził mi ten język do głowy, postanowiłam pójść w tym kierunku – opowiada.
Skończyła Nauczycielskie Kolegium Językowe działające przy Uniwersytecie Wrocławskim. Na studiach dorabiała sobie, ilustrując książki dla dzieci. Rysowała też do szuflady, dla znajomych, ale nigdy nie było to jej źródło utrzymania.
Siedem lat temu postanowiła wyjechać do Londynu, gdzie zrobiła roczne studia pod kątem tłumaczeń na University of Westminster.
– Czyli nadal języki, choć muszę przyznać, że wiedza, którą zdobyłam w Polsce pomogła mi bardzo szybko odnaleźć się na Wyspach – mówi.
Jak to w przypadku wielu historii polskich emigrantów, miała zaraz wracać do kraju. Nie wróciła. Chciała spróbować swoich sił w „wielkim świecie”. Najpierw jako nauczycielka plastyki w brytyjskiej szkole, pracowała z dziećmi autystycznymi.
– Ogromna satysfakcja, super frajda i zabawa, ale też olbrzymi wysiłek i ćwiczenie cierpliwości. To była praca bardzo wyczerpująca emocjonalnie – tłumaczy.
Potem zahaczyła się w dziale business development w korporacji. Potem w start-upie People Per Hour, gdzie poznała wiele ciekawych ludzi, dla których to, co robili zawodowo, było też pasją.
– Patrzyłam na nich z zazdrością. Ja nienawidziłam swojej pracy, chociaż gdy teraz na to patrzę, wiem, że dużo się nauczyłam w każdej z nich. Dlatego jestem zdania, że każdy powinien spróbować różnych zawodów – przyznaje.
W pewnym momencie zaczęło jej coraz bardziej doskwierać to, że nie jest szczęśliwa z tego, co robi. Chciała coś zmienić, ale był jeden problem – nie do końca wiedziała co. Zawsze lubiła spotkania z nowymi ludźmi i zaczęła się zastanawiać, jak połączyć rysowanie z networkingiem.
– Pewnego dnia wpadłam na Twitterze na Darrena Robsona, mówcę motywacyjnego i mentora biznesowego. Nie oczekując zupełnie niczego, napisałam do niego, że bardzo chciałabym się z nim spotkać. Odpisał mi po dosłownie paru minutach i umówiliśmy się na śniadanie, na godzinę 7.00 rano, jeszcze przed moją pracą. Przyniosłam swoje rysunki. Opowiedziałam mu o tym, co potrafię robić. On mnie wysłuchał, obejrzał, co miałam mu do pokazania i powiedział: „Jesteś głupia. Marnujesz swój talent” – wspomina.
W czasie rozmowy Robson powiedział, że Natalia ma natychmiast rzucić pracę i założyć własną firmę. I że gdyby potrzebowała pomocy, to może na niego liczyć. „To tyle, do widzenia”, rzucił jeszcze, a ona została osłupiała, myśląc: „To się nie dzieje naprawdę, to wszystko jest jak z filmu!”
Natalka na Downing Street
To nie było łatwa decyzja, mało kogo stać na taką odwagę.
– Gdybym powiedziała o tym mamie, popukała by się w czoło – stwierdza Natalia.
Ale zaryzykowała. Przez sześć miesięcy Robson pomagał Natalii w rozkręceniu biznesu.
– Prowadził mnie za rękę, podpowiadał, kopał w tyłek, kiedy przychodziłam do niego z płaczem i mówiłam: „Nie wiem, co robić – nie zarabiam!” Było ciężko, bo nie miałam zbyt wielu oszczędności. Chodziłam od firmy do firmy, robiłam rzeczy za darmo, mówiłam, że umiem to, umiem tamto… I tak po 4 latach mój biznes całkiem nieźle się rozwija, współpracuję z zespołem utalentowanych ludzi, robię ciekawe rzeczy. Z Darrenem zostaliśmy przyjaciółmi. Lubi powtarzać: „A nie mówiłem? Wierzyłem w Ciebie, zanim Ty uwierzyłaś!” – opowiada.
Natalia w pewnym sensie pozostała tłumaczem, zgodnie z jej wyuczonym zawodem. Teraz jednak tłumaczy na język obrazkowy. Bez solidnej znajomości angielskiego to, czym się zajmuje, nie byłoby możliwe.
– Czasami ludzie się mnie pytają: „Ale Ty jesteś Polką…. Jesteś pewna, że wszystko zrozumiesz?” Oczywiście, raz na jakiś czas trafi się jakieś słowo, którego nie znam, ale z kontekstu zwykle jestem w stanie się domyślić. Zawsze też jest telefon, mogę sprawdzić w internecie, jak to się pisze – przyznaje.
Natalka Design ma już bardzo bogate portfolio. współpracowała takimi markami jak Google, Lloyds Bank, Hilton czy Deloitte.
– Jak byłam w Nowym Jorku, napisał do mnie Microsoft, czy nie chciałabym przetestować ich produktu. Spotkaliśmy się, przedstawiłam im, czym się zajmujemy. Od tego się zaczęło, a obecnie są naszym klientem, wykonaliśmy już niejeden projekt dla nich. Rysowaliśmy też podczas przemowy premiera na 10 Downing Street czy w czasie spotkania w London City Hall. To niesamowite doświadczenie. Czasami nie wierzę, że to się dzieje naprawdę. Jak zeszłym roku byłam w Miami, w 5-gwiazdkowym hotelu z widokiem na morze, gdzie rysowałam podczas 3-tysięcznego eventu dla Akamai Technologies – to aż musiałam się uszczypnąć, aby się upewnić, że to nie sen – uśmiecha się.
Powiew świeżości
Oprócz stricte komercyjnej części działalności przy Natalka Design działa projekt Doodleledo, polegający na organizowaniu kameralnych, 20-osobowych kreatywnych spotkań, które zgodnie z początkowym założeniem nie miały wychodzić poza krąg znajomych.
– Często słyszałam, jak ktoś mówił: „Ja nie potrafię rysować”. To nie jest prawda! Rysowanie to jeden z najbardziej naturalnych odruchów. Każdy z nas jako dziecko miał kredkę czy ołówek w ręce, tylko niektórzy praktykowali to w mniejszym stopniu niż inni. Na Doodle doo każdy może się zrelaksować, poznać nowych ludzi i wyrazić swoje myśli w nowy sposób – podkreśla Natalia. Spotkanie zaczyna się od tego, że każdy z uczestników, musi narysować 3 rzeczy, które go opisują. Po takim przełamaniu lodów następują inne bardziej zespołowe gry rysunkowe. Dlatego ważne jest, żeby to nie były za duże grupy
– Zaczęło się od tego, że miałam potrzebę poznać więcej ludzi. Na pierwsze spotkanie przyszło paru znajomych i trzy nowe osoby. Obecnie stworzyła się wokół tego projektu pewna społeczność. Doodle doo jest organizowane w kilkunastu krajach na różnych kontynentach. Ostatnie na przykład miało miejsce w Kenii. Ze względu na brak czasu w Londynie spotkania odbywają się raz na dwa miesiące, docelowo chciałabym, żeby było co miesiąc – stwierdza Natalia.
W Polsce również jest jeden z „oddziałów” Doodleledo. Poza tym Natalka Design jeszcze nie zaistniała na polskim rynku. Założycielka firmy zdradza, że bardzo chciałaby rysować podczas polskich wydarzeń, jednak do tej pory nie miała zbyt wielu okazji ku temu. Jednak ma nadzieję, że wkrótce ten trend się zmieni.
– Nasz marketing i publiczność jest bardziej na Zachodzie. Ale dynamika w polskich korporacjach także się zmienia i ludzie mają inne oczekiwania, inne podejście, do spotkań, do kreatywności. Skoro nawet bank chce z nami pracować, instytucja, która ma różne obostrzenia i mogłoby się wydawać, że jest bardzo przywiązana do tradycyjnej formy komunikacji, to myślę, że nie ma granic możliwości. Każdy biznes, każda gałąź gospodarki może poczuć powiew świeżości. Wszędzie jest na to miejsce – podsumowuje.
Do Polski już wracać nie zamierza.
– Mówię „już”, bo na początku byłam rozdarta, tęskniłam za rodziną, znajomymi. Teraz to miejsce nazywam domem, tu jest całe moje życie. Uwielbiam Londyn i niekiedy żałuję, że nie mam tyle czasu, co kiedyś, żeby po prostu pójść na spacer i po kawałku odkrywać to miasto – mówi z nutką sentymentu.
I chociaż pracy ma dużo, Natalia nie narzeka, a raczej stara się doceniać każdy moment. Bo w końcu robi to, co naprawdę lubi, a doskonale wie, że nie każdy tak może.
Magdalena Grzymkowska
Agnieszka Nowak
Brawo Natalka! <3