– Znakomicie mieli się w czasach komunizmu, ale i w III RP nie mogą narzekać. Przedstawiciele dawnych służb specjalnych to faktyczni beneficjenci okrągłego stołu, prawdziwi baronowie nowych czasów – mówi Dorota Kania. Dziennikarka gościła w Londynie, gdzie spotkała się z Polonią, promując książkę „Resortowe dzieci. Służby”.
Prawie 1000 stron. Nazwiska, daty, liczby, dokumenty. I historie rodzinnych dynastii, dla których zmiana systemu oznaczała nowe otwarcie. Podczas gdy miliony Polaków nie ma pracy, bądź żyje na granicy ubóstwa, a inni emigrują za chlebem za granicę, resortowe dzieci mają się świetnie.
Demony przeszłości
– Pieniądze, władza, znajomości, dostęp do tajnych informacji. To wszystko sprawia, że tajne służby są faktycznie państwem w państwie – mówi Dorota Kania, której najnowsza książka napisana wspólnie z dr. Jerzym Targalskim oraz Maciejem Maroszem stała się prawdziwym hitem. W ciągu kilku dni sprzedano ponad 60 tys. egzemplarzy, wiadomo, że potrzebny będzie dodruk. To druga pozycja z tej serii. W ubiegłym roku autorzy wzięli pod lupę resortowe kariery rodzinnych klanów w mediach, a w przyszłości planują prześwietlić polityków, biznesmenów oraz naukowców.
– Pomysł zrodził się wiele lat temu, kiedy szef Instytutu Pamięci Narodowej prof. Janusz Kurtyka udostępnił badaczom dostęp do archiwów tej instytucji. Na tematy związane ze służbami i patologiami III RP pisałam artykuły we Wprost i Gazecie Polskiej, obecna książka jest podsumowaniem tego zagadnienia – mówi prelegentka, dodając, że mimo iż minęło ponad ćwierć wieku III RP, front antylustracyjny trzyma się mocno. Pod koniec lat 80. ubiegłego stulecia komuniści zaczęli niszczyć archiwa bezpieki, proceder trwał w najlepsze również w okresie rządów pierwszego pookrągłostołowego premiera Tadeusza Mazowieckiego. Dokumenty brakowano na masową skalę, jednak ich kopie – sfotografowane, zdigitalizowane, zachowane na nośnikach pamięci – istnieją do dziś, stanowiąc dla ich właścicieli gwarancję utrzymania wpływów. Bo że tzw. demokratyczna opozycja była przesiąknięta agenturą, a wiele karier i tzw. autorytetów moralnych sztucznie wypromowano, wiadomo nie od dziś. Znamienne w tym kontekście są słowa gen. Wojciecha Jaruzelskiego, który w przypływie szczerości zakomunikował, że w przypadku prób rozliczenia komunistów spadną aureole.W 1990 roku przez ponad dwa miesiące w archiwach Ministerstwa Spraw Wewnętrznych urzędowała tzw. komisja Michnika, w której oprócz redaktora naczelnego Gazety Wyborczej byli Bogdan Kroll oraz profesorowie – Andrzej Ajnenkiel i Jerzy Holzer. Ten ostatni, jak się później okazało, figurował w dokumentach jako tajny współpracownik SB. Przez kolejne lata przeciwnicy lustracji twierdzili, że wywlekanie kompromitujących materiałów na światło dzienne niczemu nie służy, strasząc fałszywkami i odgrzewaniem demonów przeszłości.
Wierzchołek góry lodowej
– Zakres i skala przeprowadzonej kwerendy do drugiego tomu „Resortowych dzieci” robią na mnie, historyku, spore wrażenie. To, co jest niewykonalne dla badaczy, okazuje się możliwe dla trojga publicystów z których tylko jeden jest naukowcem [dr Targalski – przyp. PG]. Im więcej kolejnych części „Resortowych dzieci”, tym szerszy margines naszej wolności, bo przecież fundamentem systemu III RP jest chęć ukrycia prawdy i zakulisowych interesów ludzi tajnych służb – pisze we wstępie do książki prof. Sławomir Cenckiewicz.
Jakie to interesy? Różne, bo dawni bezpieczniacy usadowili się w strategicznych dziedzinach życia, stając się faktycznymi animatorami III RP. Resorty siłowe, polityka, sądownictwo, biznes…
– Podejrzane przedsięwzięcia, szemrane spółki, przez które drenowano grube miliony, sfingowane przetargi na największe inwestycje. Ludzie służb bądź ich agenci założyli szereg firm i fundacji żerujących na polskim państwie – mówi Dorota Kania i podkreśla, że afera FOZZ to tylko wierzchołek góry lodowej. Takie sprawy jak uniewinnienie przyłapanej na korupcji posłanki Beaty Sawickiej czy wyrok więzienia dla walczącego z patologiami szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego Mariusza Kamińskiego wpisują się w tę układankę.
Platforma generała
– Dziś większość bohaterów naszej książki prowadzi beztroskie życie. To etatowi komentatorzy polskiej rzeczywistości, często goszczący w mediach, kreowani na ekspertów. Mają wysokie emerytury, chwalą obecny system – piszą autorzy „Resortowych dzieci”, przypominając jak gen. Gromosław Czempiński publicznie chwalił się, że z pomocą swoich kolegów założył Platformę Obywatelską. Jego ojciec w PRL był milicjantem, a on sam oficerem wywiadu. W III RP stanął na czele Urzędu Ochrony Państwa.
Równie błyskotliwa kariera stała się udziałem przyjaciela Czempińskiego gen. Sławomira Petelickiego. W czasie wojny jego ojciec został przeszkolony przez Sowietów i zrzucony jako spadochroniarz na Kielecczyznę, gdzie miał zwalczać żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych. Sam Sławomir w okresie Polski Ludowej służył w wywiadzie, a jednocześnie wyróżniał się w zwalczaniu opozycji, dlatego w 1986 roku dostał zakaz wjazdu na teren Wielkiej Brytanii. Mimo to po upadku komunizmu został dowódcą jednostki specjalnej GROM. Petelicki w 2012 roku rzekomo popełnił samobójstwo, chociaż, jak podkreśla Kania, jest wiele poszlak kwestionujących tę wersję.Inny generał o komunistycznym rodowodzie, Marek Dukaczewski, w opinii autorów książki jest symbolem Wojskowych Służb Informacyjnych. Jego dziadek działał w Polskiej Partii Robotniczej, ojciec w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego, a on sam jeszcze w PRL-u, po przeszkoleniu w ZSRR, w wywiadzie wojskowym. W nowej Polsce został szefem WSI.
Kret w Watykanie
Sala Malinowa Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego, niedzielny wieczór. Spotkanie z Dorotą Kanią, zorganizowane przez Elżbietę Listoś z Centralnego Koła Członków Indywidualnych, przy współpracy z Radiem Nowy Polski Show oraz Polską Grupą Londyn, wypełniło pomieszczenie niemal do ostatniego miejsca. Najpierw wykład, potem pytania.
Prelegentka podkreśla, że najwięcej osób podejrzanych o złożenie fałszywego oświadczenia lustracyjnego pracuje w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Nieprzypadkowo. Znamienny jest tu przypadek Tomasza Turowskiego, w III RP dyplomaty, który był na lotnisku w Smoleńsku feralnego 10 kwietnia 2010 roku i miał witać polską delegację z prezydentem Lechem Kaczyńskim na czele. Wcześniej tenże Turowski był pracownikiem wywiadu PRL, kretem ulokowanym w Watykanie.
Na tym samym kierunku działał również inny obecnie dyżurny ekspert mainstreamowych mediów płk Aleksander Makowski.
– Zainteresowałam się nim po tym, jak znalazłam informację, że zgłosił się do polskich władz oferując wskazanie kryjówki poszukiwanego wówczas Osamy bin Ladena, za co miał otrzymać 300 tys. dolarów – opowiada Kania i podkreśla, że ojciec Makowskiego został przeszkolony przez NKWD w Kujbyszewie. Po wojnie pracował jako dyplomata, a w 1949 roku trafił do ambasady PRL w Londynie, dzięki czemu jego syn zdobył staranne wykształcenie, m.in. studiował na Harvardzie.
Aleksander Makowski jako jedyny z głównych bohaterów książki nie przeszedł do służb specjalnych III RP. Jego podanie zostało odrzucone przez komisję weryfikacyjną, gdyż w poprzednim ustroju zajmował się inwigilacją Kościoła katolickiego – prowadził m.in. agenturę wokół założyciela Ruchu Światło-Życie księdza Franciszka Blachnickiego, a jako dyplomata w Rzymie rozpracowywał środowisko tamtejszych duchownych. Mimo tego w nowej Polsce nie może narzekać – był np. współpracownikiem Rudolfa Skowrońskiego, założyciela i prezesa firmy Inter Commerce. Tej samej, o której w kontekście lądowania talibów w Klewkach w swoim słynnym przemówieniu sejmowym mówił Andrzej Lepper. Szefa Samoobrony wyśmiano, media nie zostawiły na nim suchej nitki, tymczasem po kilku latach okazało się, że to prawda. Chodziło m.in. o przemyt i handel szmaragdami. Rudolf Skowroński jest poszukiwany listem gończym do dziś…
Tekst i fot. Piotr Gulbicki