Na początku tego tygodnia i pod koniec zeszłego w Londynie gościła minister edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska. Głównym celem wizyty szefowej resortu było spotkanie z stojącym na czele departamentu edukacji w Wielkiej Brytanii Nickiem Gibbem. Tematem spotkania był egzamin na poziomie A-level z języka polskiego w Anglii, na temat którego trwa zacięta dyskusja.
Zanim jednak to nastąpiło polska minister odwiedziła piknik w Laxton Hall oraz spotkała się a nauczycielami polskich szkół sobotnich, ich absolwentami, którzy zdawali A-level z języka polskiego i przedstawicielami polonijnych organizacji, a przede wszystkim Polskiej Macierzy Szkolnej.
Kameralna debata w POSK trwała prawie dwie godziny. Bez znajomości angielskiego systemu edukacji ani punktu widzenia mieszkającej na wyspach społeczności, trudno byłoby stworzyć przekonywującą strategię obrony egzaminu. Zatem pomysł był jak najbardziej trafiony. Bo jest zainteresowanie językiem polskim, nie tylko wśród zdających egzaminy, ale też na uniwersytetach jest traktowany na równi z innymi przedmiotami, co dla osoby ubiegającej się o miejsce na studiach oznacza dodatkowe punkty w systemie UCAS. Według statystyk zdawalność matury z polskiego jest na bardzo wysokim poziomie – przeważająca większość wyników to oceny powyżej B, często A, a nawet A+, co oznacza 100 lub 120 punktów. Biorąc pod uwagę, że wiele uczelni przyjmuje na kierunki kandydatów z min. 300 punktami, to wynik z egzaminu z języka polskiego stanowi znaczne ułatwienie. Poza tym uniwersytety zwracają uwagę na to, czy studenci chodzili na dodatkowe zajęcia i byli zaangażowani w inne projekty poza szkołą. To wszystko przekłada się na motywację uczniów do uczęszczania do szkół sobotnich.Od stycznia tego roku, czyli od kiedy ciało egzaminacyjne w postaci AQA ogłosiło, że planuje skreślić język polski z przedmiotów maturalnych dostępnych w ofercie, PMS wytrwale prowadzi kampanię mającą na celu zachowanie egzaminu. Zebrano 51 tysięcy pod petycją, prowadzono rozmowy na poziomie parlamentu i ministerstwa, a przede wszystkim informowano o konkretnych korzyściach płynących z egzaminu. I właśnie w te argumenty miała być uzbrojona minister Kluzik-Roskowska jeszcze przed wizytą na Great Smith Street.
Liczba kandydatów rośnie nie tylko z tego względu. Obecnie tylko na terenie tzw. Greater London w polskich szkołach uczy się 28 tysięcy dzieci i młodzieży. Niemal wszyscy z nich lub w ich imieniu rodzice deklarują chęć zdawania egzaminu z tego przedmiotu, który jest nagrodą za wieloletni wysiłek. Demografia jest nieubłagana – fala nowej imigracji przybyłej po 2004 roku już się osiedliła na stałe na wyspach. Często ci młodzi ludzie, którzy wyjechali tu do pracy lub na studia mają już swoje potomstwo. I chcą posyłać je do szkoły przedmiotów ojczystych, aby w przyszłości mogły zdawać egzaminy na poziomie GCSE i A-level.
– Mamy coraz więcej małych dzieci, brakuje miejsc w szkołach, musimy otwierać nowe oddziały. Jak w takiej sytuacji można mówić, że język polski nie jest perspektywiczny? Już nie wspominając o tym, że jest to drugi najczęściej używany język w Wielkiej Brytanii – podkreślała jedna z nauczycielek.
Ale właśnie ten fakt stanowi jedną z głównych obiekcji ministra Gibba – do egzaminu przystępują tzw. „native speakers”, którzy dzięki temu mają łatwość w zdawaniu tego przedmiotu, co dyskryminuje pozostałych uczniów. Problem jednak w tym, że w przypadku rodowitych Francuzów czy Niemców mieszkających w Anglii problemu już nie widzi.
– To, że jesteśmy Polakami, wcale nie oznacza, że jest nam łatwiej. Język polski jest bardzo trudny, a my mamy mało czasu na jego naukę, chodząc do angielskiej szkoły od poniedziałku do piątku – mówiła absolwentka Szkoły Przedmiotów Ojczystych im. Marii Skłodowskiej-Curie w Londynie.
– Moja córka przyjechała tu jako mała dziewczynka. I, tak, rozmawiamy z nią w domu po polsku, zatem w tym rozumieniu jest to jej „native language”, ale pierwszym językiem był angielski – twierdziła jedna z obecnych na spotkaniu mam.
Poza tym A-level sprawdza nie tylko umiejętność mówienia, ale też pisania i czytania, wyciągania wniosków i korzystania z równych kontekstów kulturowych. – Nie wystarczy przeczytać prostą bajeczkę, trzeba do tego pogłębionej analizy poważnych tekstów literackich – dowodziła Aleksandra Podhorodecka, prezes PMS. Polscy uczniowie są chwaleni za to, że dużo lepiej niż inni radzą sobie również z pisaniem esejów po angielsku. Dwujęzyczność powoduje również lepszą naukę w ramach innych przedmiotów.
Poza tym chodzi nie tylko o to, w jaki sposób młodzi korzystają z tej umiejętności, ale także ile wznoszą do wielokulturowego społeczeństwa brytyjskiego.
– W perspektywie 10-15 lat język polski będzie miał duże znaczenie przy rozwijaniu stosunków gospodarczych z Polską. Jets to o tyle ważne, że obecność Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej jest niepewna – tłumaczył Jerzy Byczyński z British Poles.
A jeżeli już o kwestiach ekonomicznych mowa, nie zapominajmy też, że szkoły brytyjskie podnoszą swoje rankingi, poprzez dobrze zdane egzaminy z języka polskiego. To wszystko odbywa się niewielkim kosztem, gdyż szkoły sobotnie nie obciążają budżetu edukacyjnego, bo są finansowane przez rodziców. Mało tego. Szkoły brytyjskie zarabiają na podnajmowaniu swoich sal na prowadzenie zajęć. A nikt nie ma wątpliwości, że w momencie gdy egzamin z polskiego zniknie z listy przedmiotów – liczba zainteresowanych nauką w takiej placówce zmniejszy się drastycznie.
Przedwczesna radość?
W poniedziałek minister Kluzik-Rostkowska spotkała się z ministrem Gibbem i media obiegła sensacyjna wiadomość: MinisterGibb obiecał zachować A-level z języka polskiego. Czyli udało się! Oto wielki sukces pani minister i polskiej społeczności w Anglii!
Ale czy na pewno? Departament edukacji nie potwierdza tego oświadczenia. „Dziennik Polski” kontaktował się także z AQA. – Nie dostaliśmy żadnych nowych instrukcji z ministerstwa w tej sprawie – powiedziała Claire Ellis z wydziału kontaktów z mediami.
To znaczy, mamy się z czego cieszyć, czy nie? – Możemy się cieszyć, bo obietnica została dana, ale zbytnia radość jest przedwczesna. Minister Gibb jest świadomy obecnie olbrzymiego poparcia, nie tylko ze strony Polonii, nie tylko ze strony mediów, ale także ze strony rządu polskiego – informuje Aleksandra Podhorodecka.
Wynika to chociażby z tego, że w tym momencie trwa zmiana formatu wszystkich egzaminów, więc nawet jeżeli A-level z polskiego zostanie zachowany, musi przybrać nową formułę, a sylabus musi być gotowy we wrześniu 2016 roku. – Oczywiście zrobimy to, ale jeszcze ciężka praca przed nami. Jednak już na tym etapie należą się gorące podziękowania dla wszystkich zaangażowanych w naszą akcję, dla całej społeczności polonijnej, licznych wspierających nas w działaniach organizacji, a z ramienia PMS – Marcie Niedzielskiej, która wiele wysiłku włożyła w koordynację kampanii – podsumowała prezes.
O ile polska minister wyraziła chęć pomocy finansowej, w przypadku jeśli niedochodowy zdaniem AQA egzamin trzeba będzie dofinansować, to nie chyba nikt w to nie wierzy, w to że takie pieniądze w ministerstwie się znajdą. Te obawy potwierdziła sama szefowa resortu. – Po pierwsze nie wiem, czy takimi funduszami dysponujemy, a po drugie nie jestem pewna, czy posiadam odpowiedni mandat prawny, żeby je wykorzystać. Ale oczywiście zrobię wszystko, co w mojej mocy – akcentowała Kluzik-Rostkowska.
Obietnica minister edukacji nie jest zatem niczym innym, niż deklaracja Nicka Gibba – grzecznością i ukłonem w stronę polskiej społeczności. Ostateczną, wiążącą decyzję podejmą, jak zwykle, pieniądze.
Jedno jest pewne – dzięki szeroko zakrojonej kampanii Polacy mieszkający w Anglii są lepiej poinformowani o możliwościach i wadze A-level z języka polskiego. Miejmy nadzieję, że przełoży się to na coraz większą frekwencję na tym egzaminie.
Tekst i fot. Magdalena Grzymkowska