O jubileuszu „Dziennika Polskiego” i przyszłości prasy polonijnej z Tadeuszem Potworowski, powiernikiem Polskiej Fundacji Kulturalnej, rozmawia Magdalena Grzymkowska.
Czym dla Pana jest „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza”?
– Dla mnie „Dziennik” jest spoiwem łączącym polską społeczność na Wyspach. Naszą gazetę pamiętam z dzieciństwa, moi rodzice czytali go codziennie. To była moja pierwsza styczność z tym tytułem. Lepiej go poznałem, dzięki mojej żonie, Polce z Polski, bo kupowałem dla niej „Dziennik”. Przez to sam zacząłem czytać. To było ponad 40 lat temu…
To niemały wycinek z 75-letniej historii „Dziennika”. Jak Pana zdaniem gazeta zmieniała się na przestrzeni tego czasu?
– Przede wszystkim zmieniali się jej czytelnicy. Dla generacji, która przyjechała tutaj w trakcie II wojny światowej lub tuż po jej zakończeniu, dla których język polski był pierwszym językiem było bardzo potrzebne, aby wiedzieć, co się dzieje u Polaków rozrzuconych po całej Wielkiej Brytanii. „Dziennik” tę rolę spełniał idealnie. Ponadto nie należy zapominać o jego funkcji informacyjnej – teksty zawarte na jego łamach stały w opozycji do tego, co serwowały media komunistyczne. Wszelkie propagandowe kłamstwa były prostowane, dzięki czemu Polacy wiedzieli, co tak naprawdę dzieje się w ich kraju.
A jeżeli chodzi o ludzi z Pana pokolenia?
– Tu sprawa wygląda nieco inaczej. Ja do Anglii przyjechałem z Niemiec, mając pół roku, więc moim ojczystym językiem jest angielski. Reprezentuję generację, jak to nazywam, Anglo-Poles – ludzi o polskich korzeniach, ale urodzonych bądź wychowanych za granicą. Zatem naturalną rzeczą jest, że dla nas „Dziennik Polski” miał mniejsze znaczenie, ponieważ my czytaliśmy prasę brytyjską. W moim przekonaniu gazeta polskojęzyczna jest przeznaczona przede wszystkim dla ludzi, którzy posługują się językiem polskim od urodzenia. I w tym miejscu musimy znaleźć pewien kompromis. „Dziennik” wciąż ma rzeszę wiernych czytelników z tego starszego pokolenia, które niestety z roku na rok nam się kurczy, ale mamy także dużą grupę ludzi, którzy wyjechali z Polski stosunkowo niedawno. I aby „Dziennik” dalej łączył Polaków w Zjednoczonym Królestwie, musi być w takim formacie, aby zadowalał obie grupy.
Czego zatem możemy się spodziewać po nowej odsłonie „Tygodnia Polskiego”?
– Jestem zwolennikiem ewolucji, a nie rewolucji. Uważam, że „Tydzień Polski” przez następne kilka miesięcy, pozostanie w szacie graficznej i formacie stosowanym dotychczas w „Dzienniku”. Zmiany oczywiście są niezbędne, ale będziemy je wprowadzać stopniowo w ciągu najbliższych miesięcy.
Gazeta społeczna, taka jak „Dziennik Polski” czy „Tydzień Polski” jest zależna od trzech czynników – jeden to kontent, drugie to liczba czytelników, a trzecie to wsparcie finansowe. Jak wiadomo sprzedaż gazet ogólnie spada i trzeba dokładać finansowo, a szczególnie do gazety społecznej. W tym miejscu należy zwrócić się do Polaków z potrójnym apelem: po pierwsze, aby informowali nas o tym, o czym chcieliby czytać na łamach „Tygodnia” i jaki profil by im odpowiadał, po drugie do autorów, aby pisali o wszelkich wydarzeniach mających miejsce w ramach lokalnej społeczności i po trzecie o wsparcie finansowe, czy to ze strony osób prywatnych, czy instytucji.
Na pewno chcemy, aby „Tydzień Polski” był bardziej ukierunkowany na osoby, które przyjechały tutaj z Polski, osiedliły się w Wielkiej Brytanii i chcą tutaj zostać na stałe. Pytanie, czy tygodnik ma mieć dalej profil społeczny, czy ma podawać więcej informacji dotyczące wydarzeń w Polsce czy więcej o wydarzeniach na Wyspach! Jednym z pomysłów na przyszłość jest wydawanie czasopisma o polskich sprawach w języku polskim i angielskim. Bo za 20 lat, ta rodzina, która przyjechała teraz, będzie raczej anglojęzyczna, tak jak ja. Opracowując strategię, trzeba wybiegać myślami również w tak odległą przyszłość.
Co z internetem?
– Jak najbardziej internet to przyszłość mediów, szczególnie dla nowej Polonii. Strona internetowa, do której odsłony się przygotowujemy, będzie miała oparcie w 75-letnich archiwach „Dziennika”. Chcemy też, aby ludzie mieli dostęp do tych archiwów. Ponadto będziemy badać, co tak naprawdę obecna polska emigracja chciałaby czytać. Myślę, że to będą przede wszystkim sprawy Polaków mieszkających na Wyspach. Liczymy tutaj też na wsparcie ze strony polskiej społeczności.
Co to znaczy?
– Chcielibyśmy, aby rodacy sami pisali do nas o tym, co się dzieje w ich najbliższej okolicy, czy to w parafii, czy w polskim klubie. Aby powstała w pewnym rodzaju internetowa społeczność wymieniająca się informacjami i dzieląca się swoimi doświadczeniami.
Czego życzy Pan „Dziennikowi Polskiemu i Dziennikowi Żołnierza” na 75. urodziny?
– Zanim przejdę do życzeń chciałbym podziękować wszystkim osobom, które włożyły swój wysiłek w wydawanie „Dziennika”. Przez 75 lat było ich tak wiele, że nie sposób wymienić każdą z nich, ale ich trud i zaangażowanie wymaga najwyższej pochwały i uznania.
Jeżeli chodzi o przyszłość, to życzę sobie i nam wszystkim, aby „Tydzień Polski” był wydawany jak najdłużej. Żeby umacniał wpływ polskiej społeczności na brytyjską rzeczywistość. Żeby skutecznie walczył o polskie interesy, tak jak było w przypadku ostatniej szeroko zakrojonej kampanii na temat zachowania egzaminu A-level z języka polskiego. A przede wszystkim żeby dalej łączył polskie rodziny i podtrzymywał polską kulturę i tradycję w ich domach.
Magdalena Grzymkowska