– Malowanie to podróż, która nie ma końca, bo nigdy nie doprowadzi do miejsca przeznaczenia. Zgadzam się z Albertem Einsteinem, który twierdził, że nieznane jest najwspanialszym przeżyciem, jakiego możemy doświadczyć. To prawdziwe źródło wszelkich nauk i sztuk – mówi polska malarka zakotwiczona w Londynie Krystyna Dankiewicz.
Londyńska dzielnica Sloane Square, kościół Świętej Trójcy. Nastrojowe wnętrze, kolorowe witraże. Trwa wernisaż wystawy „Quiet moments and signs of love”. Kilkudziesięciu gości, Polacy i Brytyjczycy, rozmowy o sztuce.
– W tym miejscu wystawiam swoje prace już po raz szósty, regularnie co dwa lata. Ale obecna wystawa jest szczególna, gdyż prezentuję na niej również obrazy, których bohaterami po raz pierwszy są ludzie. Dojrzewałam do tego przez wiele lat mojej artystycznej drogi. To tematyka trudna technicznie, wyczerpująca emocjonalnie, a jednocześnie kompleksowa i enigmatyczna w wyrazie – opowiada Dankiewicz.
Adorując naturę
W czasie II wojny światowej został zbombardowany, niemiecki nalot lotniczy poważne uszkodził budynek. Mimo to Holy Trinity Church po odbudowie i rekonstrukcji zachował dawny klimat. Klimat, który potęgują obrazy, rzeźby, sklepienia. Kościół, znany również jako Arts and Crafts Movement Cathedral, został zbudowany w 1888 roku, według projektu Johna Dando Seddinga.
Obiekt wpisywał się w ducha tamtych czasów – rewolucji przemysłowej, wielkich przemian społecznych, nowej wizji przyszłości. To okres, w którym zaczęto potępiać zatrudnianie dzieci, zakładać szkoły dla biednych, zajęto się leczeniem ludzi dziesiątkowanych przez różne choroby. Tym nowym wyzwaniom członkowie Arts and Crafts Movement, ruchu którego liderami byli Wiliam Morris, Edward Burne-Jones czy John Ruskin poświęcali swój talent, umiejętności i energię. Chcieli uczynić codzienne sprawy pięknymi i dostępnymi dla wszystkich, adorować naturę przez malarstwo, architekturę, rzemiosło…
Miejscem otwartym na artystyczną ekspresję był kościół Świętej Trójcy na Sloane Square. I taki pozostał do dziś. Obiekt jest chętnie odwiedzany zarówno przez stałych bywalców, jak i przybyszy z różnych zakątków świata.
Olejem i ołówkiem
Ludzie, pejzaże, martwa natura… Łącznie 50 obrazów, będących owocem dwuletnich przygotowań. – Prace powstawały na Cyprze, gdzie spędzam wakacje, w Londynie, gdzie mieszkam oraz w Shoreham w hrabstwie Kent, gdzie mam przyjaciół – wylicza Krystyna Dankiewicz, dodając, że obrazy przedstawiają ludzi, których poznała, sytuacje, które przeżyła oraz miejsca, w których lubi przebywać.
– Kocham przyrodę i chcę w swojej twórczości manifestować tą samą kreatywność, jaką widzę patrząc na nią. Wiem, że jestem integralną częścią natury, a jej potęga i piękno daje przeświadczenie, że świat może być miejscem miłości, spokoju, radości – tłumaczy artystka, której obrazy powstają w różnym tempie – jedne długo i opornie, inne szybko i relaksowo. Wszystkie są bliskie jej sercu, jednak najwięcej satysfakcji sprawiają te trudniejsze, bo praca przy nich to również lekcja i nauka na przyszłość.
Dankiewicz specjalizuje się w malarstwie olejnym, ale lubi też szkice ołówkiem. Często stosuje technikę laserunku, w której proces tworzenia jest powolny – cienka warstwa farby musi wyschnąć, żeby można było położyć na nią następną. A warstw jest zazwyczaj kilka.
Uśpione łodzie
Wnętrze kościoła wypełniają dźwięki muzyki. Płyną utwory Chopina, przy fortepianie Adrien Schmitt. 31-latek, urodzony w Paryżu, jest członkiem londyńskiego Towarzystwa Chopinowskiego, regularnie koncertuje w Anglii i Francji. Naukę gry rozpoczął w wieku sześciu lat pod okiem Umberto Guzzo, potem studiował w Guildhall School of Music and Drama, którą ukończył w 2008 roku. Swój muzyczny warsztat szlifował u takich mistrzów jak Martin Tirimo, Karoly Mocsari, Yuki Matsuzawa czy Brigitte Engerer, a od dwóch lat uczy młodych adeptów fortepianu w Westminster Alexander Centre.
Jego dzisiejszy, półgodzinny występ, kończy burza braw. To wstęp do drugiej część wieczoru – na gości wernisażu czeka białe i czerwone wino; są też zakąski, z cieszącym się szczególnym powodzeniem sushi.
Kościelny półmrok, nastrojowa atmosfera. Oglądamy kolejne obrazy. W „Reflection of Beauty” młoda dziewczyna patrzy na bursztynowe kolczyki w lusterku nie zdając sobie sprawy z tego, że widzi w nim odbicie własnego piękna, młodości i urody. W „Conversation” dwie dziewczynki siedzące na ogrodowej, bujanej kanapie, pogrążone są w beztroskiej rozmowie, nieświadome innej konwersacji prowadzonej pomiędzy przytulonym do nich psem, a rozzłoszczonym kotem. Z kolei „Boats in Moonlight” to widok uśpionych na Tamizie łodzi, które w blasku księżyca łagodzą nastrój i napięcia przeżytego dnia.Następny etap podróży
Pochodzi z Gdańska, ukończyła ekonomię na tamtejszym uniwersytecie. Jednak większość życia spędziła w Londynie, gdzie mieszka od 38 lat. Tu zgłębiała tajniki malarstwa – najpierw na własną rękę, a potem w Chelsea College of Art and Design.
Krystyna Dankiewicz, której obrazy znajdują się w prywatnych kolekcjach na całym świecie, brała udział w wielu wystawach – indywidualnych i zbiorowych. W 1992 roku jej praca „George and the pear” została wybrana spośród kilkuset tysięcy propozycji i przez dwa miesiące, podczas Summer Exhibition, zdobiła ściany londyńskiej Royal Academy of Arts.
– Dziś, z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że nie trzeba dokładnie wiedzieć dokąd się idzie, najważniejsze, że posuwa się do przodu. Wierzę, że moja obecna wystawa nie jest uwieńczeniem dwóch lat pracy, ale następnym etapem podróży i że droga, którą przebyłam, jest moim sukcesem – mówi artystka.
Tekst i fot. Piotr Gulbicki