08 września 2015, 13:34 | Autor: Magdalena Grzymkowska
Dżihadolog i byli mordercy

Aleksandra Łojek jest bardzo wyrozumiałym rozmówcą. Nie denerwuje się, gdy spotkanie z przyczyn niezależnych jest kilkakrotnie przekładane, lecz cierpliwie wyznacza kolejne terminy.

Ola Łojek / Fot. Mariusz Śmiejek
Ola Łojek / Fot. Mariusz Śmiejek
– Parę lat temu bardzo chciałam przeprowadzić wywiad z pewnym byłym terrorystą, który napisał wspaniałą książkę o swoim życiu. Umówiliśmy się na spotkanie w Londynie. Spóźniłam się trzy godziny. Pomyliłam metro, była godzina szczytu, złe obliczyłam czas trasy, zgubiłam się. Ed czekał. Odwołał inne spotkanie. Kupił mi kolację. Jesteśmy przyjaciółmi do dzisiaj, a ja sobie obiecałam, że z nielicznymi wyjątkami, nie będę zakładała ludzkiej złej woli. Tak jak Ed, były terrorysta – wspomina.

Do Londynu wyjechała na trzymiesięczne stypendium w ramach studiów doktoranckich na Uniwersytecie Jagiellońskim z ideologii dżihadu. Na piątym roku jednak postanowiła zostać w Wielkiej Brytanii na stałe.

Dzihadolog – tak się nazywa pół żartem, pół serio. A zaczęło się od tego, że w dzieciństwie przeczytała 11 tomów „Baśni tysiąca i jednej nocy” i oglądała „Przygody żeglarza Sindbada”. Jak mówi, kultura Bliskiego Wschodu ją pochłonęła.

– To nie mogło się nie skończyć filologią orientalną – śmieje się Aleksandra.

W kontekście tego, co się dzieje na świecie wybór tego kierunku jest szczególnie interesujący.

– Samozwańcze, barbarzyńskie Państwo Islamskie z islamem głównego nurtu nie ma zbyt wiele wspólnego. I to jest najbardziej tragiczne, że odbiorcy mediów na całym świecie utożsamiają ze sobą te dwa pojęcia, co przyczyniło się do wzrostu islamofobii – przekonuje.

– Druga sprawa to kryzys humanitarny w związku z uchodźcami z Syrii, pokazujący jak Europa pod względem organizacyjnym, ale także mentalnym i emocjonalnym nie jest przygotowana do tego, aby pomagać innym ludziom, którzy uciekają przed prześladowaniami – tłumaczy. Jednocześnie nie przeczy, że te obawy, jakie ma wielu Europejczyków są całkiem bezpodstawne – w końcu wśród niewinnych uchodźców mogą znaleźć się również terroryści.

– Ale terroryści i tak mogą podróżować po całym świecie. Żyjemy w erze terroryzmu, dlatego bez względu na to, czy będziemy zamykać granice czy nie, terroryzm prędzej czy później do nas dotrze. I to nie konkretnie terroryzm islamistyczny, ale terroryzm polityczny – akcentuje.

Dziedziczna nienawiść

Chociaż Aleksandra nie zrobiła doktoratu, nie żałuje, że została na Wyspach. Postanowiła jednak wyjechać z Londynu do Belfastu. Miasta, gdzie przypadkiem w pubie można spotkać kobietę, która była dowódcą w strukturach IRA. Która walczyła o wolną Irlandię i której trzej synowie byli mordowani, jeden po drugim, aby z tym skończyła. Nie skończyła. Wydawała dalej wyroki śmierci na synów innych matek.

– Inną była historia człowieka, która prowadzi propokojowe spotkania z młodzieżą, podczas których tłumaczy, jak żyć w tych miejscach, gdzie jest taka straszna deprywacja i bieda. Ten sam człowiek jako 17-latek zabił innego człowieka. I to nie było zabójstwo w obronie własnej. To była egzekucja rozkaz swojej organizacji. Ten przykład pokazuje, jak ludzie mogą się dramatycznie zmienić na przestrzeni lat – podkreśla.

Byli terroryści, byli mordercy. Z takimi ludźmi Aleksandra się spotyka. Ale czy ktoś faktycznie może być „byłym mordercą”?

– Zdaję sobie z tego sprawę, jak to brzmi, ale jestem głęboko przekonana, że teraz nikogo by nie zamordowali. Co więcej żałują tego, co zrobili. Jeden z nich, Alister, obecnie dojrzały mężczyzna, powiedział mi, że gdyby mógł, chętnie porozmawiał z nastoletnim sobą, któremu imponowała przemoc. „I co,” zapytałam. „Posłuchałby ciebie?”. „Nie. Nie posłuchałby”, odpowiedział Alister po chwili zastanowieniu – opowiada Aleksandra.

Okres dojrzewania, bunt młodości, chęć podniesienia sobie adrenaliny, presja ze strony rówieśników, z których niemal każdy w określonych dzielnicach należał do organizacji bojowniczej… Powodów, dlaczego ten konflikt wzbudzał tak wiele okrucieństwa jest mnóstwo. Przede wszystkim jednak Belfast jest miejscem spornym i politycznie i religijnym. Można uznać, że nienawiść do inności jest genetycznie dziedziczona z pokolenia na pokolenie.

– To nie do końca jest tak. Ci ludzie często są pozbawieni szans, aby się odnaleźć. Oni nie mieli wyboru. Gdyby urodzili się we Francji, podejrzewam, że byliby innymi ludźmi – odpiera Aleksandra.

99 ścian pokoju

Aleksandra została pierwszym polskim mediatorem w Irlandii Północnej. Jej praca w organizacji charytatywnej polega na tym, że jak się pojawiają w danej okolicy napięcia na tle kulturowym, narodowościowym czy religijnym, próbuje załagodzić spór. Zdarza się, że w konfliktach biorą udział Polacy.

– Czasami wystarczy spotkanie, podczas którego wyjaśniam różnice kulturowe. Czasami muszę zweryfikować, czy danej rodzinie nie grodzi niebezpieczeństwo ze strony grupy paramilitarnej, ponieważ dana rodzina łamie lokalne prawo. Zdarzyło mi się na przykład, że Polak po alkoholu zwyzywał matkę jednego z bossów takiej organizacji. Jego zdrowie, a może nawet życie było wówczas zagrożone – przekonuje.

Aleksandra jest skarbnicą wiedzy na te trudne tematy. Pisanie też miała we krwi, jej liczne publikacje można znaleźć w „Gazecie Wyborczej”, „Guardianie”, czy prasie polonijnej. Zawsze chciała napisać książkę, ale nie wierzyła w siebie. Wtedy poznała Ewę Winnicką autorkę „Londyńczyków” i „Angoli” podczas jej wizyty w Belfaście.

– Opowiedziałam jej moje historie i bardzo jej się spodobały. Powiedziała, żebym je spisała. I tak też zrobiłam. Wysyłałam konspekt do Wydawnictwa Czarne, a wydawca powiedział: „Tak”. Kompletnie się tego nie spodziewałam – uśmiecha się. Tak powstała jej pierwsza książka „Belfast.99 ścian pokoju”, która latem trafiła do księgarni. Autorka ostrzega, że to nie jest łatwa i przyjemna lektura.

– Nie jest to książka o dobrze sytuowanych przedstawicielach klasy średniej. Zawsze mnie interesowały trudniejsze losy ludzi żyjących obok nas. Moimi bohaterami są osoby, którym przyszło urodzić się w rodzinach robotniczych. To była warstwa społeczna mocno zaangażowane w konflikt, który niby skończył się 1998 roku, ale do dziś jego skutki są odczuwalne. Zwłaszcza na marginesie irlandzko-brytyjskiego społeczeństwa ten konflikt wciąż się tli – tłumaczy.

W planach Aleksandra ma już następne pomysły na książki o równie ciężkiej tematyce. Na razie jednak nie zdradza, o czym będzie pisać.

– Takie już jest widać moje usposobienie. Wolę mroczne, poruszające opowieści niż te radosne z obowiązkowym happy endem. Moim marzeniem jest, aby w przyszłości utrzymywać się z pisania. Niewielu pisarzy ma to szczęście, więc prowadzę życie podwójne, piszę i pracuję – podsumowuje.

tekst: Magdalena Grzymkowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Magdalena Grzymkowska

komentarze (1)

  1. Bardzo ciekawe! Chętnie przeczytam tę książkę. Gdzie można kupić?