10 września 2015, 13:39 | Autor: Mariusz Kutka
W tłumaczeniu, czyli o tłumaczach polskiej literatury

Czy można w jałowych czasach stanu wojennego odnaleźć skarb życia? W „stanie lęku”, w czasie, który po wiośnie przemian dla większości Polaków był niczym syberyjska zima? W tym okresie do Polski po raz pierwszy przyjeżdża studentka rusycystyki Antonia Lloyd-Jones.

– Choć nie potrafiłam powiedzieć słowa po polsku, to czułam, że jestem u swoich, że tego właśnie szukałam. Podczas stanu wojennego znalazłam we Wrocławiu skarb – mówi. Wtedy też zmienia kierunek swoich zainteresowań i zaczyna zgłębiać nasz język.

Stan wojenny zmienia również drogę życiową Pawła Huelle, który przez Jaruzelskiego pożegna się z dziennikarstwem i zajmie literaturą. Jeszcze w podziemiu pisze powieść polityczno-kryminalną „Ze stanu lęku”, która nie wychodzi poza rękopis. Kilka lat później, w Glasgow los zetknie go z Antonią Lloyd-Jones. On debiutuje rok wcześniej ciepło przyjętą powieścią „Weiser Dawidek”, która będzie również jej debiutem w tłumaczeniu. Od tego czasu przełoży ok. 40 książek i stanie się jedną z najlepszych tłumaczek literatury polskiej na angielski.

 

Antonia Lloyd-Jones i Bill Martin / fot. Mariusz Kutka
Antonia Lloyd-Jones i Bill Martin / fot. Mariusz Kutka

Życie na książkach

W tramwaju, w drodze z lotniska na Edinburgh International Book Festival, Antonia sięga do torebki po kartkę z wierszem i długopis. Przekłada kolejne strofy na angielski. Zapytana, co robi w wolnym czasie, wybucha śmiechem.

– Życie prywatne? A co to takiego? Gdy byłam tu z Pawłem Huelle, na pierwszej czy drugiej edycji festiwalu, było tylko kilku autorów ze świata. Teraz jest tu cały szereg wspaniałych spotkań, wielu zagranicznych pisarzy. To rozwinęło się na Wyspach w ostatnich kilkunastu latach – opowiada Antonia. Wierzy, że zawód tłumacza ma przed sobą przyszłość.

Na panelu „Translation Duel: Polish”, razem z Billem Martinem będzie tłumaczyć kilka stron komiksu o kapitanie Żbiku. Niemal w każdym zdaniu można dostrzec subtelne różnice w przekładach – tłumaczenia są jak linie papilarne autorów.

– Ten po lewej musi być Antonii! Każdy tłumacz ma swój głos, który musi w nim być – mówi Bill.

Podczas panelu oboje żartują, że to pewnie dlatego, że on jest Amerykaninem, a ona Brytyjką.

Pomysł ze Żbikiem podsunął swojej tłumaczce Zygmunt Miłoszewski, autor trylogii o prokuratorze Szackim.

Ułamek literatury

Udział nieanglojęzycznych autorów w rynku brytyjskim jest śladowy. Książki tłumaczone stanowią mały procent rynku wydawniczego, chociaż ich liczba rośnie.

– Literatura w tłumaczeniu to osobny gatunek dla wydawcy. Droższy, bo trzeba zapłacić za tłumaczenie. Dla wydawcy to również większe ryzyko, bo nie może przeczytać książki przed podjęciem decyzji. Tylko najlepsze zostają przełożone na angielski. Wydawcy nie działają charytatywnie, muszą zarabiać – tłumaczy Lloyd-Jones.

W wakacje duże brytyjskie wydawnictwo Hodder & Stoughton (wydawca m.in. powieści Stephena Kinga) zakupiło prawa do cyklu „Cztery żywioły” Katarzyny Bondy. To sytuacja bez precedensu, bo na razie powstały dwie z czterech powieści. Pierwsza z serii „Girl at Midnight” ukaże się na rynku w 2017 r.

Boom na polską literaturę przypada na lata 80., gdy dzięki „Solidarności” zainteresowanie Polską na Zachodzie było największe. Dziś najchętniej tłumaczonymi autorami pozostają Stanisław Lem, Witold Gombrowicz i Ryszard Kapuściński. Współczesnym autorom na razie trudno się przebić.

Poza pracą

Czy z tłumaczenia polskich książek można wyżyć?

– Nie próbowałem, ale możesz zapytać Antonię – śmieje się Bill Martin, pracownik naukowy Uniwersytetu w Jenie, zajmujący się tłumaczeniem z literatury polskiej i niemieckiej.

– Mam stałą pracę jako lektor, gdy tłumaczę na angielski w wolnym czasie. To moje prywatne życie. Nie zarabiam w ten sposób na utrzymanie – dodaje.

– Ja jestem dowodem, że można – przytakuje Antonia.

– Rozsądny tłumacz języka polskiego ma stanowisko na uniwersytecie, jak Bill, lub porządną pracę. Jestem chyba jedyną wariatką, która żyje z przekładu polskiej literatury – dodaje z przekorą. Może sobie na to pozwolić, bo przez 10 lat pracowała w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju w Londynie, gdzie pisała m.in. przemówienia dla Jana Krzysztofa Bieleckiego.

Los zetknął Billa i Antonię już wcześniej, przy okazji powieści „Lovetown” („Lubiewo”) Michała Witkowskiego. Wydawnictwo urządziło „konkurs piękna”, podczas którego tłumacze przygotowywali próbne przekłady. Postawiono na Billa.

– I moim zdaniem słusznie – Antonia chwali kolegę po fachu.

– Mam często wrażenie, że polska proza czy fikcja, jest łatwiejsza do tłumaczenia niż niemiecka. Jest coś w języku, literaturze… Czytając tekst, słyszę głos, łapię z nim kontakt  – tłumaczy Bill Martin. Polską literatura zainteresował się dzięki poezji Wisławy Szymborskiej i Zbigniewa Herberta.

– Twórczość Gombrowicza była dla mnie rewelacją. Wtedy postanowiłem, jechać do Polski, gdzie spędziłem rok na przełomie lat 80.. i 90. Wcześniej mieszkałem w Berlinie Zachodnim – mówi.

Matka-surogatka

A gdyby tak wydawca powiedział, że Bill może sobie wybrać dowolnego polskiego autora, aby go przetłumaczyć…?

– To właśnie się dzieje! Pracuję właśnie nad poezją Mirona Białoszewskiego. Wydaje mi się, że jest jednym z najważniejszych poetów polskich. Mam nadzieję, że znajdzie entuzjastów po angielsku.– stwierdza tłumacz.

Również Antonia pracuje nad kolejnymi książkami. W lipcu podczas promocji książki „Gottland” Mariusza Szczygła, w Londynie i Edynburgu, reporter mówił, że przetłumaczona książka to takie wspólne dziecko.

– Jestem kimś na wzór matki-surogatki. Książka wychodzi ze mnie jak dziecko, które nie jest moje. Tłumacz jest również ambasadorem dla swoich książek, staram się robić dużo, aby je promować. Tak, aby przyciągnąć czytelnika, zainteresować go. Tak jak podczas spotkań z Mariuszem, aby mógł oczarować publiczność, tak jak zawsze to robi – podkreśla Antonia.

Bill przysłuchuje się w milczeniu. – Dla mnie to książki, które przetłumaczyłem. Nie będzie tu żadnej metafory – podsumowuje.

***

Antonia Lloyd-Jones. Tłumaczka książek z języka polskiego. Otrzymała dwukrotnie nagrodę Polskiego Instytutu Książki – Found in Translation Award, w 2008 r. za tłumaczenie „Ostatniej Wieczerzy” Pawła Huelle („Last Supper”) oraz w 2012 za całokształt. W jej tłumaczeniu ukazały się m.in. książki Jacka Dehnela, Artura Domosławskiego („Ryszard Kapuściński, A Life”), Wojciecha Jagielskiego, Mariusza Szczygła, Janusza Korczaka, Olgi Tokarczuk, Zygmunta Miłoszewskiego i Jarosław Iwaszkiewicza.

Bill Martin. Tłumacz literatury niemieckiej i polskiej, przełożył „Lubiewo” Michała Witkowskiego i „Farewells to Plasma” Nataszy Goerke. Lektor Uniwersytetu w Jenie oraz wielokrotny juror nagrody Best Translated Book Awards podczas największych amerykańskiej wystawy książek BookExpo America.\

 

Tekst i fot. : Mariusz Kutka

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Mariusz Kutka

komentarze (0)

_