Czy polityk powinien publikować zdjęcie swojego śniadania na Instagramie? Tak, jeśli zamówił to śniadanie w pobliskim sklepie z kanapkami i pokazuje w ten sposób, że wspiera małe lokalne biznesy, twierdzi Natalia Marczewska.
– Jeśli się rozumie specyfikę mediów społecznościowych, można wrzucać prawie wszystko. Posty muszą być tylko opatrzone odpowiednim komentarzem – tłumaczy. Ma w tym zakresie już niemałe doświadczenie. W czasie kampanii wyborczej w tym roku prowadziła warsztaty z digital communication dla kandydatów z Partii Konserwatywnej.
– Pomagałam politykom, jak komunikować z wyborcami w ramach social media. Szkoliłam ich pod kątem, co należy umieszczać na portalach typu Twitter czy Facebook, jak zdobywać popularność, co robić, aby zwiększyć efektywność działań komunikacyjnych. Niektórzy nie zakładają kont w serwisach społecznościowych z obawy przed tym, że mogą coś źle napisać albo nieprzychylna im osoba zacznie ich atakować. Nie rozumieją, że umiejętnie prowadzona komunikacja w sieci może im pomóc – mówi.
Od NATO do City Hall
Natalia Marczewska przeprowadziła się na Wyspy razem z rodziną w wieku pięciu lat. Studiowała europeistykę na uniwersytecie w Bath. Uczyła się także języków obcych, oprócz angielskiego i polskiego zna francuski, rosyjski i hiszpański. Języki przydają jej się w obecnej pracy, bo zespół jest międzynarodowy.
– Podoba mi się również to, że mogę rozmawiać z ludźmi w ich ojczystych językach. A także czytać, co piszą dziennikarze np. w Rosji o Unii Europejskiej. Zawsze też interesowałam się polityką i stosunkami międzynarodowymi, a jak się połączy komunikację z polityką, to mamy public relations – uśmiecha się.
Portland to prestiżowa agencja public relations i doradztwa politycznego założona przez Tima Allana, byłego doradcę Tony’ego Blaira. Jej praca jest dla niej przyjemnością, ponieważ pracując dla klientów z całego świata, zajmuje się czytaniem artykułów o tym, co ją interesuje. Zanim trafiła do obecnej firmy pracowała dla NATO, Parlamentu Europejskiego, EastWest Institute oraz szeregu agencji PR-owych. W Londynie pomagała przy kampanii Borisa Johnsona. Bardzo miło wspomina to doświadczenie.
– Nigdy nie spotkałam takiej osoby, zawsze pełnej energii i bardzo pozytywnej. Niektórzy politycy w świetle fleszy są pewni siebie i dynamiczni, a prywatnie się wyciszają. Boris jest dynamiczny cały czas, nawet wracając do biura po całym dniu spotkań, ciągle z kimś rozmawia przez telefon – opowiada.
Możemy coś zmienić
Natalia działa także w ramach społeczności polonijnej. Była zaangażowana w kampanię zachęcającą Polaków do głosowania w wyborach lokalnych w Wielkiej Brytanii oraz w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Wśród jej zadań było m.in. informowanie Polaków o tym, jak głosować oraz dlaczego warto to zrobić, tłumaczenie artykułów z prasy brytyjskiej na język polski oraz komunikacja w social media.
– Wiązało się to ściśle z moją poprzednią pracą, gdzie jeden z naszych klientów chciał zachęcić ludzi do głosowania. To znaczy zajmowałam się w zasadzie tym samym, tylko po angielsku – tłumaczy.
Natalia bardzo ubolewa na tym, że niewielu Polaków kandyduje w wyborach lokalnych.
– To jest ze szkodą dla całej polskiej społeczności. Polacy często wstydzą się udać ze swoimi problemami do swojego radnego. Może gdyby to był Polak, to byłoby im łatwiej i więcej rodaków zaangażowałoby się w lokalną społeczność. W końcu mamy takie same prawa co inni obywatele – akcentuje.
Jej zdaniem ludzie nie angażują się w politykę, ponieważ im odpowiada zastana rzeczywistość emigracyjna, nie zastanawiają się nad tym, co mogliby ulepszyć.
– Być może wynika to z tego, że Polacy w Zjednoczonym Królestwie nie czują się, jakby tu chcieli zostać na zawsze. Ich emigracja jest tymczasowa. Chcą odłożyć jak najwięcej pieniędzy, a następnie wrócić. Szczerze mówiąc, sama się zastanawiałam nad tym, czy nie chciałabym kupić domu w Polsce zamiast mieszkania w Londynie – wyznaje.
W przyszłym roku odbędzie referendum na temat wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Polacy prawdopodobnie nie będę mogli głosować w nim. Ale Natalia i tak namawia rodaków, żeby się rejestrowali.
– Oczywiście dostaną odmowna odpowiedź, ale to będzie dla władz sygnał, że Polacy się tym interesują, że chcą głosować. To jest sprawa, na temat której każdy Polak powinien mieć opinię, bez względu na to, czy jest przeciwko, czy za. A także być gotowym do wymiany argumentów. To jest moment, kiedy naprawdę możemy coś zmienić – podsumowuje.
***
Gosia Brzezińska przyjechała do Wielkiej Brytanii na studia 9 lat temu, zaraz po maturze. Studiowała w Wolverhampton, gdyż był to jeden z nielicznych uniwersytetów, który dawał możliwość studiowania dwóch kierunków jednocześnie. Wybrała politologię i public relations. Od zawsze wiedziała, że chce zajmować się komunikacją polityczną.– Zawsze podziwiałam Alastaira Campbella, brytyjskiego dziennikarza, dyrektora ds. komunikacji w gabinecie Tony’ego Blaira, z którym zresztą teraz mam przyjemność współpracować. Gdy miałam 16 lat zaczęłam się interesować polityką oraz tym, w jaki sposób politycy komunikują się z wyborcami. Zafascynowała ją także strategia zmiany wizerunku Margaret Thatcher i jak to wpłynęło na wybory. To jest niesamowite, że to, co chcemy przekazać, możemy wyrazić na tysiąc sposobów – podkreśla.
Od Polski po Afrykę
Obecnie w Portland Gosia zajmuje stanowisko Account Director w międzynarodowym zespole współpracującym z fundacjami, organizacjami takimi jak ONZ oraz rządami na całym świecie.
Zaczęła od pracy dla polityka laburzystowskiego, Roba Marrisa. W jego biurze poselskim Gosia pracowała przez półtora roku. W tym czasie zajmowała się przeróżnymi rzeczami, od odpowiedzi na listy mieszkańców z jego okręgu po listy do parlamentu. Ponieważ chciała zdobyć jak najwięcej doświadczenia w zakresie public relations na rynku brytyjskim próbowała swoich sił w wielu branżach, również w komunikacji biznesowej, public affairs, społecznej odpowiedzialności biznesu i media relations. Jednak zawsze interesowało ją, jakie możliwości komunikacji oraz wywierania wpływu na politykę ma internet. Dlatego przeniosła się do firmy zajmującej się online reputation management.
– To znaczy, że zarządzaliśmy profilami online sławnych ludzi, m.in. polityków. Niestety nie mogę ujawnić nazwisk, ponieważ niektóre sprawy były bardzo poważne – podkreśla.
Wśród najciekawszych projektów, w których brała udział, była kampania CSR (Corporate Social Responsibility) dla brytyjskiej grupy ubezpieczeniowo-finansowej Aviva, której celem było lobbowanie za wprowadzenie przez Organizację Narodów Zjednoczonych Międzynarodowego Dnia Dziecka Ulicy. Nad innym ciekawym projektem cały czas pracuje.
– W ramach niego współpracuję z Bill & Melinda Gates Foundation i ich zespołem w Afryce. Pomagam im w komunikacji z prominentnymi ludźmi w różnych krajach. Dbamy o dobry wizerunek fundacji i komunikujemy decydentom jej działania – opowiada.
Róbmy swoje
– To bardzo źle, że Polacy się nie angażują w życie w Wielkiej Brytanii – przekonuje Gosia.
– Jeżeli chcemy myśleć o sobie, jako o obywatelach świata, ludziach zaangażowanych w sprawy Europy, to nie możemy sobie pozwolić na to, żebyśmy byli postrzegani jako ludzi, którzy się nie angażują. To, że nie jesteśmy w Polsce, nie oznacza, że nie możemy wpływać na wizerunek naszego kraju oraz na to, co się dzieje w naszej ojczyźnie – mówi. Młodym Polakom, którzy dopiero rozwijają swoją karierę za granicą radzi: „Więcej działania, mniej narzekania”.
– Przestańmy myśleć o sobie jako o biednych Polakach. Skupmy się na tym, w czym jesteśmy najlepsi i róbmy to. Ważne jest też doświadczenie, więc trzeba łapać każdą nadarzającą się okazję, aby rozwijać swoje CV. I rzecz jasna – inwestycja w język. Londyn jest fantastycznym miejscem, gdzie można spotkać ludzi z całego świata i ćwiczyć angielski. Nie można się zamykać w polskiej społeczności – wymienia.
Gosia Wielką Brytanię traktuje jak swój kraj, ponieważ całe swoje dorosłe życie spędziła tu. Jeszcze nie podjęła decyzji, czy chcę zostać, czy chcę wrócił do Polski.
– Myślę jednak, że Polacy żyjący na Wyspach nie doceniają standardu życia w Polsce, który może być na wysokim, a nawet wyższym poziomie niż tu. Chociażby pod względem polityki prorodzinnej. W Polsce kobietom dużo łatwiej w młodym wieku założyć rodzinę. Tutaj decyzja o macierzyństwie jest bardzo odwlekana – stwierdza, dodając, że wiele osób z jej grona myśli o powrocie do Polski. Chociaż do tej pory jeszcze nikt tego nie zrobił.
– Wiem, że mogłabym znaleźć w kraju dobrą pracę. Mam tam też rodzinę – to kolejny argument za. Ale zdaję sobie sprawę z tego, że tutaj mogę się jeszcze wiele nauczyć – kwituje.
Magdalena Grzymkowska