To czarny dzień w historii Partii Pracy. Jeremy Corbyn będzie gorszym przywódcą niż Mikeal Foot. Partia Pracy przegra nie tylko wybory w 2020 r., ale także za następne pięć lat. Partia Pracy stała się zagrożeniem dla bezpieczeństwa kraju, jego bezpieczeństwa gospodarczego i bezpieczeństwa naszych rodzin.
Tylko to ostatnie zdanie pochodzi z kręgów Parti Konserwatywnej – tak na wybór nowego przywódcy Partii Pracy zareagował na Twiterze premier David Cameron. Pozostałe opinie zostały wyrażone przez komentatorów lewicowych dzienników, jak „Independent” i „Guardian” lub przez czołowych polityków laburzystowskich. Kilku dotychczasowych członków „gabinetu cieni” natychmiast podało się do dymisji. Wydaje się, że Partia Pracy jest obecnie bardziej podzielona niż była przez ostatnie dwadzieścia lat, choć chyba trzeba byłoby powiedzieć, że to podział między partyjną elitą.
Z drugiej strony, trzeba pamiętać, że wybory te odbyły się według nowych zasad. Do tej pory związki zawodowe miały decydujący wpływ poprzez tzw. głosy blokowe. Po raz pierwszy wybór partyjnego przywódcy zależny był od tego, jak głosowały pojedyńcze osoby.W wyborach mogli wziąć udział nie tylko członkowie Partii Pracy, ale też sympatycy, którzy zgłosili się przez związki zawodowe oraz każdy, kto zarejestrował się jako zwolennik laburzystów i wpłacił 3 funty. Niektórzy twierdzą, że wśród tych ostatnich znalazło się wielu sympatyków Partii Konserwatywnej, którzy chcieli, by przywódcą opozycji został najbardziej niewybieralny w wyborach powszechnych kandydat. Do głosowania na Corbyna wezwał też prawicowy „The Daily Telegraph”, który uznał, że Partia Pracy pod jego przywództwem nie będzie ralnym przeciwnikiem konserwatystów. Zapewne głosy zaniepokojenia wyrażane są przede wszystkim przez tych, którzy głosowali na innych kandydatów, bo w sumie do udziału w wyborach uprawnionych było 293 tys. członków partii, 148 tys. sympatyków związkowych i 113 tys. zwolenników, którzy zarejestrowali się samodzielnie, a zagłosowało 76,3 proc. zarejestrowanych, a Jeremy Corbyn został wybrany już w pierwszej turze; otrzymał 59 proc. głosów.
Jeremy Corbyn to polityk, o którym można powiedzieć wszystko tylko nie to, że jest karierowiczem. Od czterdziestu lat głosi te same poglądy i jest im wierny, nawet wtedy, gdy przychodzi mu głosować w Izbie Gmin wbrew rekomendacjom partyjnego kierownictwa – był notorycznym rebeliantem, w latach 2010-2015 nie zastosował się do dyscypliny partyjnej 238 razy, czyli w co czwartym głosowaniu. Z drugiej strony, gdy w 2009 r. zbadano dokładnie wydatki deputowanych, którzy dość liberalnie wydawali pieniądze związane z wypełnianiem swej funkcji, okazało się, że Jeremy Corbyn wydaje w ciągu roku najmniej ze wszystkich.
Corbyn wygrał dlatego, że w Wielkiej Brytanii podobnie jak i w wielu krajach europejskich, coraz częściej wyborcy odwracają się od „tradycyjnych” polityków, z tym że w większości krajów Europy zyskują na tym skrajne ugrupowania prawicowe. Nowy przywódca Parti Pracy mówi o sobie, że jest demokratycznym socjalistą, jednak wiele jego poglądów to typowe idee lewicowe, które wydawało się, że Partia Pracy odłożyła już dawno do lamusa. Opowiada się za nacjonalizacja kolei, przywróceniem darmowych studiów i pozbyciem się przez Wielką Brytanię broni nuklearnej (od czasów szkolnych jest członkiem CND). Za wojnę na Ukrainie wini w dużym stopniu NATO, a swego czasu uznał decyzję o przyjęciu Polski do Paktu jako naruszenie interesów Rosji. Jednocześnie jest zwolennikiem zaprzestania polityki oszczędności. Jego zdaniemw pierwszym rzędzie należy cofnąć ulgi podatkowe dla wielkich korporacji, podwyższyć podatki dla najbogatszych oraz dla firm i ścigać bezwzględnie wszystkich, którzy uchylają się od płacenia podatków.
To urodzony aktywista. Protestował przeciw apartheidowi w RPA, potępiał politykę Izraela w Strefie Gazy (jest działaczem Amnesty International i ruchu solidarności z Palestyną), był przeciwnikiem zaangażowania Wielkiej Brytanii w wojnę w Iraku, wzywał do postawienia przed sądem chilijskiego dyktatora Augusto Pinochet, zapraszał do Westminsteru członków IRA (opowiada się za zjednoczoną Irlandią), walczył o prawa zwierząt. Jest na tyle wierny swoim poglądom, że rozszedł się ze swoją drugą żoną (uchodźcą z Chile), bo w przeciwieństwie do niej nie chciał posłać syna do elitarnej szkoły. Ale to właśnie on potrafił wzbudzić największy entuzjazm. Mówił z pasją trybuna ludowego. Jego kontrkandydaci wydawali się przy nim jak pochodzący spod tej samej sztancy.
Przeciwnicy Corbyna uważają, że Partia Pracy znalazła się na niebezpiecznym zakręcie. To już nie chodzi o samego przywódcę, ale w jego otoczeniu mogą znaleźć się dawni trockiści, lewacy, czy tak zwani „fellow-travellers”. To niebezpieczne, zważając na ostatnie poczynania Rosji. Przy tym Corbyn nie ma doświadczenia jako przywódca – pełnił funkcje publiczne na pozimie lokalnym, nigdy nie był członkiem rządu, nawet nie zasiadał w „gabinecie cieni”.
Wszystko to nie oznacza, że premier David Cameron może spać spokojnie. Jego większość w Izbie Gmin jest niewielka (zaledwie 12 mandatów), a ostatnie ograniczenia w dostępie do ulg podatkowych przysporzyły mu nowych przeciwników.
Julita Kin