„Miłość jest wszystkim, co istnieje” – całe życie czytam te słowa Emily Dickinson i odkrywam wciąż ich głęboki sens. Czym jest ta tajemnicza i wszechmocna siła? Skąd taka jej moc? Chyba nikt tego do końca nie odkrył.
Wiem jedno. Bez miłości trudno żyć. A ma ona różne oblicza, jest nieskończona i nieśmiertelna. Gdy budzę się rano i patrzę na krople deszczu spływające po szybie, i widzę w nich odbicie świateł poranka, i czuję radość, że zaczyna się dzień to… To już się otwierają moje drzwi do miłości. Gdy zachwycam się widokiem z Kasprowego, zachodem słońca nad morzem, kotem łażącym po dachu, przebiśniegami wyrastającymi spod śniegu, sikorkami uwijającymi się przy wiszącej słonince, kiedy mój chory podopieczny trzyma mnie za rękę i się do mnie uśmiecha, gdy na finałach Festiwalu Zaczarowanej Piosenki widzę tłumy ludzi na Rynku i radość niepełnosprawnych wokalistów, kiedy biegną do mnie na powitanie moje dorosłe niepełnosprawne intelektualnie „Dzieci” z „Doliny Słońca”, gdy czytam lub słucham wierszy w Salonie Poezji… to widzę, że wszystko ma jakiś głęboki sens i wypełnia mnie spokój, dziwna energia. A kiedy wchodzę na scenę i, przez kilka godzin, w pocie czoła, gram swoją rolę, a potem słyszę brawa widzów, to, pomimo zmęczenia, czuję, jak jestem szczęśliwa.
Wszystko, co robię, robię sercem, więc całe moje życia, wszelkie działania to różne oblicza miłości. W dodatku czuję się potrzebna i kochana. Nigdy nie jestem sama. Mam z kim dzielić się na co dzień troskami i radościami, mam Rodzinę, mam prawdziwych Przyjaciół, na których mogę polegać (tak jak Oni na mnie), mam wierne zwierzaki, które zawsze na mnie czekają i cieszą się, że jestem. Najważniejsze, że zdaję sobie z tego sprawę i umiem to doceniać. Nauczyłam się dziękować za to. Po burzliwych latach wypełnionych pracą, sukcesami, tragediami, bolesnymi stratami i radościami, czuję, jak wciąż bardzo kocham życie oraz każdy jego dzień: ten słoneczny ciepły i ten pochmurny albo lodowaty.
Zawsze kolekcjonowałam spotkania z ludźmi, dobre słowa i spojrzenia, piękne pejzaże, magiczne chwile, a miłość do Tych, których kiedyś bardzo kochałam, wciąż jest ze mną i pomaga mi żyć. Popatrzcie na swoje życie, na to, co jest wokół Was. Czy znajdujecie jakieś powody do radości? Czy możecie powiedzieć: „Kocham!”. Jeśli nie, to zróbcie trochę wysiłku, bo naprawdę dużo zależy od nas.
Kiedy mój Przyjaciel, całkowicie zamknięty w swoim ciele, sparaliżowany przez SLA ,pisze do mnie oczami na komputerze, że jest najszczęśliwszy na świecie, bo widzi swoją żonę, dzieci i czuje, jak pies liże go po ręce, to odkrywam w tych niepojętych słowach siłę najprawdziwszej miłości. Gdy Agnieszka z porażeniem mózgowym mówi mi o swojej miłości do Grzesia, który jest przykuty do wózka, zupełnie niesamodzielny i całe życie uzależniony od osób trzecich, to znów rozszerza się moje pojmowanie miłości. Agnieszka mówi mi: „Aniu! Czy ty wiesz jak mi Grzesiu pomaga?”. Pytam: „Jak to pomaga, przecież on sam nic nie potrafi zrobić?”. A zdziwiona Agnieszka wyjaśnia: „Przecież on myśli o mnie, martwi się, czy nie zmarznę, czy jest mi dobrze – to jest najważniejsze w miłości”.
Teraz już wiem. I myślę codziennie o tych, których kocham. O miłości mogłabym mówić bez końca. Każda jest tajemnicą, każda inna – jak osobny świat. Gdy kocha się kogoś, to wszystko odczuwa się inaczej. Radość podzielona z kochaną osobą jest podwójną radością, smutek i cierpienie maleje i przestaje być tak dojmujący, gdy obok jest ktoś, kto kocha. Miłość trzeba szanować, cenić, dbać o nią, chronić jak najcenniejszy skarb. Jeśli więc tylko możecie, przytulcie żonę, dziewczynę, dziecko, męża, chłopaka, mamę, tatę i powiedzcie, że ich kochacie. Tych słów nigdy nie jest za dużo.
Pamiętam przez całe życie momenty, gdy je słyszałam, i w najtrudniejszych chwilach dają mi odwagę i siłę. Kochajcie i bądźcie szczęśliwi. To, podobno, nasz najważniejszy obowiązek na Ziemi. I tego życzę Wam z dymnego serca.
Anna Dymna