12 października 2015, 14:00
Oblicze Polonii w drugiej połowie XXI wieku

Nie będzie już więcej masowych organizacji polonijnych. Z tym wnioskiem pogodziło się już w ostatnich latach większość konsulatów i działaczy polonijnych w zachodniej Europie. Po prostu nie ma już dla tych organizacji codziennej potrzeby wśród rzeszy migrantów kłębiących się po kuchniach, polach i fabrykach w Wielkiej Brytanii czy w Nie12mczech. Tę konkluzję przyjęli niemal wszyscy na konferencji monitorującej emigrację zarobkową, która miała miejsce w ubiegłą sobotę w Brukseli. Była to szósta z kolei konferencja obejmująca polonijnych aktywistów społecznych z różnych pokoleń w zachodniej Europie współpracujących z lokalnymi konsulatami i naukowcami polskimi specjalizującymi się w ruchach migracyjnych. Te 2,5 miliona Polaków przebywających w zachodniej Europie są zjawiskiem żywiołowym pracującym za granicą i przekazującym 17,5 miliardów złotych rocznie do Polski. Z takim zjawiskiem tradycyjne organizacje polonijne nie miały jeszcze nigdy do czynienia.

Aby angażować ten żywioł trzeba zacząć od tego czego najbardziej te niezliczone masy potrzebują od zorganizowanej Polonii, o której najczęściej nic nie wiedzą, a jak wiedzą to nie mają do nich zaufania.

Na pierwszy plan wysuwają się sprawy bytowe. Chcą wiedzieć gdzie znaleźć pracę, jak uzyskać należne im prawa unijne do świadczeń, jakie są ich prawa na rynku pracy i w wynajmowaniu mieszkań, gdzie mogą się uczyć języka tubylców za darmo. Są to normalne potrzeby tych „wyjezdnych”, którzy nie znają lub słabo znają język kraju zamieszkania, którzy sami nawet często nie wiedzą czy są emigrantami czy tylko migrantami, ale rzadko widzą siebie jako tzw. Polonię. Nie wiedzą czy do Polski kiedyś wrócą. Wciąż więcej z nich wyjeżdża z Polski niż wraca, tak że grozi Polsce długoterminowy brak młodych rąk do pracy. Te osoby nie potrzebują członkostwa w jakiejś organizacji polskiej, ale potrzebują od niej porady, najczęściej darmowej, której polski rynek komercyjny nie jest im w stanie zapewnić. W samej tylko Irlandii taka społeczna organizacja doradcza załatwiała przeszło 4500 klientów rocznie.

Natomiast dla tych z nowej diaspory, którym lepiej się powiodło i którzy znają lokalny język, potrzeby są inne. Wobec swoich spraw bytowych szukają możliwości udziału w organizacjach zawodowych: inżynierów, lekarzy, stomatologów, psychologów, nauczycieli. Potrzebują również zaspokojenia swoich potrzeb kulturalnych i duchowych. Jeśli będą chcieli być aktywni w jakiejś akcji społecznej, na przykład w zorganizowaniu festynu czy w okazjonalnym poparciu (np. dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy), to nie znaczy że będą chcieli przez cały rok należeć do lokalnej Rady Parafialnej czy zapisać się do grona członków jakiejś istniejącej organizacji.

Dotyczy to również sprawy lobbyingu polskiego. Ludzie często reagują ostro przeciw antypolskim wystąpieniom. Prowadzi to nawet do serii protestów. Ale nie oznacza to że takim osobom będzie się chciało prowadzić żmudną pracę monitorowania prasy zagranicznej z dnia na dzień. Takie obowiązki spadają na „innych”. A więc ci „inni” – dotychczasowi działacze polonijni z różnych pokoleń – będą potrzebni do prowadzenia ksiąg, wykonywania zmian statutowych, regularnych spotkań, kontaktów z władzami polskimi i kraju zamieszkania na szczeblu krajowym i lokalnym. Będą potrzebni, i będą (od czasu do czasu) doceniani lub krytykowani w zależności od układów, ale już nie mogą liczyć na to, że będą stali na czele ogólnopolskiej (polonijnej) organizacji masowej.

Chyba że – tak jak POSK – mogą ofiarować członkom życie towarzyskie i kulturalne. Ale czy działalność tych społeczników można traktować jako obowiązek społeczny, czy jako hobby prywatne? U wielu ze starszego pokolenia dominuje jeszcze ten pierwszy wariant „żelaznych prezesów” na posterunku sprawy polskiej, co nie zawsze jest służy znalezieniu wspólnego języka z nowo przybyłymi działaczami, którym wystarczy rok czy dwa aktywności we władzach danej organizacji, a potem …życie płynie dalej.

Podkreślano w Brukseli jak ważna jest jeszcze sprawa PR, nie tylko dla samej organizacji, ale dla całego społeczeństwa. Obecnie kontakty z własnym społeczeństwem, z mediami polonijnymi i krajowymi trzeba już prowadzić własnymi portalami, twitterem, instagramem, Facebookiem. Biuletyny parafialne i tygodniki darmowe już nie wystarczają.

1Przykład pochodu parotysięcznego w Londynie po śmierci Papieża, który zorganizowali samorzutnie młodzi Polacy w jednej parafii jest dowodem, jak mogą sami mobilizować społeczeństwo bez udziału zorganizowanej Polonii. Najczęstszym źródłem komunikacji dla polskiej diaspory jest wciąż telewizja polska, ale współpraca telewizji z zorganizowanym światem Polonii jest jeszcze połowiczna.

Oddzielnym rozdziałem nietkniętym właściwie przez konferencję pozostaje sprawa polskich rodzin z dziećmi w wieku szkolnym. W odróżnieniu od pojedynczych Polaków czy nawet młodych małżeństw z niemowlętami, Polacy w tej kategorii (a właściwie polskie matki, bo one tu mają najwięcej do powiedzenia) są już nastawione na stały pobyt, angażują się w naukę swojego dziecka. W ten sposób najszybciej interesują się sprawami wychowania i edukacji dziecka i dbają też o to czy dziecko ma poznać język polski w domu czy też nie. Najczęściej ten właśnie element bierze udział w wyborach lokalnych i w ich imieniu np. Federacja Organizacji Polskich w Danii wywalczyła obszerną implementację unijnej dyrektywy 77/486 w sprawie dostępu dzieci migrantów do nauki języka ojczystego.

W wypadku polskiego Londynu mamy w tym roku 27 tysięcy polskojęzycznych dzieci w angielskich szkołach, a zaledwie jedna czwarta z nich chodzi do szkół sobotnich. Mamy już 120 polskich szkół sobotnich w Wielkiej Brytanii co jest zarazem sukcesem organizacyjnym i wychowawczym, ale mogło by być ich więcej. Ta młodzież będzie już zawsze miała poczucie tożsamości polskiej i będzie spotykać się z rówieśnikami polskimi w ramach szkoły, zuchów, zespołów sportowych. Tworzy trzon przyszłego polskiego społeczeństwa w Wielkiej Brytanii w drugiej połowie XXI wieku.

Błędem byłoby rozmawiać z tymi dziećmi w domu po angielsku, ale też ten język polski musi być na wyższym kulturalnym poziomie. Najważniejsze aby ich dzieci znalazły swoje miejsce w brytyjskim społeczeństwie i wyrwały się z getta Polonusów żyjących w bańce mydlanej bez korzeni i bez kontaktów ze środowiskiem kraju zamieszkania i zorganizowanym życiem polonijnym. Aby stać się częścią z integrowanego społeczeństwa polskiego za granicą muszą czuć się w domu zarówno z Harry Potterem i jak i Królem Maciusiem i śmiało przekraczać granice z polskim i brytyjskim paszportem w kieszeni.

Wiktor Moszczyński

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Witkor Moszczyński

komentarze (0)

_