Ten wieczór był hołdem złożonym Szymonowi Zarembie. Długoletni prezes Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego oraz Polskiej Fundacji Kulturalnej był jedną z najbardziej charakterystycznych postaci polskiego Londynu. O jego niezłomności, sile charakteru i charyzmie świadczyły urywki wspomnień przytoczone podczas wtorkowego spotkania w Sali Malinowej. Niektórzy ze zgromadzonych słyszeli już wcześniej przytoczone anegdoty, inni byli czasem nawet ich bohaterami. Dla tych, którzy nie znali Szymona Zaremby tak dobrze, należy się kilka cytatów:
„12 lutego 1945 roku. W tym dniu opuściłem na zawsze Polskę. Samolotem NKWD, który wylądował na polu pod Częstochową, zabrano mnie i członków brytyjskiej misji wojskowej w Polsce w podróż na wschód, do Moskwy. Nigdy już do Polski nie wróciłem. Armia Ludowa wydała na mnie wyrok śmierci, więc nie mogłem pojechać do kraju za komuny. Po Okrągłym Stole nie byłem w stanie odwiedzić ojczyzny, bo zachorowałem, a potem nie pokonałem różnych nękających mnie wspomnień, wątpliwości i narastających rozczarowań co do tego, jak się kraj rozwija. Dotarły też do mnie zaskakujące informacje. Na początku lat 90. Pojechał do Warszawy mój sekretarz, Edward Truch. Spotkał się wówczas z ówczesna minister kultury, którą zaprosił do odwiedzenia POSK-u, bo wybierała się do Londynu z wizytą oficjalną. Gdy Edziu wychodził z jej gabinetu, pani minister poprosiła, by przekazał Zarembie, że ona będzie bardzo się starała, aby anulowano wyrok śmierci, wydany na niego w czasie okupacji. Ciekawe skąd o tym wiedziała. Został gorzki posmak. (…)
Alun Morgan– dostałem to imię i nazwisko od szefa brytyjskiej misji wojskowej zrzuconej koło Częstochowy w Wigilię Bożego Narodzenia 1944 roku i na jego prośbę dołączyłem do Special Air Service. Grupa, która leciała z Włoch miała się składać z sześciu skoczków, ale w ostatniej chwili musiano wycofać chorego majora Morgana. Celem misji, za której bezpieczeństwo odpowiadałem było zbadanie zasięgu i możliwości polskiego ruchu oporu. Krótko przed wpadką pułkownik Duane Hudson, ze z wielu względów (na dokumentach misji figurował mjr Morgan) należy dokooptować nowego człowieka. Wybór padł na mnie. Nie znałem jeszcze wtedy angielskiego, ale uczyłem się go od pierwszej chwili spotkania z Anglikami, więc zrobione ze mnie Walijczyka. Nawiasem stuprocentowego Walijczyka, który w domu rodzinnym mówił tylko po walijsku, bo angielskiego uważanego za zaborcy, nie używano wśród domowników, dlatego moje imię wymawiało się Alen, a nie jak u Anglików Alan. Z tego powodu miałem kilka sytuacji z dreszczykiem. Raz, zatrzymany na ulicach Moskwy, musiałem opowiadać podejrzliwemu Sowietowi o odrębności walijskiego i o jego małym podobieństwie do angielskiego. Na dekonspirację narażałem się stale w amerykańskiej misji wojskowej, z którą utrzymywaliśmy w Moskwie stały kontakt. Niejeden Jankes wypytywał mnie o kraj rodzinny lub mówił o Walii. Na szczęście nikt nigdy nie zetknął się wcześniej z językiem walijskim, a ja wytężałem swoją wyobraźnie do granic możliwości. Oczywiście, dla fasonu wypowiadałem się za niepodległością Walii. Ogromnie mi pomogła obecność w misji szkockiego oficera marynarki wojennej, pochodzącego z północnej Szkocji. Jankesi nie mieli czasem pojęcia, o czym on mówi.”
Powyższe fragmenty książki Reginy Wasiak-Taylor „Alfabet wspomnień Szymona Zaremby” przeczytane przez Janusza Guttnera są dowodem na to, jak niezwykłym człowiekiem był narrator tych opowieści i jak barwne było jego życie. W drugiej części odczytu przedzielonego występem baletowym w wykonaniu Lizzie Taylor, znalazło się więcej bardziej współczesnych i humorystycznych przygód Pana Prezesa:
„W okresie, kiedy byłem skarbnikiem, a potem prezesem POSK-u, miałem bezpośredni kontakt z artystami i aktorami. W latach 80. naszą nową sceną teatralną POSK-u zdominowały dwie piękne blondynki: Irena Delmar i Urszula Święcicka. Pierwsza od 1985 roku prowadziła Teatr ZASP w Londynie, wywodzący się z Teatru Dramatycznego powstałego w 2 Korpusie, a druga stworzyła w 1983 roku Teatr Nowy. Skupiła wokół niego utalentowaną młodzież artystyczną, która została w Wielkiej Brytanii po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce. Oba zespoły dużo wystawiały na scenie POSK-owej, otwartej 1982 roku i był to wartościowy program. Grano między innymi Szekspira, Fredrę, Witkacego, Mrożka, Kaczmarskiego. Ale dyrektorki teatrów konkurowały ze sobą we wszystkim, czasem niejedną burzę musiałem gasić. Kiedyś, podirytowany kolejnymi awanturami, powiedziałem obu paniom, że jeżeli znajdę jakąś lukę w repertuarze, to wystawię własną sztukę pod tytułem ‘Pojedynek dwóch blondynek.’ (…)
„Lecha Wałęsę poznałem , jak przyjechał po raz pierwszy do Londynu jako przywódca „Solidarności”. Miał wielkie spotkanie z Polakami w Teatrze POSK-u. Trwało ono długo, bo ludzie nie chcieli go ze sceny wypuścić, spragnieni jego widoku i słowa. Po debacie politycznej zaprosiłem gościa na bankiet do ‘Łowiczanki’ z udziałem społeczności emigracyjnej. Kiedy miał już usiąść przy stole, podszedł do mnie gen. Klemens Rudnicki, który chciał poznać sławnego Polaka, więc powstrzymałem Wałęsę proszą, aby poznał sławnego generała. Kiedy obaj panowie wymienili grzeczne pozdrowienia, Wałęsa znów spojrzał na krzesło, ale wtedy podeszła do nas Jadwiga Piłsudska. Więc ja znowu poprosiłem Lecha Wałęsę, aby zanim rozpoczniemy kolację poznał córkę marszałka Józefa Piłsudskiego. On szarmancko ucałował jej dłoń i nie omieszkał przy tym podkręcić wąsa. Już zamierzał usiąść, gdy wyrosła przed nami Renata Bogdańska-Anders, która chciała być oficjalnie przedstawiona. Lech Wałęsa pięknie się z nią witając, przez ramię generałowej dostrzegł jeszcze innych czekających i rzucił w moją stronę dyskretne westchnienie: ‘O cholera! A to cała historia w jednej kolejce!’”
To tylko kilka z ponad dwustu haseł zawartych w tej lekturze. Ale ten niewielki wycinek daje zarys, jaką postacią był Szymon Zaremba. O jego życiu, dokonaniach, trafnych przemyśleniach i charakterystycznym ironicznym poczuciu humoru można byłoby napisać kilka książek.
– On był gigantem polskiej emigracji. I tu bynajmniej nie chodzi o jego wzrost – skwitowała Katarzyna Bzowska, prowadząca kameralną uroczystość, podczas której odbyła się także wystawa prac Olgi Sieńko, której ilustracje można znaleźć w „Alfabecie wspomnień”.
Dopełnieniem wydarzenia był wykład prof. Rafała Habielskiego, specjalisty do spraw polskiej emigracji. Profesor PAN uprzejmie „miał tremę” przed swoim wystąpieniem otwierającym spotkanie. W końcu historia, o której miał mówić, jest doskonale znana słuchaczom, a większość z nich była naocznymi świadkami jej wydarzeń. Jednak emigracja Polaków trwa. Zwieńczeniem dyskusji na ten temat było pytanie: Jaki był stosunek Szymona Zaremby do tej najnowszej fali przybyłych do Wielkiej Brytanii rodaków?
– Odnosiłem wrażenie, że Szymon Zaremba jest człowiekiem, który ma poczucie, że to co się wydarzyło po 1989 roku spowodowało, że obecnie polski Londyn jest czymś innym, a te osoby które przyjeżdżają tutaj z Polski są dopełnieniem pozostałości emigracji wojennej. Przyjeżdżają tu w innym celu, ich emigracja ma inny charakter, ale adaptują się tutaj, nawiązują kontakt z dziełem wcześniejszej emigracji. On uważał ten stan za naturalny i chciał likwidować bariery pomiędzy pokoleniami – podkreślał prof. Habielski. Rozmowy o przeszłości przyszłości polskiej społeczności na Wyspach trwały przy kieliszku wina do późnych godzin wieczornych.
Magdalena Grzymkowska