Joseph Mallord Turner (1775- 1851) nazywany jest malarzem światła. Syn golibrody i wytwórcy peruk i matki, którą zamknięto w szpitalu dla psychicznie chorych na długie lata, gdzie zmarła. Ojciec od początku wierzył w niezwykły talent swojego jedynego syna. Jego dziecięce jeszcze rysunki wystawiał w oknie swojego zakładu; czasem udało mu się je sprzedać za kilka szylingów. Zapewne nigdy nie mógłby sobie wyobrazić, że w 2006 roku jeden z obrazów Williama Turnera zostanie sprzedany za 35,8 milionów dolarów…
Dom- „dzieło trówymiarowe”
Młody Turner, wspierany przez ojca szybko wspinał się po szczeblach malarskiej kariery, próbował też swoich sił w projektach domów, terminując u znanych architektów. Jednak jedynym „trójwymiarowym dziełem” jakie po sobie pozostawił jest Sandycombe Lodge, niewielka rezydencja w Twickenham, zachodni Londyn. Niewiele by brakowało by ten skromny dom Turnera został wyburzony. I to nawet dwa razy. Po raz pierwszy po Drugiej Wojnie Światowej, w czasie której służył jako „shadow factory”, czyli siedziby tajnej fabryki sprzętu dla lotnictwa wojskowego. Umieszczone tam ciężkie maszyny znacznie uszkodziły stropy i podłogi. Domu w takim stanie nikt nie chciał kupić, dopiero w roku 1947 nabył go ze względu na ogromny sentyment do malarza profesor Harold Livermore. Po koniecznych naprawach dom stał się miejscem zbiórek i imprez wielbicieli Turnera, którym przewodził Harold wraz z żoną Anną. Profesor znalazł kiedyś w ogródku starą monetę, którą lubił pokazywać gościom. Twierdził, że zgubił ją sam Turner lub jego ojciec, który tam z nim mieszkał.
Po śmierci Harolda Livermore dom został przekazany „narodowi”, z nadzieją, że Sandycombe Lodge będzie „pomnikiem i pamiątką życia Turnera w Twickenham”. Niestety „naród” nie od razu pokwapił się z datkami na urzeczywistnienie tego marzenia, dlatego przez wiele lat dom stał pusty i niszczał. Dopiero po zorganizowaniu Turner’s House Trust znalazło się więcej pieniędzy na absolutnie konieczny remont. Niedziela czwartego października tego roku była ostatnią szansą zobaczenia domu malarza w dość tragicznym stanie… Mimo tego, że właściwie nie było czego oglądać, przed wejściem ustawiały się kolejki, bo dom otworzy swoje drzwi dla zwiedzających dopiero po zakończeniu remontu. Ma on trwać dwa lata…albo i dłużej. Czyli mniej więcej tyle ile zajęło Turnerowi jego zaprojektowanie i wybudowanie.
„Gbur i erotoman”
Turner był osobą bardzo skrytą i powszechnie uważaną za gburowatą. Dbał bardzo, by plotki o jego życiu prywatnym nie rozprzestrzeniały się i miał do tego niestety powody. Jego pierwszy wieloletni związek z wdową Sarah Denby, z którego miał dwie córki, nie był nigdy zalegalizowany. To ostanie znacznie mu ułatwiło sytuację kiedy postanowił ją porzucić, gdyż dzieci nigdy nie uznał za swoje. Znany był z wizyt w licznych burdelach gdzie stworzył całe mnóstwo szkiców kobiecych narządów płciowych z wielkim wyczuciem detalu. Choć większość z nich spalił John Ruskin – sortujący dzieła mistrza dla potomnych, to to co zostało jest równie obsceniczne jak kiedyś.
William Turner dbał bardzo o swoją reputację i dlatego potrzebne mu było schronienie przed wścibskim Londynem. Gdy kupował ziemię pod budowę domu było to kilka akrów i przez długie lata Sandycombe Lodge stała samotnie wśród pól i zagajników. Sprzyjało to obserwacji pejzaży i pięknych, niczym nie zasłoniętych zachodów słońca. Stąd duże, werandowe okna na piętrze, gdzie miał swoją sypialnię. Te zachody były szczególnie kolorowe w 1816 roku – „roku, w którym nie było lata”. Po wybuchu indonezyjskiego wulkanu Mt. Tambora nad Europą zawisło mnóstwo wulkanicznego kurzu, który spowodował niezwykle jaskrawe, żółte kolory zachodzącego słońca. To niezwykłe optyczne wrażenie możemy odnaleźć w wielu obrazach Turnera. Malował on głównie dramatyczne pejzaże. Niebo w czasie pożaru, sztormy na morzu, zamglone i dziwne kształty okolicy. Jego fascynacja światłem, niesamowite wyczucie koloru i momentu sprawiło, że uznane za dość trywialne malarstwo pejzażowe stało się modne i zyskało nową, wyższą rangę w hierarchii sztuki.
Kolejną pasją Turnera było wędkarstwo. Uwielbiał wyjeżdżać łodzią na Tamizę i zapuszczać wędki (na które zaprojektowal sobie w domu specjalny schowek). Złapane ryby przechowywał…w dwóch stawach w pobliżu Sandycombe Lodge, kóre podobno sam wykopał. Obsadził je wierzbami płaczącymi, których szczepki pozbierał z terenu po wyburzonej, ekstrawaganckiej willi pisarza i satyryka Alexandra Pope, również z Twickenham. Kilka lat później ojciec malarza, „Old William”, który mieszkał z synem, narzekał, że te drzewa zaśmiecają mu ogród.
Ojciec i syn
Relacja między ojcem i synem była bardzo bliska. Turner, oprócz czasu, gdy był w podróży, zawsze z nim mieszkał i pozostawiał ojcu kontrolę nad wieloma sprawami finansowymi, a także traktował go jako swojego malarskiego asystenta. „Old William” miał swoją sypialnię tuż obok syna i starał się jak mógł, by geniusz pracował w spokoju. Nigdy nie wyciągał od syna pieniędzy i kupował wszystko jak najtaniej. Gdy mieszkał w Twickenham od czasu do czasu wędrował do Brentford, by odwiedzić rodzinę. Ta kilkunastokilometrowa wyprawa bardzo go męczyła, ale nie był w stanie się przełamać i wydać paru szylingów na wynajęcie powozu, lub choćby konia. W końcu wpadł na sposób: za szklanicę dżinu sprzedawcy pozwalali mu siedzieć na wozie zwykle pełnym warzyw i dowozili go tam gdzie miał bliżej.
Gdy Old William zmarł, Turner bardzo to przeżył, miał epizody depresyjne i właściwie już nigdy nie odzyskał spokoju ducha. Sandycombe Lodge było ulubionym miejscem ojca malarza, utrzymywanym przez Turnera głównie przez sentyment dla starego Williama. Gdy go zabrakło, dom został sprzedany. Spędzili tam razem około 20 lat. Malarz stworzył wiele znakomitych pejzaży wędrując po okolicy Sandycombe Lodge. Docierał i do Richmond, gdzie przesiedział wiele godzin na wzgórzu malując właściwie niezmieniony do tej pory słynny widok. Dziś trudno sobie wyobrazić pola otaczające ten niewielki biały dom, stawy z rybami, widoki nie przesłonięte domami. Być może będzie nam znacznie łatwiej, gdy znów wstąpimy do odrestaurowanego domu Turnera i zobaczymy z jego szkiców i akwareli, które mają tam być wystawione, zachowane pejzaże tej okolicy. Jego dom jednak możemy nadal oglądać oczami malarza, pozostał prawie niezmieniony od czasu, gdy Turner go wybudował. Niewielki dom, wielkiego artysty. Jego mała, londyńska oaza: Twickenham, Sandycombe Lodge, 40 Sandycombe Road.
Anna Sanders