Z ambasadorem Witoldem Sobkowem rozmawia Jarosław Koźmiński
Mijający rok dla Polonii brytyjskiej stał pod znakiem 75. rocznicy Bitwy o Anglię. Udział polskich pilotów myśliwców, którzy walczyli w polskich dywizjonach 302 i 303, ale i w jednostkach brytyjskich, jest do dziś źródłem dumy dla tutejszych Polaków. Takie były nasze na Wyspach początki. A co potem? Projekt #BoBPoles to także specjalna kampania w mediach społecznościowych. Jak dziś kształtuje się obraz Polaków na Wyspach?
– Kampanię mającą na celu przekazanie informacji Brytyjczykom na temat naszego wkładu w zwycięstwo w II wojnie światowej prowadzimy od kilku miesięcy. Ta akcja cieszy się dużą popularnością! Wiem o tym, bo na różnych konferencjach czy przyjęciach podchodzą do mnie Brytyjczycy, ale też i inni cudzoziemcy, mówiąc o materiałach na naszym Twitterze i Facebooku – dużą ciekawość budzą zdjęcia z tamtych czasów, to często unikalne fotografie, pierwszy raz upublicznione… Mile byłem zaskoczony przez księcia Edwarda, który po spotkaniu z prezydentem Dudą podszedł do mnie i powiedział: „Gratuluje świetnej kampanii na Twitterze i Facebooku o Bitwie o Anglię”. Ja na chwilę zamarłem, takie było zaskoczenie, że także członek rodziny królewskiej może śledzić naszą akcję… Kiedy indziej z podobną niespodzianką wyszedł książę Kentu, który przy okazji spotkania w Buckingham Palace powiedział: „Widziałem na stronie internetowej jak pan odsłaniał Drzewo Sierpińskiego w Cambridge!”…
Rzeczywiście to też był element naszej kampanii promocyjnej, bo przecież nie tylko historia, ale także osiągnięcia nauki polskiej są warte przypominania. Drzewo Sierpińskiego znalazło swe miejsce przy Centrum Nauk Matematycznych Uniwersytetu w Cambridge dzięki rektorowi tej uczelni prof. Leszkowi Borysiewiczowi, a uroczystość odsłonięcia tej niezwykłej instalacji stała się okazją, by przypomnieć postacie naszych matematyków. Stąd prosta droga do Enigmy, Bletchley Park i nasze starania o lepsze upamiętnienie wkładu polskich kryptologów w złamanie kodu Enigmy i podkreślenia wagi tego osiągniecia dla losów wojny. Jeśli chodzi o historię, to stałym (niestety ) elementem kampanii są interwencje w sprawie sformułowania „polskie obozy koncentracyjne”. W zeszłym roku interweniowaliśmy ponad 50 razy, ta liczba jest nawet większa w roku bieżącym… Ostatni przypadek tego typu przekłamań historii to artykuł w „Belfast Telegraph” we wrześniu.
Ten ostatni temat boleśnie godzi w dobre imię Polski i jej obywateli. I wciąż wraca, dlaczego?
– Albo wiedza o Polsce, jej historii i współczesności, nie jest wystarczająco pogłębiona; albo są to celowe przekłamania, bo i tak być może.
Sprzymierzeńcem jest tu Jan Niechwiadowicz i jego grupa Polish Media Issues, która monitoruje anglojęzyczne media i interweniuje w przypadku informacji zakłamujących naszą historię. Ale podobnych mu wolontariuszy jest dziś niewielu. Czy Polakom wszystko jedno?
– W ważnych momentach łączymy siły. Różne akcje w ostatnim okresie pokazały wartość polskiej społeczności. Przykładem wspaniała kampania Polaków w sprawie egzaminu A-level. Zaangażowanie Polskiej Macierzy Szkolnej zaowocowało masowym wsparciem społecznym i listami czy petycjami kierowanymi do brytyjskich władz oświatowych. I cała sprawa zakończyła się dla nas pomyślnie.
Polacy kojarzą się starszym Brytyjczykom z bohaterskimi lotnikami z czasów wojny, potem nasz kraj zniknął na dziesiątki lat za Żelazną Kurtyną, przypomniał o sobie osobą Jana Pawła II, potem Lecha Wałęsy i falą emigracji w latach osiemdziesiątych, wreszcie po akcesji do Unii kolejna wielka fala i nowi przybysze. Różne pokolenia, różne wartości. Jak to się przekłada – w Pana opinii – na jakość życia społecznego milionowej bądź co bądź mniejszości polskiej?
– Ambasada jest tylko obserwatorem życia społecznego. Polonijne organizacje są niezależne, kierują się swoimi statutami i my się w to nie wtrącamy. Tak samo jak jesteśmy apolityczni. Np. jeśli są kampanie polityczne i przyjeżdżają tu przedstawiciele różnych partii – to nikt z ambasady nigdy nie uczestniczy w takich spotkaniach, jesteśmy urzędnikami służby cywilnej.
Natomiast mamy Radę Polonijną, która się spotyka przynajmniej dwa razy do roku. Są tam przedstawiciele starszych i nowszych organizacji, co jest pozytywne, bo możemy wówczas o wielu sprawach porozmawiać, tak jak ostatnio o egzaminie A-level, ale także o kampanii profrekwencyjnej do wyborów. I to chcemy powtórzyć w przyszłym roku, bo mamy wybory lokalne w maju i ja bardzo liczę na masowy udział w nich społeczności polskiej. Wystarczy mieć paszport polski.
My jako ambasada oczywiście nie wskazujemy na kogo głosować, jedynie zachęcamy do zaangażowania politycznego.
Wydaje się oczywiste, że jeśli chcemy wpływać na korzystną politykę rządu brytyjskiego w spawach polskich to musimy się angażować. Siła tkwi właśnie w polskiej społeczności, ale też Polaków, którzy posiadają paszport brytyjski, gdyż ich nic nie różni od każdego innego Brytyjczyka: są obywatelami Zjednoczonego Królestwa mimo, że mają także paszporty polskie.
No właśnie, czy z tej siły potrafią korzystać? Czy posiadanie obywatelstwa brytyjskiego to tylko wygoda i pragmatyzm? Kilka mamy w naszym środowisku osób, które próbowały kariery politycznej, ale nie osiągnęły sukcesu. Nie miały poparcia wśród swoich…
– Ubieganie się o paszport brytyjski – moim zdaniem – jest raczej pragmatyczną sprawą: po prostu można mieć dokument i polski, i brytyjski. Zakładając, że mamy na Wyspach milion Polaków to procent ubiegających się o paszport brytyjski jest niewielki. Może dwa, trzy tysiące osób rocznie decyduje się na podwójne obywatelstwo. Główny powód, który mi podają to referendum i jego wynik, który jest trudny do przewidzenia.
A wychodząc naprzeciw pytaniom o referendum – to mamy zapewnienie rządu brytyjskiego, że wszystkie regulacje, które ewentualnie byłyby w przyszłości wprowadzone będą dotyczyć tylko tych, którzy przyjadą po danej dacie, więc one nie będą odnosić się do osób które już tu są. Te osoby powinny się czuć bezpieczne.
Czyli te 10 czy 20 tysięcy Polaków, którzy jak dotąd wystąpili o paszport brytyjski są zapobiegawczy, a wśród pozostałych są i tacy którzy zakładają, że ich pobyt tutaj może się zakończyć i myślą o powrocie do kraju.
– Wszystko zależy od osobowości. Ja nigdy nie wystąpiłbym o paszport innego kraju. W stanie wojennym mogłem wyjechać na zagraniczne stypendia, ale tego nie zrobiłem. Każdy ma wolny wybór i nie należy nikogo oceniać niewłaściwie z powodu wystąpienia o paszport brytyjski.
Dla mnie jest najważniejsze, że oni czują się Polakami, że wysyłają dzieci do polskich szkół, że angażują się w polonijną działalność. Odwiedzam przynajmniej dwa razy do roku Walię, Szkocję czy Irlandię Północną. Spotykam się z Polakami tam mieszkającymi: oni tam naprawdę działają.
W Londynie jest łatwiej, często nie mamy wiedzy ile to kosztuje wysiłku, ile pracy trzeba włożyć w zapewnienie, aby polskie szkoły funkcjonowały gdzieś w niewielkim mieście Walii czy Szkocji, gdzie czasami kilka mil trzeba dowieźć dziecko do polskiej szkoły. To należy docenić.
Dużo jeżdżę po Wielkiej Brytanii. Przy takich okazjach spotykam się z polonijnymi organizacjami – szczególnie z tymi nowymi – i wiem jak dużo jest problemów w terenie.
Warto w przyszłości pomyśleć o „polskim telefonie zaufania”, aby pomóc w załamaniach, depresjach, gdzie można byłoby porozmawiać, wesprzeć, pomóc.
W przeszłości były organizowane wspólne z konsulatem londyńskim wyjazdy reprezentantów organizacji stowarzyszonych w Zjednoczeniu Polskim. Może ZPwWB mogłoby do tego wrócić? Przed wielu laty popularne były tzw. Żywe Dzienniki…
– Jest dużo do zrobienia, ale potrzeba nam wszystkim więcej sił i środków. My mamy konsulaty generalne w Edynburgu, Manchesterze i Londynie. Prowadzimy starania o bardzo potrzebną agencję konsularną w Belfaście – decyzja polityczna już została podjęta, niestety w tegorocznym budżecie jej nie przewidywano, nie ma więc jeszcze środków finansowych. Pomysł jest, by powstała agencja konsularna połączona z wydziałem handlu, promocji i inwestycji. W tej chwili to dla mnie priorytet, przecież dziś za teren Irlandii Północnej odpowiada nasza placówka w Szkocji, która w Belfaście organizuje jedynie dyżury konsula.
A konsul honorowy?
– Mamy w Irlandii Północnej świetnego konsula honorowego, to jednak specyficzna rola i inny rodzaj uprawnień nie pozwalający wykonywać szeregu czynności. W pewnych zagadnieniach pomocna będzie placówka w Dublinie (np. paszportowych), jednak szereg jest spraw, którymi i ona nie może się zająć – przecież to już osobne państwo i zakres działania konsulatu ze Zjednoczonego Królestwa, w tym wypadku z odległego Edynburga.
W Irlandii Północnej konsulem honorowym jest pan Jerome Mullen, bardzo pomocny chociażby we wspominanej już sprawie „Belfast Telegraph”, ale też w innego rodzaju kwestiach na przykład inwestycyjnych – ostatnio wielka firma Delta Packaging otworzyła w Gliwicach nową fabrykę zatrudniając ponad sto osób. Będąc w Belfaście spotkałem się z Polakami, którzy w tej firmie pracują i wrażali swe zadowolenie…
…to dobra prognoza…
– …i kierunki działania. Planujemy w Walii misję naszego Wydziału Promocji, Handlu i Inwestycji. Podobnie później w Irlandii Północnej. W Szkocji już mieliśmy konferencję zakończoną dużym sukcesem: uczestniczyło w niej ponad 150 biznesmenów, którzy szukali w Polsce możliwości inwestycyjnych czy handlowych.
Zawsze zachęcam do wyjeżdżania poza Londyn. I sam dużo jeżdżę. Ostatnio byłem w Bath z wykładem dla 200 osób, wcześniej na uniwersytecie w Leicester, w Lancaster, w Oksfordzie, w Cambridge, w Akademii Obrony w Swindon… Staram się korzystać ze wszystkich zaproszeń do szkół czy uniwersytetów, uważam że praca z młodzieżą jest ważna, bo młodzi ludzie zapamiętają takie spotkanie, a przecież to przyszli politycy, biznesmeni.
Opowiadajmy o Polsce sami, promujmy ją, zachęcajmy angielskich znajomych, sąsiadów do odwiedzenia naszego kraju…?
– Oczywiście. Taka swojska promocja Polski na co dzień też jest ważna. Kto wie czy nie bardziej skuteczna niż niejedne działania profesjonalistów.
Nasi profesjonaliści wykazali się właśnie podczas londyńskich World Travel Market – jednej z największych europejskich imprez przemysłu turystycznego. Panel specjalistów z Lonely Travel wyróżnił m.in. Wrocław, który szykuje się do roli Europejskiej Stolicy Kultury 2016.
– Polska po raz pierwszy została zaliczona do grona 10 krajów na świecie i tylko dwóch w Europie, które zasłużyły na tytułu „Best in Travel”. Trzeba wiedzieć, że polskie stoiska na WTM stały pod znakiem City Breaks, turystyki aktywnej, wydarzeń kulturalnych, a obok tego golf, turystyka medyczna, Wellnes i SPA.
Czyli nie tylko Warszawa, Kraków z Wieliczką i Gdańsk?
– Polska oferta turystyczna może być atrakcyjna dla klientów niszowych. Dla jednych będą to pola golfowe w Zachodniopomorskim, dla innych piękno przyrody w Białowieży czy wędkarstwo na Mazurach. Brytyjczycy mają różne upodobania, mało kto wie, że obserwacja ptaków (birdwatching) jest hobby, które pasjonuje na Wyspach około 4 mln ludzi… A w Polsce są ku temu świetne warunki.
Wśród Wyspiarzy wielu jest miłośników kolei parowych! Niedawno w rolę maszynisty wcielił się …ambasador brytyjski w Polsce Robin Barnett. Widzieliśmy w telewizyjnych wiadomościach jak prowadził lokomotywę. Ja z kolei „zrewanżowałem się” udziałem w programie „Wheelers Dealers”, którego prowadzący są pasjonatami samochodów. Dodam, że odcinek poświęcony był renowacji polskiego auta „Syrena”.
Tamta „Syrenka” (ku naszej uciesze w biało-czerwonych barwach) trafiła do rąk hobbysty i jego muzeum. A co z nowoczesną Polską?
– Nasze firmy mają sukcesy na polu nowoczesnej technologii. Mieliśmy niedawno prezentacje drukarek przestrzennych, w tym rodzącym się dopiero rynku jesteśmy w gronie najlepszych. To wielki sukces. Eksport polskich drukarek 3D kwitnie!
Było też ciekawe wydarzenie, które przedstawiało Polskę jako „logistic hub”. Ze względu na położenie naszego kraju logistyka jest mocnym elementem gospodarki. Promujemy różne okręgi w Polsce, strefy ekonomiczne. Mamy promocje branżowe i regionalne. Ale warto też wspomnieć o rynkach specjalnych, niszowych. Dodam: luksusowych. O tym, że polskie stocznie jachtowe są potentatem na światowym rynku mało kto wie… A brytyjskie specjalistyczne pisma z tej branży mają w ofercie właśnie produkty polskich stoczni.
Obok handlu czy inwestycji, także kultura jest sferą aktywności, w której Polska ma ofertę wartą uwagi.
– I jest ona bardzo bogata. Zwrócę uwagę choćby tylko na nowoczesne muzea, które ostatnio promujemy. Gdańsk, Gdynia, Warszawa. Muzeum Solidarności, Muzeum II Wojny Światowej, Muzeum Żydów Polskich, Muzeum Powstania Warszawskiego, Centrum Kopernika, w przyszłości Muzeum Sztuki Nowoczesnej…
Najbliższe plany? Czy kolejny wyjazd?
– Jadę do Coventry. Po raz trzeci. Już nie w sprawie samochodów, bo fabryka nie stanie w Polsce. Staram się nawiązać współpracę z dwoma miastami w kraju – jedno to Bielsko-Biała (jednak samochody), a drugie to Toruń (uniwersytet). Już doszło do pierwszej wymiany listów. Władze Coventry zawsze są świetnie przygotowane do rozmów. Zależy im na współpracy. Takich partnerów nam trzeba.