– Nie wyobrażam sobie rozwijać się tylko w jednym kierunku. Wtedy nie ma z tego frajdy – powiedziała w wywiadzie dla brytyjskiego Forbesa Paulina Sygulska, polska businesswoman w Londynie, której firma rośnie w tempie 300% rocznie. GrantTree to spółka zajmująca się pozyskiwaniem grantów rządowych dla start-upów i przedsiębiorstw technologicznych. Do tej pory pozyskała fundusze w wysokości ponad 22 milionów funtów dla ponad 500 klientów, a w zeszłym roku została wyróżniona przez Smartę i Santandera, jako jeden z najszybciej rozwijających się biznesów w Wielkiej Brytanii.
Ale zanim stała się rekinem branży high-tech, Paulina Sygulska studiowała w Krakowie… teatrologię.
– Bardzo zależało mi na szkole aktorskiej. Niestety nie dostałam się, ale będąc laureatką olimpiady z języka polskiego i finalistką z języka angielskiego, mogłam wybrać dowolny kierunek studiów bez konieczności pochodzenia do egzaminów. Wybór padł na teatrologię – wspomina.
Nie ukrywa jednak, że trochę się tam nudziła. Dlatego, gdy pojawiła się możliwość wyjazdu na studencką wymianę zagraniczną w ramach programu Erasmus, postanowiła skorzystać.
– Pamiętam dokładnie swoją teczkę aplikacyjną, w której składa wszystkie niezbędne dokumenty – referencje od profesorów, podania, wyniki w nauce. Była soczyście zielona, w kolorze trawy i wyróżniała się bardzo na tle czarnobiałych teczek innych kandydatów. Należało na niej napisać trzy miasta, na których najbardziej mi zależało. Na mojej widniał trzy razy Londyn – opowiada Paulina.
Studiowała rok na University College London. W czasie wolnym od zajęć zajęła się networkingiem. Chodziła na spotkania, zaczęła poznawać ludzi z branży start-upowej.
– To byli zwykle brodacze siorbiący piwo i rozmawiający bez końca o dopasowaniu ich produktu do potrzeb rynku. Zaczęło mnie to fascynować. Ci ludzie byli pasjonatami, którzy chcą coś stworzyć od podstaw , bez gwarancji na przyszłość. Nigdy wcześniej nie myślałam, że chciałabym chcieć mieć swój biznes, ale powoli ta myśl zaczęła w niej kiełkować – tłumaczy.
Po studiach Paulina postanowiła zostać w Londynie. Wkrótce poznała swojego pierwszego partnera biznesowego
– Założyliśmy razem DreamStake, na którym trochę uczyliśmy się prowadzenia biznesu. To był dobry napęd do rozwijania się. Swoja pierwszego klienta znalazłam, dzwoniąc do kilku polskich eksporterów software’u. Mając tak na prawdę zero doświadczenia w tej dziedzinie, mówiłam im, że nie są widoczni na rynku brytyjskim i proponowałam, że mogę się tym zająć. Odezwał się Altkom – mówi. Dla tej firmy z Warszawy pracowała ponad 2 lata. Ale zorientowała się, że chce pracować dla małych firm, nie dla korporacji. Dlatego razem ze swoim chłopakiem, obecnie mężem założyła GrantTree, którego celem było wsparcie takich innowacyjnych biznesów poprzez pozyskanie grantów z rządu brytyjskiego. To było pięć lat temu. Pracowały wówczas cztery osoby. Teraz zespół liczy prawie 30 pracowników i wynajmuje cały kilku piętrowy budynek przy Goswell Rd (dzielnica Clerkenwell), w której wkrótce zostanie otworzona przestrzeń co-workingowa Treehouse.
– Założyliśmy firmę doradztwa finansowego nie mają praktycznie żadnego doświadczenia i w zasadzie bez kapitału początkowego. Żeby zdobyć pierwszych klientów, którzy nam zaufali, to była naprawdę tytaniczna praca – wzdycha.
GrantTree jest firmą niezwykłą ze względu na innowacyjny system zarządzania – oparty na zasadzie self-managementu. Zaufanie, bezwzględna uczciwość i transparentność to wartości stanowiące podstawę filozofii spółki.
– U nas nie ma managerów, struktura jest płaska. Każdy jest odpowiedzialny za to, co robi. Jeżeli projekt tego wymaga, samoistnie tworzą się zespoły ludzi, którzy mogą najwięcej wnieść do danego projektu. Wszyscy mają dostęp do księgowości, wiedzą, na co firma wydaje pieniądze. Mamy komitet, który ustala pensje. Każdy też może podjąć decyzje, która będzie miała wpływa rozwój firmy. Zapewniamy naszym pracownikom optymalne środowisko pracy, w którym mogą się najpełniej realizować – podkreśla Paulina. Skąd pomysł na tak różny od obecnych standardów sposób prowadzenia firmy?
– Zakładając firmę zaczęliśmy się zastanawiać, nad strukturą jej organizacyjną, kto komu podlega, kto jest za co odpowiedzialny… I szybko zorientowaliśmy się, ze właśnie po to zakładamy firmę, bo nie chcemy dla takiej organizacji pracować! Zaczęliśmy czytać książki na temat zarządzania biznesem, rozmawiać z firmami, które miały wysoki poziom samoświadomości i rozwoju. I coraz bardziej zaczęło nam się to podobać. Dlatego przyjęliśmy taką strukturę, którą cały czas doskonalimy, bo prowadzenie biznesu na wysokim poziomie samoświadomości jest jak samorozwój – trwa przez całe życie – odpowiada.
Taka organizacja pracy niesie ze sobą jednak pewne ryzyko, które może wiązać się z różnica zdań poszczególnych pracowników.
– W oparciu o ksiazke Reinventing Organisations Fredericka Laloux wypracowaliśmy tzw. advice process, polegający na tym, że jeżeli ktoś chce podjąć decyzję w sprawie wydatków lub mająca wpływ na organizację pracy innych osób, musi uzyskać opinię każdego członka zespołu, którego konsekwencje tej decyzji będą dotyczyły. Oczywiście opinie będą różne, ale za każdym razem osoba odpowiedzialna dokłada wszelkich starań, aby decyzja była jak najlepsza dla firmy. Gdy ktoś się sprzeciwia, te dwie osoby się muszą ze sobą dogadać, przedstawiając racjonalne argumenty. Jeżeli nie mogą znaleźć porozumienia – w dyskusję włączają się kolejni pracownicy. I oto właśnie chodzi, aby ludzie mieli poczucie tego, że w ich rękach jest odpowiedzialność, ale też jest rozwój firmy – akcentuje Paulina.
Przez to, że struktura w firmie jest płaska, ścieżka kariery dla osób, które nie są przedsiębiorcami nie jest do końca jasna. Kończy się to tak, że pracownicy na własną rękę po cichu badają rynek pracy, aby sprawdzić, czy na tym etapie kariery i na danym poziomie kwalifikacji ich rozwój jest zadowalający. Tak zresztą zwykle działa rynek pracy, te rzeczy dzieją się po kryjomu.
– My pomyśleliśmy: dlaczego by tego nie robić transparentnie? Dlatego najnowszym naszym pomysłem jest to, aby wynająć coacha ds. rozwoju personalnego i zarządzania zasobami ludzkimi, który wraz takimi osobami wspólnie będzie monitorował rynek pracy. Tak aby nasi pracownicy nigdy nie czuli się, że pracując w GrantTree coś ich omija. A jeśli jest inna, bardziej korzystna dla rozwoju tego człowieka ścieżka rozwoju, to powinien mieć tą wiedzę i możliwość wyboru – mówi Paulina.
Paulina jest jedyną Polską pracującą w GrantTree, choć zatrudnia ludzi z całego świata. Jednak wśród jej klientów są firmy z polskimi korzeniami.
– Jest na przykład firma Codility, której dyrektorem i założycielem jest Grzegorz Jakacki. Zajmuje się oprogramowaniem do testowania umiejętności programistów. Obracam się w środowisku, w którym jest wiele talentów technologicznych z Polski i Europy Wschodniej. Jestem z tego bardzo dumna i cieszę się, że tak dużo dzieje się w tym regionie. W zeszłym roku podczas branżowej konferencji Bitspiration wygłosiłam wykład i poznałam tam wielu przedsiębiorczych i bardzo kreatywnych ludzi. Nawet sobie nie zdawałam sprawy, jaki Polska ma potencjał start-upowy – opowiada.
Paulina ma bardzo szerokie zainteresowania.
– Mnie nie interesuje wyłącznie robienie biznesu, mnie po prostu interesuje życie: od sztuki po własną cielesność. A jak mnie interesuje, to staram się to poznać – stwierdza.
Zajmuje się też tematyką wellness, organizuje z grupą koleżanek warsztaty dla kobiet. Zawsze też miała zacięcie artystyczne i pociąg do występów scenicznych.
– To było po dwóch latach prowadzenia firmy. Pracowałam w zasadzie non stop, aby ruszyć z tym biznesem. I wtedy zorientowała się, ze ta moja niezależna, kreatywna, nieco drapieżna część osobowości została zdominowana i powoli zanika. Uznałam, że nie odpowiada mi taki styl życia. I gdy któregoś razu przechodziłam koło Café de Paris na Piccadilly Circus, postanowiłam, że zajmę się burleską. Zapisałam się na kurs i zaczęłam występować – opowiada Paulina. Obecnie rzadziej można ją zobaczyć na scenie, ale cztery razy do roku organizuje wydarzenia w ramach cyklu Unconventional Convention. Nie ukrywa też, że to doświadczanie bardzo wzbogaciło ją jako bizneswoman.
– Dałam nawet taki wykład podczas TEDx Talks w Londynie pod tytułem „What the businesswomen learn from a showgirl”. Showgirl zachowuje się tak, jakby nie miała nic do stracenia. W biznesie jest podobnie, możesz wiele stracić, ale jeżeli masz odwagę pokazać swój biznes w sposób uczciwy i transparentny, odkrywając wszystkie jego aspekty, które normalnie trzyma się w ukryciu, może z tego wyjść coś zupełnie niezwykłego – dodaje.
Na pytanie skąd czerpie na to wszystko czas, śmieje się: „Sama się czasem nad tym zastanawiam!”
– Im więcej rzeczy robię, które mnie naprawdę ciekawią, tym mam więcej w sobie energii życiowej. To także przekłada się na to, w jaki sposób pokonuje swoje słabości. Bo przecież nie zawsze też wszystko idzie po naszej myśli – sumuje.
Jest w Polsce przynajmniej raz na 3 miesiące, ale o powrocie do kraju nie myśli.
– Moje pochodzenie jest częścią mojej tożsamości. Polska będzie zawsze dla mnie bardzo ważna, staram się wspierać polskich businessmanów, którzy są na wcześniejszym etapie rozwoju zawodowego. Ale jako przedsiębiorca jestem w pewnym stopniu kosmopolitą i to, w jakiej części świata będę prowadziła biznes nie ma dla mnie większego znaczenia. Dlatego odpowiedź brzmi: Życie na stałe w Polsce – nie. Wracanie – Tak, zawsze – uśmiecha się.
Magdalena Grzymkowska