Opuszczając Wiedeń wiedzieliśmy, że wycieczka nasza dobiega końca. Pozostał nam już tylko Budapeszt, gdzie program zwiedzania miał być swobodniejszy i obejmować również element wypoczynkowy.
W drodze do Wiednia, który opuszczaliśmy z wielkim żalem, zatrzymaliśmy się na parę godzin w Bratysławie, stolicy Słowacji. Pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy, gdy się wjeżdża do miasta, to oryginalny most nad Dunajem, zwany UFO, który wyglądem faktycznie przypomina latający talerz. Po jednej stronie rzeki znajdują się nowoczesne bloki mieszkalne, a po drugiej historyczna część miasta, która była poważnie zniszczona podczas II wojny światowej. Przejechaliśmy się autokarem przez starówkę, aby następnie podjechać pod zamek z XIII w. który dominuje nad miastem. Był kiedyś twierdzą więzienną, w której przetrzymywano również więźniów politycznych. Dziś stanowi wspaniałą atrakcję turystyczną i pełni funkcję centrum kultury.
Zjechaliśmy na dół. Czekała na nas polska przewodniczka, która oprowadziła nas po krętych, zabytkowych uliczkach Starego Miasta. Mieliśmy też czas wolny na odwiedzenie katedry św. Marcina, w której odbyło się 19 koronacji. Model korony św. Stefana, umieszczony na wierzchołku wieży, przypomina o tym fakcie.
Do Budapesztu zajechaliśmy pod wieczór. Następny dzień poświęciliśmy intensywnemu zwiedzaniu. Miasto leży na dwóch wzgórzach po obu stronach rzeki. Kiedyś były to osobne miasteczka: Buda i Peszt. Dziś tworzą jedną, wielką aglomerację.
Losy miasta nie były szczęśliwe. Było ono wielokrotnie niszczone na przestrzeni wieków przez różnych najeźdźców, często leżało w gruzach, Budapeszt potrafił jednak zawsze wrócić do swojego dawnego blasku.
Węgrzy, najwyraźniej zauroczeni położeniem ich pięknego miasta nad Dunajem tak je zaplanowali, aby w pełni wykorzystać ten ich największy atut. Najważniejsze budynki stoją frontem do rzeki, aby można najlepiej podziwiać ich piękno, podróżując statkiem. Każdy turysta musi rejs taki zaliczyć, aby poznać prawdziwy urok Budapesztu.
Z rana rozpoczęliśmy nasze zwiedzanie od Placu Bohaterów i Pomnika Milenijnego, który składa się z kolumnady tworzącej dwie ćwiartki okręgu i wysokiej kolumny w centrum. Pomnik poświęcony jest historii Węgier i jej bohaterom, a ogromny plac robi duże wrażenie.
Z placu przeszliśmy do zamku Vajdahunyad, który został zbudowany na wystawę milenijną pod koniec XIX w. Była to drewniana budowla o charakterze tymczasowym, jednak wierną prezentacją stylów architektonicznych na podstawie istniejących na terenie Węgier budynków lub ich fragmentów. Zamek tak się mieszkańcom i zwiedzającym spodobał, że po zakończeniu wystawy powiększono go i wybudowano w formie stałej.
Z zamku droga zaprowadziła nas do bazyliki św. Stefana, największego kościoła w Budapeszcie, poświęconego pierwszemu królowi Węgier Stefanowi I. Główną postacią na ołtarzu jest sam król Stefan. Kościół został konsekrowany na początku XX w., jest więc świątynią względnie nową i może pomieścić 8,5 tys. wiernych. W przedsionku znajduje się rzeźba św. Gellerta, któremu poświęcone jest całe Wzgórze Gellerta na prawym brzegu Dunaju. Weszliśmy do bazyliki aby podziwiać jej piękno i pomodlić się w intencji rektora PMK Stefana Wylężka.
Następnie kroki nasze skierowaliśmy pod imponujący budynek parlamentu węgierskiego. Zwiedzać go nie można, ale wystarczy stanąć przy nim, aby docenić jego ogrom. Budynek dla dwuizbowego parlamentu węgierskiego powstał w stylu eklektyczno-neogotyckim w latach 1885-1904 i odzwierciedlał reprezentacyjne dążenia kraju, przygotowującego się do obchodów milenium. Dzisiaj jest jednym z symboli turystycznych Budapesztu.
Przejechaliśmy na drugą stronę Dunaju Mostem Łańcuchowym, pierwszym mostem pomiędzy Budą i Pesztem, którego strzegą kamienne lwy. Jak głosi legenda Austriacy chcieli zastąpić język węgierski niemieckim. Nie udało się, ale groźne lwy, na pamiątkę tej próby, nie mają języków. Stanęliśmy na Wzgórzu Zamkowym, u stóp najbardziej imponującego budynku wzgórza, Pałacu Królewskiego. Powstał w XIII w. i był przebudowany w stylu neobarokowym w XIX w. Po poważnych uszkodzeniach podczas działań wojennych w latach 50. XX w. został odrestaurowany. Zaszliśmy do Kościoła św. Macieja, pierwotnej świątyni wzgórza i do Baszty Rybackiej, jednej z najbardziej charakterystycznych budowli Budapesztu. Nastroju dodają jej wieżyczki, tarasy i wąskie przejścia podobne do klasztornych krużganków. Grają tu też przydrożni muzycy, którzy zachęcają zwiedzających do nabywania ich nagrań, a z najwyższej wieżyczki roztacza się widok na piękną panoramę miasta.
Wjechaliśmy wyżej na Górę Gellerta, gdzie znajduje się Cytadela z XIX w. i pomnik św. Gellerta, biskupa misjonarza, który w XI w. przyjechał nawracać pogan. Został przez tubylców porwany, wsadzony do beczki nabitej gwoździami i stoczony ze zbocza do Dunaju. Odsłonięty w 1904 r. pomnik, ustawiony na zboczu góry, gdzie poniósł męczeńską śmierć, jest ozdobiony wodospadem i pięknie oświetlony wieczorem.
Najbardziej imponującym pomnikiem na Górze Gellerta jest jednak Pomnik Wolności, wzniesiony w 1947 r. Jest to 14-metrowa postać kobiety przedstawiająca wolność. Trzyma ona nad głową gałąź palmową – symbol zwycięstwa i pokoju. Wyobrazić sobie można jak został przyjęty przez Węgrów, żyjących wtedy pod jarzmem komunizmu! Pomnik widać prawie z każdego punktu stolicy, choć najlepiej jest widoczny nocą, kiedy również jest pięknie oświetlony.
Dużą część następnego dnia spędziliśmy w budapesztańskich termach, gdzie wymęczone wielodniowym zwiedzaniem towarzystwo korzystało z właściwości zdrowotnych źródeł.
Wprawdzie opuszczaliśmy hotel rano, ale czekał nas jeszcze jeden dzień wrażeń przed wylotem do Londynu. Poranek spędziliśmy w uroczym miasteczku Szentendre (św. Andrzej), na północ od Budapeszty, malowniczo położonym nad samym Dunajem. Miasteczko artystów i malarzy przypomina polski Kazimierz nad Wisłą.
Po spędzaniu kilku godzin nad rzeką wróciliśmy do Budapesztu, aby odwiedzić polską parafię personalną prowadzoną przez księży Chrystusowców w Budapeszcie. Przywitali nas bardzo serdecznie: pani Elżbieta i ksiądz Krzysztof. Ksiądz proboszcz, Krzysztof Grzelak opowiedział na historię polskiego kościoła, pw. Matki Boskiej Nieustającej Pomocy, który został konsekrowany przez ks. abp. Gawlinę w 1930 r., dokładnie tego samego roku co kościół MB Częstochowskiej na Devonii w Londynie, toteż historia tej placówki była nam szczególnie bliska. Wspólnota miała w najbliższą niedzielę obchodzić uroczyste wprowadzenie relikwii św. Jana Pawła II i z tej okazji był już na terenie parafii jej dawny, długoletni proboszcz ks. Leszek Krzyża. Dziś pracuje on dla duszpasterstwa polskiego na Wschodzie, często odwiedza Kazachstan i Uzbekistan. Opowiedział nam bardzo wiele o swojej pracy, wizytach w polskich ośrodkach w tamtych, jakże odległych, stronach, o życiu Polaków, którzy nie mając żadnej łączności z polskością, pamiętają skąd się wywodzą.
Ostatnim naszym i znowu polskim przystankiem w Budapeszcie był Kościół Skalny Ojców Paulinów na zboczu Góry Gellerta. W jednej z grot kościoła są dwa elementy polskie: kopia obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, dar księży Paulinów z Jasnej Góry i kapliczka św. Maksymiliana Kolbe. W tym to kościółku modlili się polscy żołnierze, uciekinierzy z obozów dla internowanych, dążący do tworzącego się wojska polskiego na Zachodzie po upadku Polski w 1939 roku.
Takim polskim akcentem zakończyliśmy naszą wycieczkę. Czekał już nas tylko wyjazd na lotnisko i późny lot do Londynu. Czy wybierzemy się znowu gdzieś w przyszłym roku?
Aleksandra Podhorodecka