„Najdłuższy bar na świecie” taki przydomek uzyskał Alt Stadt w Dusseldorfie, gdzie ciągną tłumy turystów. W czasie czerwcowych targów przybywa do tego miasta ponad 4 miliony gości! Teraz też ich nie brakuje, bo trwają tradycyjne świąteczne jarmarki rozsypane po wielu zakątkach jak kolorowe dekoracje bożonarodzeniowe. Na przełomie maja i czerwca zjeżdżają się też do Dusseldorfu Japończycy rozsiani po całej Europie. Tutaj znajduje się jedna z największych „Małych Japonii”(11 tysięcy obywateli kraju Kwitnącej Wiśni) , która co roku świętuje swoje tradycje właśnie w tym mieście. W drodze do Starówki ze stacji kolejowej znajdziemy całe ulice z japońskimi sklepami i restauracjami, a nawet salonami fryzjerskimi i typowymi barami jak w Tokio.
Niebo i ziemia czyli kaszanka z ziemniakami
Ale nie tylko po japońskie klimaty świat zjeżdża do Dusseldorfu. To miasto znane z awangardowej sztuki i mnóstwa galerii. Tutaj znajduje się też większość niemieckich firm internetowych, agencji reklamowych oraz kwitnie przemysł tekstylny z siedzibami wielkich firm ubraniowych. Miasto wygląda jak nowe, bo w czasie wojny było celem alianckich bombardowań. W jedną noc 1943 roku zrzuciło na Dusseldorf bomby 700 samolotów RAF. Odbudowało się dość szybko pozostawiając tradycyjny kwadratowy kilometr Starówki i dobudowując śmiałe budynki komercjalne. Te najnowsze są ciekawym przykładem szybko zmieniających się trendów współczesnej architektury. Dusseldorf jest miastem partnerskim Warszawy, zbliżonym na pewno liczbą mieszkańców: około półtora miliona. Położone jest również nad brzegiem największej rzeki kraju: Renu. W przeciwieństwie jednak do naszej stolicy, nabrzeża są świetnie zagospodarowane i jak w Londynie stanowią świetne miejsce do przechadzek i jazdy rowerem. Obsadzone równo przyciętymi platanami są klasycznym przykładem niemieckiego porządku. Stare Miasto to miejsce gdzie kwitnie życie. Znajduje się tam 260 restauracji i 4 z pięciu browarów, które pędzą Altbier. Te ciemne i smaczne piwo to znak firmowy miasta. Tylko tutaj można skosztować tego chmielowego przysmaku. W pobliskiej Kolonii wytwarza się inne lokalne piwo: Kolsch. Ale lepiej nie narażać się na docinki zamawiając Kolsch w Dusseldorfie. Miasta bowiem od wieków są w ciągłej rywalizacji. W XIII wieku toczyły ze sobą zresztą krwawe wojny o przywileje miejskie. Dopiero nadanie praw miejskich Dusseldorfowi w roku 1288, ukróciło nieco te animozje, ale subtelnie trwają one do dziś. Mieszkańcy dwóch miast żartują z siebie nawzajem i walczą na atrakcje- takie jak kto będzie miał lepszy karnawał albo świąteczne jarmarki. W restauracjach na Starym Mieście warto popróbować miejscowych przysmaków. Tylko w Dusseldorf znajdziemy potrawę pod zwodniczą nazwą „Halve Hahn” (czyli pół kurczaka). Nie dostaniemy jednak drobiu… ale serowe danie z kminkiem i cebulą serwowane z żytnią bułeczką. Na większy apetyt możemy zamówić Rhenischer Sauerbraten. Warto jednak spytać wcześniej czy mięso będzie wołowe czy…końskie. Mięso jest marynowane w occie i przyprawach przez kilka dni, następnie serwowane z sosem z rodzynkami. Na pewno swojskie klimaty przypomni nam Himmel und Ad czyli „niebo i ziemia”. Ta poetyczna nazwa oznacza po prostu kaszankę podawaną z gotowanymi jabłkami i ziemniakami pure. W przedświątecznym okresie, na każdym bożonarodzeniowym jarmarku znajdziemy też stoisko z Reibekuchen- czyli plackami ziemniaczanymi z musem jabłkowym.
Heine: Prorok przyszłości
Główną ulicą Dusseldorfu jest Konigsalle, zwana pieszczotliwie przez mieszkańców po prostu Ko. Nazwa ta ma ciekawą historię. Otóż gdy cesarz Friedrich Wilhelm IV przejeżdżał przez miasto, jakiś malkontent rzucił w niego końskim nawozem. Oczywiście dla Dusseldorfu był to krępujący incydent i w ramach rekompensaty główną ulicę szybko przemianowano na Królewską- Konigsalle. Od tej ulicy odchodzi Schadowstrasse i na tym skrzyżowaniu znajduje się śliczna fontanna Trytona. Stąd można też przyjrzeć się jednemu z pierwszych i największych sklepów w Niemczech zbudowanemu na początku XX wieku. Zamiast jednak robić zakupy warto przejść na Stadbrucken, gdzie znajdziemy mnóstwo przyjemnych kafejek i dalej do Alt Stadt przez ulicę Bolkerstrasse. Tutaj znajduje się dom gdzie urodził się jeden z najsłynniejszych mieszkańców Dusseldorfu: Heinrich Heine (1797- 1856). Jego poemat „Das Lorelai”, o kuszącej blondynce na skale, przyzywającej swym pięknym głosem marynarzy ku ich zgubie, słyszał zapewne, choć tylko we fragmentach, każdy turysta podróżujący statkiem po Renie. Ale nie tylko te słowa poety są znane. Na berlińskim Opernplatz, gdzie naziści po raz pierwszy zaczęli palić zakazane książki, w tym również jego, jest pamiątkowa tablica z cytatem: „To tylko preludium, tam gdzie palą książki, tam będą też palili ludzi.” Te prorocze słowa pochodzą ze sztuki Heinego z 1821 roku! Heinrich Heine urodził się w żydowskiej rodzinie z wyższych sfer. Dopiero później, przeszedł na protestantyzm. Ukończył studia prawnicze, jednak utrzymywał się głównie z pisania, był dziennikarzem, poetą i nowelistą. W roku 1831 musiał wyemigrować do Paryża, ponieważ niemieccy politycy uznali go za degenerata i wydano na niego wyrok zakazu pisania i aresztu. Wszystko to z powodu krytyki panującego rządu, który nabierał coraz bardziej agresywnego i nacjonalistycznego charakteru. Heinrich Heine zmarł w Paryżu. Przez ostatnie 8 lat był przykuty do łóżka przez tajemniczą chorobę, powodującą stopniowy paraliż. Przez lata podejrzewano, że był to syfilis lub stwardnienie rozsiane. Dopiero w roku 1997 sprawa jego śmierci się wyjaśniła. Po badaniu włosów poety odkryto bardzo wysoką zawartość ołowiu. Heine był po prostu chronicznie podtruwany tym metalem. Pamiątki po poecie oraz jego rękopisy znajdziemy w Heinrich Heine Institute również na Starym Mieście. Przez Bolkerstrasse dojdziemy do Marktplatz gdzie znajduje się piękny renesansowy ratusz z 1573 roku. To już blisko do Burgplatz, skweru nieopodal rzeki, z diabelskim młynem i kościołem St. Lambertus, gdzie znajdują się relikwie Św. Apolinarego. Warto przejść się uliczkami Carlstadt, oprócz Polskiego Instytutu , bardzo ładnie usytuowanego w zabytkowej kamienicy, znajduje się tam romantyczna uliczka Bilker Strasse i była rezydencja Klary i Roberta Schumann. Nieopodal jest też rynek, na świeżym powietrzu możemy skosztować wszelkie przysmaki morza, wybrać ulubione sery czy wędliny , wypić wino czy piwo w bardzo nieformalnej atmosferze. Dusseldorf to dobre miasto na weekend, tym bardziej, że lot z Londynu trwa około 40 minut, a dojazd z lotniska na Dworzec Centralny, zajmie nam zaledwie 15 minut! Nic dziwnego, że miasto nosi przydomek: „short distance city” czyli „wszędzie jest blisko”.
Tekst i zdjęcia: Anna Sanders