Różne pokolenia i doświadczenia tworzą wyjątkowe historie, które w tym szczególnym czasie łączą przywiązanie do tradycji i silnie zakorzenione poczucie polskości. W sondzie „Tygodznia Polskiego” Magdalena Gzrymkowska pyta Polaków mieszakjących w Wielkiej Brytanii, jak spędzają święta Bożego Narodzenia.
Ambasador Witold Sobków
Na co dzień mam bardzo pracy, pracuję po 16 godzin, dlatego w święta w stu procentach koncentruję się na rodzinie. Raczej nie wyjeżdżamy do Polski, częściej to rodzina z kraju do nas przyjeżdża. Spędzamy je po polsku, bo te brytyjskie są dla mnie troszkę nijakie. Polskie tradycje mają niesamowity klimat i wprowadzają bardzo uroczysty nastrój. Co do potraw to mamy w domu dużą różnorodność wynikającą z odmiennych przepisów z różnych części Polski – ja jestem z Warszawy, moi rodzice ze Lwowa, natomiast żona pochodzi z południa, z Wisły. Więc jest barszcz z uszkami, ale też zupa grzybowa czy zupa rybna.
Jolanta Sabbat, córka prezydenta
Jako dziewczynka widziałam Aniołka, który przynosił nam choinkę. Przez okno widziałam jego skrzydło, jak odlatywał. Wierzę, że to był on! Święta zawsze spędzamy w dużym gronie rodzinnym, z moimi siostrami i bratem, a także z dalszą rodziną oraz sympatiami młodszego pokolenia. W zeszłym roku była z nami jeszcze mama, w tym roku już niestety jej nie będzie. Zasiadamy, gdy pierwsza gwiazdka zaświeci na niebie. Jest sianko pod obrusem, jest dzielenie się opłatkiem, jest dwanaście dań, z których trudno wybrać mi ulubione, ale jeżeli miałabym się ograniczyć do trzech, to byłby to barszcz z uszkami, ryba faszerowana i ryba po grecku. A i są jeszcze desery! Łamańce z makiem, kompot z suszu i kisiel z żurawin. Są też kolędy, które śpiewamy w wielkim rodzinnym chórze. Najważniejszą kolędą na emigracji jest z pewnością „Bóg się rodzi” – jest to hit numer jeden. Osobiście lubię też „Anielski chór pasterzom”. Śpiewano ją u mojej mamy na wsi, tutaj jest mało znana. Jej słowa, podobnie jak w „Bóg się rodzi”, stanowią klamrę pomiędzy narodzeniem a zbawieniem, o czym mówi ostatnia zwrotka: „Da żywot łaski wiernym, da błogosławieństwo. Zniesie wysługą męki grzechowe przekleństwo.”
Ewa Szymańska, Instytut Jana Pawła II
Jesteśmy małą rodziną, tylko ja, mój syn i synowa. Wcześniej był jeszcze mój mąż, teraz spędzamy czas we trójkę. Kiedyś była jeszcze Muszka – moja kotka, rasy Maine Coon. W czasie kolacji siedziała z nami na krześle, łapki trzymała na stole i jadła wszystkie ryby, łącznie z karpiem! Święta zawsze spędzamy w domu, w Londynie. Nigdy nie wyjeżdżam, w sumie nie miałabym, do kogo. Tutaj są wszyscy, których kocham. Najpierw jest tradycyjna wigilia, kolędy, choinka – prawdziwa, nie sztuczna – potem pasterka oraz następnego dnia świąteczny obiad, z moją ulubioną kaczką po polsku z pieczonymi jabłkami. Do tego duże prawdziwe pyzy poznańskie na parze. Nie przepadam za pastorałkami, ale bardzo lubię wszystkie kolędy, „W żłobie leży” czy „Lulajże Jezuniu”. Razem z synem śpiewamy je przy stole, oczywiście po polsku.
Dagmara Chmielewska, Hurricane of Hearts
Święta Bożego Narodzenia są dla mnie magicznym okresem, kiedy wyłączam komórkę i w cudowny sposób korzystam, że inni świętują. Uważam, że święta przypominają o tym, jak ważna jest rodzina i bliscy znajomi. Dlatego u mnie święta trwają cały rok, by nie czuć 24 grudnia obowiązku, że coś muszę, ponieważ każdy tak robi. Tradycja kupowania prezentów, bycia dla innych dobrym powinna być każdego dnia. Moje święta to oczywiście otaczanie się radosnymi ludźmi, budowanie atmosfery oczekiwania na Nowy Rok oraz cieszenie się pięknymi ozdobami i potrawami na stole. Najbardziej lubię królewskie potrawy z ryb oraz ten jedyny w swoim rodzaju zapach czerwonego barszczu. Życzę każdemu by ten czas przeżywał po swojemu w odpowiedniej dla siebie atmosferze i z najbardziej wartościowymi ludźmi jakich ma swoim życiu.
Marzenna Schejbal, Koło AK Londyn
W tym roku na wigilię jadę do Klimowskich, mojej córki Danusi i jej męża, Andrzeja. Będzie też wnuk oraz trzech moich prawnuków. Naturalnie chłopcy bardzo się cieszą się na choinkę, na prezenty. Właśnie rodzice zastanawiali się, gdzie te prezenty powinni otrzymać, czy podczas wigilii, czy w domu… I mogę zdradzić, że w tym roku będą bardzo szczęśliwi, bo dostaną aż dwa razy! Święta zawsze spędzamy tradycyjnie i religijnie, córka również bardzo o to dba. Już nie mogę się doczekać karpia w galarecie, barszczu, pasztecików z grzybami, kapusty wigilijnej. Niestety nie mam czasu lepić uszek, strasznie dużo z tym roboty. Na pewno nie zabraknie też kolęd, z których moją najukochańszą jest „Przybieżeli do Betlejem”.
Marian Zastawny, Stowarzyszenie Techników Polskich
Ja wyjeżdżam do Polski na święta – mam nadzieję, że nie będzie śniegu i lotnisko będzie działało! Przy okazji świąt zawsze wracam myślami do czasów, gdy byłem dzieckiem i rodzice wyganiali mnie spod choinki, żeby ukradkiem wsunąć pod nią prezenty. Teraz rola naszego pokolenia jest, aby wyganiać naszych potomków i mówić, żeby wypatrywali Mikołaja. U mnie w domu choinkę zawsze ubiera tata – żeby miał co robić w czasie świąt i… żeby nie przeszkadzał mamie w kuchni! Ulubiona potrawa świąteczna? To będzie bez wątpienia kutia. Słodka, z bakaliami… Mam z nią związanych wiele miłych wspomnień.
Magdalena Wielgosz, Polski Ośrodek Społeczno-Kulturalny
W tym roku dostałam tydzień urlopu i jadę na święta do rodzinnego Przemyśla. Mój brat też mieszka za granicą i spotkamy się przy jednym stole. Dobrze jest spędzić ten wyjątkowy czas z najbliższymi. Ale nie zawsze miałam tyle szczęścia. Dwa lata temu spędzałam święta w Londynie, a wiązało się to z moim poprzednim zawodem – byłam stewardessą. To były smutne święta, bo odbyły się w hotelu w czasie tzw. lay-overu. Ale w związku z tym przesunęła sobie o kilka dni celebrację i urządziłam wigilię w moim poprzednim miejscu zamieszkania, czyli w Dubaju. To było dość niezwykłe, ponieważ były polskie pierogi, barszcz, śpiewanie kolęd ze znajomymi. Wszyscy byli bardzo zaciekawieni tym, jak wygląda Boże Narodzenie w Polsce. Ale nigdzie tak dobrze barszcz nie smakuje jak u mojej mamy. Na ten unikatowy smak czekam naprawdę cały rok. Sama nie śpiewam, ale lubię słuchać kolęd, w szczególności tej zaczynającej się od słów: „Bracia, patrzcie jeno, jak niebo goreje”. Pamiętam, że w domu mieliśmy płytę Andrzeja Zauchy, który śpiewał tę kolędę pięknym, niskim głosem i to chyba dlatego tak mocno zapadła mi w pamięć.
Andrzej Zakrzewski, Polski Ośrodek Społeczno-Kulturalny
Święta spędzamy po polsku – żona gotuje dwanaście potraw, mamy sianko pod obrusem, jest wolne miejsce dla niespodziewanego gościa i zawsze zapraszamy samotną osobę. Wieczerzę zaczynamy od przeczytania odpowiedniego urywka z Pisma Świętego, następnie dzielimy się opłatkiem, składamy sobie życzenia. A potem zasiadamy do stołu. Może już mniej tradycji, ale wciąż po polsku, do śledzika podajemy wódeczkę, więc jest coś i dla duszy i dla ciała. Ja nie jestem miłośnikiem karpia, ale jemy inne ryby. Gdy byłem małym chłopcem, to nie znosiłem grzybów, ale Bożego Narodzenia bez uszek z grzybami sobie po prostu nie wyobrażałem. I nigdy nic nie zostawało! Po kolacji przychodzi czas na prezenty. Pamiętam, jak moje dzieci zaznaczały kreskę na świeci, która się paliła na stole i w momencie gdy świeczka wypaliła się do tego miejsca, to był znak, że już można otwierać upominki. Uwieńczeniem wieczoru jest deser: makowiec i kompot z suszonych owoców. Jak jeszcze żyła moja mam robiła przepyszne kluski z makiem. Ulubiona kolęda? „Wśród nocnej ciszy” – często nucę ją sobie w święta. Dla mnie Wigilia jest ta ważnym czasem, że nigdy, przez całe moje życie, nie zdarzyło mi się, żebym spędził to święto poza rodziną. Na Wielkanoc zdarzało mi się, że z obiektywnych przyczyn nie byłem z najbliższymi, ale na Wigilię –zawsze. Nawet jak byłem w Ameryce to na święta wróciłem. Ale nigdy nie traktowałem tego jako wewnętrznego przymusu, raczej to była dla mnie wielka przyjemność.
Włodek Mier-Jędrzejowicz, Zjednoczenie Polskie w Wielkiej Brytanii
Teraz trwa ważny czas spotkań. Od opłatka do opłatka. Kiedyś przy właśnie takiej okazji zagadnąłem księdza rektora: „To mój trzeci opłatek dzisiaj”. „Tak, westchnął ksiądz, a mój piąty!” Ten okres świąteczny zawsze był bardzo intensywny w polskiej społeczności, która była odcięta od kraju. Przez to jeszcze bardziej przeżywaliśmy naszą polskość. Tę utraconą ojczyznę pokolenia moich rodziców zastępowano właśnie takimi spotkaniami. Pamiętam z dzieciństwa, jak śpiewało się kolędy, jak chodziliśmy na Pasterkę. I jak rodzice opowiadali, jak dawniej spędzało się święta w Polsce. Kiedyś to była wielka uczta, teraz zostało nas już niewiele, moja mama, moja siostra z mężem… Mój brat dla przykładu wyprowadził się do Polski i tam obchodzi Boże Narodzenie. Drugi dzień świąt natomiast spędzam po angielsku, u stryja, którego żona jest Angielką. Tam jemy indyka. A na wigilię – karp, mój ulubiony, najbardziej tradycyjny i nierozłącznie związany ze świętami. Z kolęd – obok „Bóg się rodzi” – lubię bardzo „Przybieżeli do Betlejem”. Kiedyś w szkole nauczyciel poprosił mnie, abym nauczył kolegów polskiej kolędy. Wybrałem tę. Anglicy absolutnie sobie nie dawali z tym rady. Słowo „przybieżeli” śpiewali: „drip dry jelly”, czyli kapka suchej galarety…
Boże Narodzenie to mój ulubiony okres w roku. Uwielbiam projektować świąteczne dekoracje do mojego sklepu, sprawia mi też olbrzymią radość obdarowywanie innych. W domu święta są oczywiście po polsku, z wigilią i barszczem. Staram się też, aby moje święta były bardzo kolorowe, dlatego w każdym pokoju mam choinkę, każda inaczej udekorowana, każdego roku robię nowe bombki, żeby było jeszcze piękniej. To czas wielkiej radości, ale też religijnej zadumy. Lubię polskie kolędy, w szczególności „Wśród nocnej ciszy” i „Lulajże, Jezuniu”, które śpiewałam jako dziewczynka. Pamiętam też, jak byłam mała, rodzice wieszali na choince cukierki. I ja te cukierki po cichutku wykradałam z błyszczących opakowań, tak, że pod koniec wisiały już same papierki! D tej pory lubi obok bombek i innych ozdób lubię zawiesić na moim drzewku jakieś łakocie. To taka rodzinna tradycja.
Artur Bildziuk z żoną Danutą (Związek Lotników Polskich)
Dawniej w pierwszy dzień świat zawsze chodziło się na mszę do Brompton Oratory. Ponad dwa tysiące osób brało udział w mszy! A jak lotnicy i żołnierze spod Monte Cassino zaczynali śpiewać, to ja czułem się jak w operze. To było niesamowite. Moi rodzice na święta zawsze zapraszali do siebie kombatantów-lotników, dlatego także i my w tym czasie pamiętamy o naszych weteranach i na początku stycznia organizujemy dla nich spotkanie opłatkowe. Teraz spędzamy święta rodzinnie. Ja nie lubię ryb, nie przepadam za grzybami. I to jest zawsze mój problem na wigilii! Za to pierogi mojej żony Danusi są najlepsze – z cheddarem i ziemniakami.
Dziennikarka BBC Ania Lichtarowicz z mężem Tadeusz
U nas św. Mikołaj już był – 6 grudnia. Pod kominkiem zostawił prezenty, wypił mleko, renifery zjadły marchewkę. Moja młodsza córka pilnowała, żeby wszystkie te czynności zostały wykonane. Oprócz upominków, cukierków, mandarynek, orzeszków każdy dostał też… rózgi – także rodzice i niania – bo nigdy nie jest tak, że jest się dobrym przez cały rok! Na szczęście nie muszę się martwić o choinkę w wigilię, bo choinkę przynosi nam Aniołek. Tak zawsze było w domu u moich rodziców. Jak wstawaliśmy rano choinka była już ubrana. Do nas Aniołek przychodzi z choinką trochę wcześniej, ponieważ w Londynie tyle ludzi mieszka i nie jest w stanie odwiedzić każdego w święta (śmiech). Wigilia jest polska, tradycyjna, pierwszy dzień świąt już bardziej angielski, bo jest indyk z wyśmienitym nadzieniem z kasztanów według przepisów mojej teściowej. Dzieci biorą udział w szkolnych jasełkach – nie ma nic bardziej wzruszającego dla matki, jak zobaczyć swoje pociechy na scenie. A usłyszeć jeszcze ulubioną kolędę – „Prowadź, gwiazdo promienista” w ich wykonaniu to naprawdę niezapomniana chwila…
Karina Grupka, kelnerka restauracji „Łowiczanka”
Wigilię spędzam w pracy – jestem kelnerką w restauracji „Łowiczanka”. Czy smutno? Moja mama jest przyzwyczajona. Tata jest tu kucharzem, więc i tak musiałybyśmy czekać z kolacją wigilijną na niego, aż skończy pracę. Dlatego pomyślałam, ze też przyjdę i pomogę w tym czasie. Święta w tym roku spędzamy w Londynie, ale zwykle wracamy do Polski, w domu mojej cioci, gdzie zjeżdża się cała rodzina i wszyscy razem gotują dwanaście potraw, a nawet więcej. Najbardziej lubię zupę rybną mojej babci. Z tą wigilią u cioci wiąże się pewna anegdota, którą często wspominamy w okresie Boże Narodzenia. Ciocia ma taki wielki stół, który dodatkowo rozkład się, aby mógł pomieścić jeszcze więcej osób. Ktoś rozkładając go, zapomniał podstawić dodatkową nogę podtrzymującą blat. I po skończonej kolacji nagle stół… zapadł się do środka! Na szczęście wcześniej zdążyliśmy się już najeść. Śmiechu było co niemiara, podobnie jak sprzątania.
Notowała i zdjęcia robiła: Magdalena Grzymkowska