Niemieckie gospodynie nie wieszają prania w Sylwestra. Stary przesąd mówi, że w tę noc pogański bóg Odin chodzi po obejściach i tam gdzie zapłacze się w wiszące pranie, tam umrze ktoś z domowników. Przygotowują noc Sylwestrową gotując zupę z soczewicy z parówkami, szykują potrawy z karpia i kapusty kiszonej – mają one zapewnić bogaty Nowy Rok. Łuskę z karpia, jak i w Polsce (ale po Wigilii) chowa się do portfela. Dodatkowo obdarowuje się bliskich świnką z marcepana lub doniczką z czterolistną koniczynką – na szczęście.
Kultowy filmik i historia klatek na wieży
Unikalnym, niemieckim i noworocznym zwyczajem jest obowiązkowe prawie oglądanie w Sylwestra… zupełnie nieznanego i zapomnianego czarno-białego skeczu (1963) z Wielkiej Brytanii pt.: „Dinner for One” („Kolacja dla Jednego”). Skecz trwa 14 minut i z jakiegoś dziwnego powodu, stał się on wręcz kultowy. Powiedzenie: „The same procedure as every year, James”- otwierający owo przedstawienie, weszło na stałe do…niemieckich powiedzonek. W filmiku starsza dama i jej wierny kamerdyner raczą się sylwestrową kolacją. Ona przy stole, on podjadając i popijając podczas serwowania. Oboje kończą w stanie mocnego upojenia, wszelkimi sposobami starając się zachować pozory trzeźwości. Poza tym, dość zagadkowym zwyczajem, noc sylwestrowa w Niemczech przebiega podobnie jak w reszcie świata: popija się szampana lub lokalny sekt (musujące wino) o północy, odpala fajerwerki, koncertuje przy głównych skwerach miasta. W Munster ten skwer okala jakby większą część Starówki.
Centrum miasta to strefa dla pieszych i rowerzystów. Jego środek stanowi koronkowy, gotycki kościół St Lambert (1375). Jeśli uważnie przyjrzymy się wieży to zauważymy na niej trzy zawieszone klatki z metalowych krat. W roku 1534 umieszczono w nich, ku nauce i przestrodze, wcześniej mocno torturowane ciała Jana van Leiden i jego dwóch popleczników. Wisiały tam dopóty nie zostało z nich nic. Ta dość straszliwa kara spotkała ich za próbę wcielenia w życie systemu… protosocjalistycznego. Byli oni bowiem przywódcami Anabaptystów, religijnego ruchu przygotowującego świat na ponowne nadejście Mesjasza. Odbywało się to poprzez zabieranie wszelkich doczesnych dóbr i ich „równy” podział pomiędzy wszystkich mieszkańców, palenie wszystkich książek oprócz Biblii, „oczyszczanie” świata z grzechu walką i mieczem. Jan van Leiden wierzył, że Mesjasz pojawi się właśnie w Munster, do tego stopnia, że postanowił przygotować mieszkańców na ten dzień zmuszając ich do chodzenia nago. Tego jednak było za wiele i na odsiecz mieszkańcom wyruszył biskup, który również wierzył w oczyszczanie poprzez siłę i miecz. Urządził on masakrę Anabaptystów oraz zarządził powieszenie klatek na wieży kościoła. Tak skończyło się „Nowe Jeruzalem” w Munster.
Pierwsi dyplomaci i obcięta ręka
Nieopodal kościoła St Lambert znajduje się budynek o historycznej randze dla całej Europy. To ratusz (Rathaus) miasta Munster (1337). Tutaj zakończono wyniszczającą wojnę 30-letnią, po raz pierwszy dzięki negocjacjom dyplomatycznym, a nie jak dotychczas, w wyniku wygranych walk. 150 przedstawicieli różnych narodów podpisało Traktat Westfalski w 1648 roku. Wprawdzie negocjacje trwały pięć lat, ale dały podstawę do spisania zmian konstytucyjnych, które miały ogromne znaczenie do utrzymania międzynarodowego pokoju w Europie aż do 1803 roku. Portrety sygnatariuszy możemy obejrzeć w Friedensaal, gdzie zajmują większość ścian. Przy wielkim kominku znajdziemy metalową osłonę z napisem: „Pax opitma rerum” czyli „Pokój jest największym dobrem”. Są tam też i gablotki z kuriozami. W jednej z nich znajdziemy.. .damski trzewik i skrzyneczkę, na której pokrywce leży obcięta i wysuszona ręka. Damski trzewik należał podobno do małżonki Jana van Leiden, a ręka… była dowodem rzeczowym w sprawie zabójstwa. Reprezentowała ona całe ciało zamordowanego, które raczej nie mogło być wystawione w sali sądowej. Tych ludzkich resztek pozostało ze średniowiecza całkiem sporo w munsterskich „archiwach” sądowych i przedstawiały one sprawy nie rozwiązane, w których winowajcy nigdy nie ukarano.
Naprzeciwko Ratusza jest niewielka uliczka, którą dojdziemy do największej atrakcji Munster: olbrzymiej katedry pw. Św. Pawła. Ten jasny budynek powstawał wiekami; od 1200 roku. W środku znajdziemy całą kolekcję monumentalnych tablic poświęconych zamożnym zmarłym. Przedstawiają one sceny z życia świętych i męczeństwa Chrystusa w okrutnych detalach. Wszystko to w otoczeniu barokowych aniołków i wersetów o żywotach czcigodnych nieboszczyków. W katedrze znajduje się też niewiarygodny wręcz, olbrzymi czasomierz z XVI wieku. Pokazuje on czas, daty, dni tygodnia, ale też i ruch planet z malowanymi znakami zodiaku. W południe dzwonki wygrywają melodię, która wdzięcznie roznosi się po wielkiej i dość pustej przestrzeni kościoła.
Spacer nad Aa
Za katedrą warto zagłębić się w kolejną sieć uliczek. Jedna z nich zaprowadzi nas do Uberwasserkirche. Jego największą w Westfalii wieżę widać z daleka. Nazwa kościoła „Nad Wodą” pochodzi od umieszczenia go przy rzece o ciekawej nazwie, która zapewnia jej pierwsza lokację w alfabetycznym spisie wszelkich rzek: Aa.
Przy dobrej pogodzie warto wybrać się na spacer trasą okoloną piękną zielenią, wydłuż Aa. Mijając budynki uniwersyteckie, kościół św. Piotra dojdziemy do starego przesmyku wodnego, który niegdyś był granicą i początkiem miasta. Munster jest miastem uniwersyteckim. Mieszka tam i studiuje około 55 tysięcy studentów (ogólna liczba mieszkańców – 300 tysięcy). Nic też dziwnego, że miejsce to jest pełne energii i… rowerów. Munster ogłoszono nawet niemiecką stolicą rowerową.
Mimo że ślady zniszczeń dawno już zniknęły, to Starówka miasta była wyburzona przez alianckie bombardowania aż w 91%. Munster znajduje się nieopodal Dusseldorfu, w północnej Westfalii i jest miastem partnerskim Lublina.
Mieszkańcy Munster, jak i wszystkich niemieckich miast i miasteczek, już od końca listopada ustawili świąteczne kramy. Znajdziemy je przy każdym kościele i na każdym większym placu. Jest ich kilkanaście, w różnych stylach i kolorach, ale wszędzie znajdziemy grzane wino, placki ziemniaczane, kiełbasy i specjalność lokalną: pieczarki w sosie śmietanowym.
Pozostając jednak w nastroju sylwestrowym, warto wspomnieć o kolejnym noworocznym zwyczaju w Niemczech: laniu gorącego ołowiu na chłodną wodę. Powstałe w ten sposób „odlewy” odczytuje się w sposób dość prosty: serduszko- miłość i ślub, kulka – pieniądze (wtoczą się do kieszeni!), kotwica- pomoc w potrzebie i w końcu krzyż – śmierć w rodzinie…
Czy te przesądy się sprawdzają? Możemy spróbować. Życzę samych pomyślnych (i spełnionych) znaków oraz wspaniałych podróży w Nowym Roku!
Tekst i zdjęcia: Anna Sanders