02 stycznia 2016, 11:54
Więcej problemów niż rozwiązań

Unia Europejska wchodzi w nowy, 2016 r., z większą liczbą problemów niż było ich przed rokiem. Niektóre pojawiłyby się bez względu na to, czy projekt stworzenia zjednoczonego kontynentu powstałby, czy nie. Inne, wcale nie łatwiejsze do rozwiązania, są czysto unijnej natury.

Świat od dłuższego czasu, w tym także Europa, jest w stanie wojny. Nie oznacza to, że bomby spadają na europejskie miasta. To wojna innego typu, ale też giną w żołnierze i cywile. Ci, którym się to udaje, uciekają w poszukiwaniu bezpieczniejszego (czytaj czasem bogatszego) życia. Mam tu przede wszystkim na myśli wojnę domową na Ukrainie i w Syrii, a mówiąc szerzej na całym Bliskim Wschodzie. W pewnym sensie Europa musi borykać się z problemami stworzonymi przez przywódców Stanów Zjednoczonych i Rosji, bo to oni stworzyli pole bitew tuż przy europejskich granicach. Czy powstało by tzw. państwo islamskie, gdyby Amerykanie mieli pomysł co zrobić w Iraku po obaleniu reżimu Saddama? Oczywiście, nie wiemy. Jednak to nie Ameryka i nie Rosja borykają się obecnie z problemem napływu uchodźców

Część europejskich problemów państwa unijne stworzyły same. Mam na myśli kryzys w strefie euro i wciąż potrzebującą koła ratunkowego gospodarkę Grecji. Ale równie ważnym problemem jest tendencja odkładania niewygodnych na później. W którymś momencie już nie można będzie od tych decyzji uciec. Ten brak zdecydowania przywódców europejskich sprawia, że projekt „zjednoczona Europa” spotyka się z coraz większą niechęcią wśród mieszkańców Europy. W rezultacie w wielu krajach coraz silniejsze są tendencje nacjonalistyczne z jednej, a z drugiej – odwołujące się do lewicowej ideologii partie populistyczne. Wystarczy spojrzeć na wyniki wyborów w Grecji, Francji i Hiszpanii.

Niektórzy komentatorzy są zdania, że Unia Europejska nie wytrzyma kolejnego kryzysu. Inni uważają, że obecna sytuacja jest w pewnym sensie szansą. „Kryzysy dławiące Europę mają też prawdopodobnie swoją dobrą stronę: zmuszają nasz kontynent do zastanowienia się nad pytaniami fundamentalnymi i odpowiedzi na pytanie, czym jest i dokąd zmierza” – pisze Stefan Ulrich w „Sueddeutsche Zeitung”.

Jakie więc są te „pytania fundamentalne”, na których opiera się Unia Europejska? A może w tym miejscu należałoby postawić pytanie inaczej: na ile obecna Unia realizuje zasady, które przed laty sformułowali inicjatorzy zjednoczonego kontynentu? Jak się wydaje, są to dwie bardzo różne kwestie. Wymagają one jednak znacznie głębszego spojrzenia na problemy europejskie niż ten, z konieczności krótki, komentarz.

W ten unijny krajobraz wpisuje się problem Wielkiej Brytanii. David Cameron zdaniem wszystkich obserwatorów odniósł sukces na ostatnim w tym roku szczycie UE. Na wieczornym bankiecie przemawiał 45 minut. Jego przemówienie było rzeczowe, bez wybuchów gniewu, oskarżania innych przywódców, że „nie rozumieją” brytyjskiego problemu. Czy udało mu się przekonać innych, że warto po to, by Wielka Brytania pozostała w Unii zgodzić się na ustępstwa? Należy wątpić.

Niektóre postulaty brytyjskie, przynajmniej tak, jak one są obecnie formułowane, wymagałyby zmian w zapisach statutowych. To długa droga, wymagająca zgody wszystkich państw członkowskich. Zmiany takie musiałyby być w niektórych krajach zaakceptowane na drodze referendum. W obecnym klimacie politycznym byłoby zbyt duże ryzyko. Na to także brytyjski premier nie ma czasu: zapowiedział, że referendum w sprawie przynależności Wielkiej Brytanii do Unii Europejskiej odbędzie się najpóźniej do końca 2017 r., a ostatnio mówi się o połowie roku 2016. Musi więc osiągnąć kompromis. W jednym punkcie o zgodę będzie trudno: przywódcy unijni nie godzą się, by imigranci byli zatrudniani na innych warunkach niż Brytyjczycy. Prowadziłoby to bowiem do tego, że wykonujący tę samą źle płatną pracę otrzymywaliby to samo wynagrodzenie podstawowe, ale ich dochody byłyby różne. Imigranci, zgodnie z projektem obecnego rządu, nie otrzymywaliby przez cztery lata tzw. tax credit.

David Cameron popełnił błąd, stawiając tę właśnie kwestię jako zasadniczą w rozmowach o reformie Unii Europejskiej. To był jego plan A, by – jak mówił – móc prowadzić kampanię na rzecz pozostania Wielkiej Brytanii w Unii. Jeśli projekt ten zostanie odrzucony na lutowym szczycie, to czy istnieje plan B? Nic na to nie wskazuje. Jeśli nawet się pojawi, to największym wyzwaniem dla brytyjskiego premiera w nadchodzącym roku będzie przekonanie Brytyjczyków, że ten plan B jest tożsamy z planem A. Karkołomne zadanie zwłaszcza, że odebranie zasiłków imigrantom to – wedle sondaży – najpopularniejszy postulat wśród wyborców.

Warunkiem podstawowym, by Unia Europejska przetrwała, jest częstsze stawianie przez wszystkie kraje UE europejskich interesów ponad narodowymi, a to z kolei jest w wielu krajach nie do przyjęcia. Na poparcie liczyć mogą politycy, którzy postulują, by we wszelkich europejskich negocjacjach przede wszystkim dbać o interes narodowy. Zmiana nastawienia wymaga, aby nie tylko przekonywać innych, lecz dać się samemu czasami przekonać. To trudne w relacjach międzyludzkich, a tym bardziej międzypaństwowych.

Julita Kin

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Julita Kin

komentarze (0)

_