Pod datą 18 lutego 1668 r. Samuel Pepys zanotował: „Przeszedłem się po parku św. Jakuba i w stronę Whithall; stamtąd do Westminsteru i chodziłem cały ranek, rozmawiając z wieloma parlamentarzystami”. Nie wiedział, że uprawia lobbying. Lobbying jest tak stary, jak parlamentarny system angielski.
Także w Polsce lobby ma starą tradycję. Do pierwszych polskich lobbystów zalicza się rzeczników reprezentujących interesy miast oraz gmin żydowskich, którzy uczestnicząc nieoficjalnie w obradach sejmików szlacheckich lub sejmów walnych wywierali wpływ na podejmowane decyzje. Najbardziej skuteczna polska grupa lobbingowa działała w latach 1834-57 przy brytyjskiej Izbie Gmin w interesie polskiej emigracji popowstaniowej; udało się jej zdobyć wiele korzystnych dla polskich emigrantów rozstrzygnięć, w tym pomoc finansową ze strony państwa brytyjskiego. Nie mówiło się wtedy o lobbingu, ale o antyszambrowaniu.
Odkąd pamiętam co jakiś czas pojawia się dyskusja o tym, że w Wielkiej Brytanii potrzebne jest polskie lobby. Rzadko słyszy się, by ktoś zastanawiał się przy tej okazji, o co takie polskie lobby miałoby walczyć? Zapewne ktoś powie: „O dobre imię Polski i Polaków”. No tak, ale co to znaczy? Jak wiadomo, to raczej zachowania naszych rodaków z jednej i polskich polityków z drugiej, wyrabiają dobry (lub zły) wizerunek. Czasem jest to obraz fałszywy i z pewnością potrzebne są wtedy działania, ale przede wszystkim prostujące to, co nieprawdziwego zostało powiedziane.
Pod tym względem Polacy mieszkający w Wielkiej Brytanii mają sporo doświadczeń. Przez wiele lat zajmowało się tym m.in. Zjednoczenie Polskie w Wielkiej Brytanii. Sukcesy były, choć nie spektakularne. Wiktor Moszczyński zebrał nieprawdziwe informacje o Polakach, jakie pojawiały się w prasie. Przeprosiny nadeszły, ale takie nie do końca szczere. A głupstwa o Polakach pisane są nadal.
Od dziesięciu (chyba) lat grupa Polish Media Issue stara się robić coś podobnego, choć zajmuje się głównie protestami przeciwko używaniu terminu „polskie obozy koncentracyjne”. I trzeba przyznać, że coraz rzadziej pojawiają się w prasie.
Z pewnością działaniem lobbingowym były protesty przeciwko usunięciu egzaminów z języka polskiego na poziomie A-Level. Był to jeden z nielicznych problemów, który łączył Polaków wszystkich pokoleń i fal emigracyjnych.
Niektórym marzy się, aby stworzyć profesjonalny „polski lobbing”. Otóż taki zawodowy lobbysta powinien mieć spis adresów odpowiednich osób na wysokich stanowiskach, do których mógłby zadzwonić w kryzysowym momencie, wiedziałby z kim warto się spotkać i wiedział dokładnie, co chce osiągnąć. Jednym z zadań polskiego lobby – mówią zwolennicy pomysłu, że jest ono potrzebne – powinno być wprowadzenie do Izby Gmin polskich lub polskiego pochodzenia deputowanych.
W Izbie Gmin zasiadało lub zasiada kilku deputowanych polskiego pochodzenia. Istnieje też All-Party Parliamentary Group on Poland, której przewodniczącym jest Daniel Kawczyński. Pełni on też funkcję specjalnego doradcy premiera Davida Camerona ds. Europy środkowo-wschodniej oraz mieszkańców Wielkiej Brytanii pochodzących z tej części Europy. Czy można marzyć o kimś lepiej usytuowanym z punktu widzenia polskich interesów? Wiem, że poseł Kawczyński zajmuje się promowaniem wymiany handlowej między obydwoma państwami. W sprawach politycznych wypowiedział się w sposób znaczący przed kilku laty: napisał list do ówczesnego ministra spraw zagranicznych Polski Radosława Sikorskiego, w którym apeluje, by polscy politycy poparli brytyjskie projekty reform Unii Europejskiej. Powołuje się przy tym na to, że Brytyjczycy tak wiele zrobili dla Polski w ostatnich stu latach; pisze: „Sporo z tego, co uczyniła Wielka Brytania, wykraczało poza nasze obowiązki, było demonstracją tego, jak bardzo jesteśmy zaangażowani w budowę mocnych relacji z Polską. W czasie negocjowania Traktatu Wersalskiego w 1919 roku brytyjscy dyplomaci bez wytchnienia popychali naprzód sprawę odzyskania przez Polskę niepodległości. Dwadzieścia lat później, Wielka Brytania dotrzymała swoich obietnic i po ataku na Polskę wypowiedziała nazistowskim Niemcom wojnę. No i kto mógłby zapomnieć o Margaret Thatcher? […]żaden kraj nie zrobił więcej dla uzyskania – w porozumieniu dotyczącym zjednoczenia Niemiec – gwarancji dla obecnej granicy polsko-niemieckiej; żaden kraj nie zrobił więcej dla anulowania, po upadku komunizmu, większości polskiego długi wobec Klubu Paryskiego; żaden kraj nie zrobił więcej dla zapewnienia Polsce członkostwa w Unii Europejskiej i NATO. Teraz, gdy znajdujemy się na ważnym rozdrożu w naszych stosunkach z Unią Europejską, patrzyliśmy na Polskę w nadziei na okazanie nam takiego samego wsparcia i solidarności. Daremnie”. Daniel Kawczyński wystąpił w roli lobbysty. brytyjskiego.
A inni zasiadający w ławach Izby Gmin politycy polskiego pochodzenia? Czasem nie wiadomo, czy się cieszyć, czy raczej wstydzić. Denis McShane lubił wspominać o swoim polskim ojcu. Jego kariera ministerialna nie trwała zbyt długo, a skończyła więzienną odsiadką za fałszowanie rachunków i wyłudzenie blisko 13 tys. funtów. Także inny poseł polskiego pochodzenia, Marek Lazarowicz, musiał zwrócić blisko £3000 wyłudzonych „wydatków”. Ostatnio na pierwsze strony gazet (chyba w świecie nie działo się nic ciekawego albo poważne dzienniki zeszły do poziomu brukowców) trafiła historia innego brytyjskiego posła o polskich korzeniach: Simon Danczuk został zawieszony w prawach członka Partii Pracy w związku z oskarżeniami o niestosowne zachowanie wobec nieletnich dziewcząt. Szczęśliwie ten poseł o swoim pochodzeniu stara się nie mówić.
Dlaczego o tym wszystkim piszę? Otóż otrzymałam ostatnio mailowo list, który powinnam wysłać do znaczących polityków i gazet, by zaprotestować przeciwko nieprawdziwemu obrazowi Polski w mediach. W ostatnią niedzielę odbyła się demonstracja ambasadą niemiecką. zorganizowana przez nowo powołany Komitet Obrony Polski. Obrony przed czym i przed kim? Przed „inspirowanym przez rząd Republiki Federalnej Niemiec działaniom agend Unii Europejskiej”.
Warto przypomnieć, że przed miesiącem podobna demonstracja, zorganizowana przez Komitet Obrony Demokracji odbyła się przed polską ambasadą, a protestowano przeciwko działaniom, który przez wielu uznawane są za niekonstytucyjne. Czyli dwie skrajnie różne organizacje lobbingowe widzą rzeczywistość inaczej.
Katarzyna Bzowska