W ostatni weekend po raz kolejny polska widownia w Londynie mogła zobaczyć komedię „Pan Tadeusz. Remix” w wykonaniu Polskiej Sceny Londyn, dawniej Sceny Poetyckiej POSK. Spektakl został wystawiony w ośrodku na Hammersmith w Sali Teatralnej.
Co się kryje pod tytułem komedii? A zwłaszcza pod słowem „remix”, mogłoby się wydawać, zarezerwowanym dla przearanżowanych utworów muzycznych? A jednak słowo to w pełni oddaje, czym jest przedstawienie. Najlepsze, wręcz klasyczne-podręcznikowe sceny z mickiewiczowskiego poematu zostały wycięte, zmiksowane, przekształcone, nadając oryginałowi żartobliwego charakteru.
Zanim przejdziemy do sedna – przypomnijmy. Pierwsza ekranizacja tego eposu poetyckiego pochodzi z 1928 r. Był to niemy film Ryszarda Ordyńskiego. Ale na ołtarze kinematografii wyniosła „Pana Tadeusza” superprodukcja Andrzeja Wajdy z 1999 roku. Wśród adaptacji teatralnych można wymienić chociażby spektakl Adama Hanuszkiewicza w Teatrze Telewizji w 1970 r. O radiowe czytanie epopei „Maraton z Panem Tadeuszem” pokusił się Janusz Kukuła. Nagranie aktorów recytujących 12 ksiąg zajęło 9 godzin. Teatralny serial Hanuszkiewicza to 12 odcinków po 40-50 minut, a mocno skrócony film Wajdy trwa 2,5 godziny. Zaprezentowanie poematu publiczności w czasie pozwalającym na pełną koncentrację jest zadaniem karkołomnym. Wielowątkowość fabuły, obszerne opisy przyrody, których sprowadzenie do funkcji didaskaliów byłoby błędem w sztuce, relacja wydarzeń rozgrywających się z udziałem, ale bez głodu bohaterów, a z drugiej strony dialogi niezwykle ważne dla rozwoju akcji – trudno to wszystko zmieścić w kadrze filmowym, a co dopiero na wąskich deskach teatru. Zatem brawa należą się Polskiej Scenie Londyn za samo podjęcie tego wyzwania.
Mając do dyspozycji tylko sześciu, za to profesjonalnych aktorów, Helena Kaut-Howson stworzyła prawdziwe teatralne widowisko. Scenariusz Wojtka Piekarskiego precyzyjnie żongluje rolami, wywołując u widza wrażenie, że występujących jest dużo więcej. Niekiedy zmiany dokonują się wprost na scenie, ale jest to bardzo naturalny zabieg spinający cały spektakl. Jednocześnie wybór epizodów z eposu jest niezmiernie trafny. Nie ma dłużyzn, akcja jest dynamiczna, jednocześnie zachowano wszystkie kluczowe elementy ze szczególnym uwypukleniem tych humorystycznych.
Co do gry aktorskiej na szczególną uwagę zasługuje Joanna Kańska, która jest stworzona do roli Telimeny. Przebojowo gra intrygantkę, która świetnie zna się nie tylko na męskich sercach i brylowaniu w towarzystwie, ale też na polityce i …roli kobiety w społeczeństwie. Nie ustępują jej kroku także inni aktorzy, a finalny monolog Wojtka Piekarskiego porusza na wskroś. I nie przeszkadza nawet to, że niekiedy Janusz Guttner musi wesprzeć się atrybutem narratora – brulion, z którego aktor czyta kolejne 13-zgłoskowe wersy posłuży mu także za… parasol.
Współczesne kostiumy grają w parze z przekoloryzowanymi rekwizytami z epoki, które przypominają o komicznym charakterze sztuki. Dekoracje są skromne, ale symboliczne. Bo jest i sekretarzyk z epoki, którym Telimena trzyma swoje skarby, i okno, przez które Tadeusz podgląda Zosię, i jakże polskie czerwone maki zawieszone pod sufitem. Dla stałych bywalców POSK-u zaskoczeniem może być też, jak odpowiednie operowanie światłem i dźwiękiem może wydobyć możliwości sceniczne Sali Teatralnej. Muzyka Wojciecha Kilara dopełnia kompozycji i wprowadza w nastrój ostatniego zajazdu na Litwie.
Reasumując, „Pan Tadeusz. Remix” jest mistrzowsko wyreżyserowaną, dobrze wyprodukowaną i zagraną pełnowartościową komedią. Lekka i przyjemna rozrywka na sobotnio-niedzielny wieczór.
„Ależ to epopeja narodowa! – oburzy się ktoś, wstając z krzesła. – Tu sobie żarty stroją.” Jednak czy to nie taki właśnie cel przyświecał wieszczowi? Aby naród w skrzywionym zwierciadle zobaczył swoje przywary i problemy?
Ale co najważniejsze: „Pan Tadeusz. Remix” nie jest już kameralnym czytaniem poezji, co mogłaby sugerować dawna nazwa grupy – „scena poetycka”. W skład kolektywu pod nowym szyldem „Polska Scena Londyn” obok zawodowych aktorów i producentów wchodzą specjaliści ds. public relations i teatrolodzy, tworzący z umiłowania muzy rozrywkę na poziomie, którego nie powstydziłby się niejeden teatr w Polsce czy w Anglii. I utrzymania tego poziomu trzeba Scenie życzyć.
Londyńska widownia rozpieszczona wielkobudżetowymi produkcjami na West Endzie, może kręcić nosem, że dekoracje i kostiumy są prowizoryczne, że technika miejscami zawodziła, że aktorów tylko sześciu. Ale tu przede wszystkim chodzi o aktorską ekspresję, reżyserski kunszt oraz o treść i przesłanie epopei, którą zwinnie na drugą stronę wywrócił scenarzysta.
W antycznych komediach było tylko trzech aktorów. I nikt nie narzekał.
Magdalena Grzymkowska
Więcej zdjęć i komentarzy na temat spektaklu w najnowszym „Tygodniu Polskim”
B. Hamilton
Swietny artykul Magdaleno ! Zakuje, ze nie widzialam przedstawienia ale mam nadzueje, ze wystawimy w Ognisku wkrotce. Gratuluje .