– Mieze-mieze! – usłyszałem. Hmmm, dziwne, czyżbym się przesłyszał? – Mieze-mieze! – wyraźnie ktoś wołał w języku obcym. Mocno, szorstko, ale z przyjazną nutką w głosie.
Tak, z naprzeciwka szły trzy panie, będące w wieku mocno dojrzałym. To niemieckie emerytki wołały do gromadki kotów szwendających po zimowym ogrodzie. Akcja rozgrywała się u nas, w Polsce, zaledwie kilka dni temu, kiedy jeszcze wszędzie leżał śnieg i panowały mocno ujemne temperatury.
Kociaki bardzo chętnie podeszły do spacerowiczek, łasiły się, wyprężały grzbiety i ogony, a nawet mruczały coś w swoim kocim języku. Nie takie one głupie, rozumieją nie tylko nasze „kici-kici”, ale i niemieckie „mieze-mieze!”. To znaczy, że koty też bywają poliglotami-pomyślałem z dumą o krajowych mruczkach. Niemki odwzajemniały zwierzętom przyjazne gesty, drapały i wygadywały coś tam po swojemu. Ale piękna przyjaźń… W pewnej chwili jeden mruczek oddzielił się od pozostałych, podszedł do samochodu, którym przyjechały Niemki, podniósł ogon i… oznakował granice swojego terytorium, czyli mówiąc wprost – obsikał przedni zderzak białego Forda Mondeo. Tego było za wiele! Któraś z Niemek natychmiast zaczęła wykrzykiwać w jego stronę: – Weg, weg! – i zrobiło się nieprzyjemnie.
Grymas na twarzy i złowieszcze machanie rękami spłoszyłoby nawet Sfinksa spod egipskiej piramidy a co dopiero poczciwego kociaka. Biedak zwiewał do domu, myśląc zapewne o jakże kruchej przyjaźni polsko-niemieckiej…
Kto wie, co jeszcze kołacze się w głowie takiego mruczka? Może napisze skargę za niehumanitarne potraktowanie do Trybunału Sprawiedliwości w Strasburgu? Albo poruszy sprawę na forum ONZ? Być może zwoła z kolegami i koleżankami koci sejmik, na którym zapadnie decyzja o ogłoszeniu sankcji gospodarczych wobec naszego sąsiada z Zachodu? No bo kto to widział, żeby pogonić kota kotu i to z tak błahej przyczyny. Przecież każdy musi się kiedyś wysikać, a że w pobliżu stał akurat samochód tej Niemki? Przewrażliwiona baba… Może i przewrażliwiona, ale też jest to dowód na ostateczny upadek systemu tak zwanej wspólnej Europy. Znacie ten slogan: żadnych paszportów, żadnych kontroli, wszyscy się kochamy, wzajemnie odwiedzamy i szanujemy.
Nie ma już złudzeń, polski kot nie ma prawa – nawet będąc we własnym domu! – nasikać na niemiecki samochód, a deklarowana przyjaźń okazuje się pustym frazesem. Liczy się tylko czysty (dosłownie) interes, za nic są czyjeś prawa, potrzeby, oczekiwania. Kompletne Scheisse… Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby kotek został wcześniej adoptowany w ramach zacieśniania przyjaźni przez jakąś Niemkę. Po takim zachowaniu pewne zapakowałaby go do paczki i odesłała pocztą do Polski z załączoną karteczką zawierającą kilka obraźliwych epitetów.
Wiecie co, kilka dni temu usłyszałem historię, która właściwie mnie nie zdziwiła, tylko potwierdziła przekonanie o krachu wspólnej Europy. Otóż naukowcy zbadali zachowania grupy ptaków. Kilkudziesięciu bocianom założyli nadajniki i badali ich wędrówki. Okazało się, że nie ma żadnych wędrówek!
Ptaki, a przynajmniej część z nich, nie latają już do Afryki na zimowiska, wolą siedzieć w domu. Naukowcy twierdzą, że to ze zwykłej wygody. Bo po co się męczyć, jeśli w domu zawsze znajdzie się coś do jedzenia, a jak zabraknie, to dobrzy ludzie (ale nie Niemcy, o nie, na to nie liczcie) podrzucą coś do żarcia.
Myślę, że powód zaniechania wędrówek jest bardziej prozaiczny: ptaki boją się latać za granicę, bo zawsze znajdzie się jakiś nacjonalista, który zaprotestuje przeciwko wizycie nieproszonych imigrantów, którzy nie tylko srają z góry na wszystko, ale i wydziobują NASZYM PTAKOM nasze ziarno.
Skrzydlate głupie nie są, prasę i internet czytają i nie chcą zadzierać z różnymi frontami narodowymi, które mnożą się jak króliki we wszystkich krajach tak zwanej wspólnej Europy.
Pisałem dziś trochę jak Ezop, niby o zwierzętach a faktycznie o ludziach, trochę na żarty a trochę serio. Ale wiecie jak to jest w życiu: zwierzęta wcale nie są głupie i dużo wcześniej od ludzi przeczuwają nadchodzące zmiany w świecie przyrody.
Andrzej Kisiel