W dawnych czasach matki radziły córkom, które chciały zdobyć wymarzonego mężczyznę: „Pamiętaj, najkrótsza droga do serca prowadzi przez żołądek”. Polscy aktorzy mieszkający w Londynie doszli przed ponad 10 laty do wniosku, że do serc publiczności najprostsza droga prowadzi przez poezję.
Polski teatr działał w Londynie od niepamiętnych czasów, to znaczy od czasu, gdy nad Tamizą osiedlili się w większej liczbie Polacy, a o POSK-u nikomu się nawet nie śniło. Z jakąż nostalgią wspominam tamte czasy, gdy kilka razy do roku szło się do POSK-owego teatru na prawdziwie profesjonalne sztuki, czasem tworzone od początku przez twórców emigracyjnych, jak choćby „Wyjątkowe pozwolenie na pobyt”, a także spektakle wyreżyserowane przez gości zaproszonych z Polski. Do Londynu przyjeżdżali chętnie twórcy tej miary, co Barbara Fijewska, czy Jan Englert. Dodajmy do tego spektakle w Ognisku Polskim. Gdy przyjechałam do Londynu, Marian Hemar już od dawna nie żył, ale Ognisko i tamta, niewielka scenka, dalej tętniła życiem.
Wydawało się, że epoka świetności teatru emigracyjnego minęła, że zamarł na zawsze, że taniej i łatwiej jest sprowadzić spektakle z Polski, a jeszcze lepiej – kabaret. „Ognisko” cudem nie przeszło do historii (tam też odradza się teatr emigracyjny), a teatr w POSK-u nie stał się tylko sceną do wynajęcia. Odrodzenie polskiego teatru emigracyjnego w Londynie to w dużym stopniu zasługa Sceny Poetyckiej. Do „starej gwardii” dość szybko dołączyli młodzi aktorzy z najnowszej, poakcesyjnej emigracji. Formuła zwykłego czytania poezji stała się dla nich zbyt skromna. Zaczęły powstawać mini-spektakle, które znakomicie nadawały się do ograniczonej przestrzeni i specyficznych, bardzo nieteatralnych warunków Jazz Caffé. Wreszcie przyszedł czas na dużą scenę. I te wielkie produkcje wziął pod swe skrzydła zarząd POSK-u. Własnych teatralnych produkcji, a więc prawdziwego teatru, potrzebowali zarówno aktorzy, jak i publiczność. Mam na myśli tych prawdziwych aktorów, którzy scenę mają we krwi i bez teatru żyć nie potrafią i tę publiczność, która szuka w teatrze czegoś więcej niż okazji do śmiechu.
W 2014 r. w felietonie zatytułowanym „Nie tylko poezja”, mówiącym o działalności Sceny Poetyckiej, pisałam: „Spektakle przygotowywane przez Helenę Kaut-Howson, ale także przez innych członków zespołu, mają szczególny charakter. To nie jest teatr tradycyjny. Wiele w nich działań specyficznie teatralnych, a często obok poezji znaleźć tam można elementy rodem z dobrej marki kabaretu. Takimi kabaretowymi spektaklami były między innymi „Gęś nadziewana”, oparta na życiu i twórczości Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, „Polish specialities, czyli perły PRLu”, gdzie wykorzystano modne w różnych okresach przeboje PRL-owskie, którymi publiczność była karmiona przez decydentów, oraz „Wariatka jeszcze tańczy”, program poetycko-muzyczny, mówiący o życiu i twórczości Agnieszki Osieckiej. To spektakle na dużą skalę, których nie powstydziłyby się renomowane teatry w Polsce. Teatr POSKu wydaje się wręcz za mały.”
I nie pomyliłam się, że prawdziwym powołaniem aktorów Sceny Poetyckiej jest prawdziwy teatr. Po spektaklu „Pan Tadeusz”, którego na nowo zmiksował Wojciech Piekarski (świetny scenariusz i reżyseria) Helena Kaut-Howson pełniąca opiekę artystyczną nad zespołem, ogłosiła zmianę nazwy. Otóż obecnie zespół będzie nosił nazwę Scena Polska Londyn. Uzasadniała to w następujący sposób: „Scena Poetycka zawsze miała swe korzenie w teatrze, gdyż zarówno zespół aktorski jak i ekipa realizatorska pracowali ze mną razem przez lata w Teatrze Nowym, jak również współpracowali z Teatrem ZASPU. Nasze kwalifikacje, doświadczenie i styl przedstawień mają charakter teatralny. Muzyka i poezja odgrywa zawsze dużą rolę w naszych spektaklach, ale forma jaką się posługujemy, czy jest to sztuka dramatyczna, kabaret poetycko-muzyczny, czy autorskie scenariusze oparte na twórczości wybranego poety, mają zawsze charakter teatralny.”
Bez zmiany pozostają założenia zespołu, który w większości przypadków tworzy własne scenariusze. Przygotowując kolejne spektakle, stara się – jak czytam w programie wydanym przy okazji spektaklu „Pan Tadeusz ReMix 2016” – „umożliwić Polakom przebywającym poza Ojczyzną kontakt z pięknym polskim słowem, stworzyć magiczne miejsce, w którym można w skupieniu i z dala od codziennej rzeczywistości wysłuchać ważnych myśli i znaczeń”. To często w zabawnej formie podejmowanie zasadniczych tematów, takich jak nasze cechy narodowe. Choćby w „Panu Tadeuszu”, który miał służyć „pokrzepieniu serc”, ale obnaża negatywne cechy Polaków, pozostając w tym sensie utworem jak najbardziej współczesnym.
Już w marcu będzie można zobaczyć sztukę Magdaleny Fertacz „Trash Story”. To opowieść o przeszłości, z którą trudno się rozliczyć i nie można o niej zapomnieć. Dla Polskiej Sceny będzie to powrót do jednego z nurtów działalności, czyli prezentacji współczesnych polskich przedsięwzięć teatralnych (wcześniej przedstawiono londyńskiej publiczności Doroty Masłowskiej „Między nami jest dobrze” i Maliny Prześlugi „Dziób w dziób”). Później planowane są spektakle oparte na życiu i twórczości wielkich polskich poetów, Juliana Tuwima „Groch z kapustą” (maj) i Tadeusza Różewicza, Ocalony” (czerwiec), a na jesieni czeka nas kolejny Remix, tym razem w oparciu o „Wesele” Stanisława Wyspiańskiego. Czyli mieszanka różnorodnych teatralnych przedsięwzięć, także opartych o poezję. Bo teatr, choć może obyć się bez poezji i poezja bez teatru, ale wspaniale ze sobą współgrają.
Katarzyna Bzowska