George Orwell w wydanej w 1937 r. książce „Droga na molo w Wigan” przewidywał, że Wielka Brytania, gdy straci swoje imperium, stanie się zimną, mało ważną małą wyspą, której mieszkańcy muszą ciężko pracować, a żywią się głównie kartoflami i śledziami. Orwell pomylił się. Oddziaływanie Wielkiej Brytanii na świat wcale nie zmniejszyło się, choć nie ma wymiaru politycznego i przemysłowego.
Danny Boyle, twórca wspaniałej prezentacji brytyjskiej historii podczas otwarcia Mistrzostw Olimpijskich w Londynie w 2012 r. przedstawił Wielką Brytanię nie tylko jako kolebkę wynalazców, twórców rewolucji przemysłowej, ale przede wszystkim jako miejsce skąd pochodzi wielu popularnych na świecie artystów – pisarzy, aktorów, muzyków, twórców filmowych i telewizyjnych. Żaden kraj nie sprzedaje tak wielu licencji na programy telewizyjne jak Wielka Brytania. Sherlock Holmes oglądany jest w ponad 200 krajach świata, Downton Abbey – w ponad 250. Także popularna literatura brytyjska cieszy się powodzeniem na całym świecie. Wystarczy przejrzeć książki na półkach supermarketów w miejscowościach nadmorskich Hiszpanii czy Włoch – większość znajdujących się tam tytułów to tłumaczenia z angielskiego. Obok wciąż popularnych kryminałów Agaty Christie (najczęściej wydawane, po Biblii i Szekspirze, są na całym świecie książki jej autorstwa) znaleźć tam romanse autorstwa Catherine Cookson, Jane Austen, „Dzienniki Bridget Jones” autorstwa Helen Fielding i wiele innych książek przetłumaczonych z angielskiego. „Harry Potter” to najpopularniejsza książka dla dzieci i młodzieży, której autorka J K Rowling dorobiła się na niej fortuny. Tylko trochę mniej popularny jest Kubuś Puchatek, czy Piotruś Pan. „The Archers” to najdłużej nadawana na świecie radiowa „opera mydlana”, a „Coronation Street” – najdłużej nadawany serial telewizyjny, 007 to najpopularniejszy agent służb specjalnych, a „Doctor Who” to najdłużej nadawany serial typu fantastyki naukowej.
No, a brytyjska muzyka popularna, to prawdziwy fenomen. Zdaniem XIX-wiecznego niemieckiego poety Heinricha Heinego, „nie ma nic na świecie gorszego niż angielska muzyka, z wyjątkiem angielskiego malarstwa”. Od początku lat 60. XX wieku to właśnie angielska muzyka zdominowała świat. Płyty Beatlesów, w 45 lat po rozwiązaniu się zespołu, nadal są jednymi z najlepiej sprzedających się na świecie. Zespoły niemieckie, hiszpańskie, portugalskie czy polskie raczej naśladują popularną muzykę brytyjską niż tworzą własną, oryginalną.
Oczywiście, w tej popularności kultury brytyjskiej ogromną rolę odgrywa sprawa języka. Angielski stał się współczesną łaciną, którą porozumiewają się ludzie na całym świecie. Nikt już nie marzy o stworzeniu ponadnarodowego języka typu esperanto. Zastąpił to angielski. Anglojęzyczna Ameryka, dawne brytyjskie kolonie sprzyjają temu, by brytyjska kultura docierała tam łatwiej niż inna.
Także we współczesnych sztukach plastycznych Londyn stał się centrum promieniującym na cały świat. Sztuka Pop-Artu, kojarzona ze Stanami Zjednoczonymi, narodziła się w Wielkiej Brytanii. Jej początki sięgają londyńskiej Independent Group, której twórcy w połowie lat 50. XX wieku w sposób eklektyczny, mieszając różnych gatunki sztuki, tworzyli kompozycji z przedmiotów codziennego użytku. Często ich prace były protestem przeciwko miejskiej cywilizacji. Pop-art, wyśmiewany i pogardzany przez wielu krytyków sztuki, zagościł na stałe w galeriach. O jego roli w świecie przypomina niedawno zamknięta wystawa w Tate Modern „The World Goes Pop”. Zaczyna ją dzieło polskiego twórcy Jerzego Zielińskiego – ogromny czerwony język wychodzący z obrazu na podłogę, do której jest przybity wielkim gwoździem. Nie trudno zrozumieć tej pracy jako protestu przeciwko wszechpanującej cenzurze.
Kultura popularna towarzyszyła ludziom od zawsze. W cesarstwie rzymskim była dostarczycielką „chleba i igrzysk„, w średniowieczu popularne były widowiska jarmarczne. Te wydarzenia gromadziły tysięcy widzów, ale umasowienie w dzisiejszym tego słowa rozumieniu z uwagi na brak środków technicznych nie było możliwe. Aż do wieku XX jedynym dostępnym i przystępnym nośnikiem kultury była książka, a z czasem gazeta. Nic dziwnego, że kultura powszechna rozwinęła się właśnie w Wielkiej Brytanii, która jako pierwsza na świecie dokonała postępu technicznego i zajęła się upowszechnianiem szkolnictwa na chociaż podstawowym poziomie.
Kultury popularna wiąże się nie tylko z powstaniem technicznych możliwości reprodukcji, takimi jak radio, film, telewizja, a później komputery osobiste i sieć internetowa, dostępna także przez telefony komórkowe, ale również z przemianami wzorów życia gospodarczego. Logika gospodarki rynkowej wymusza na artystach konieczność pozyskania szerszej rzeszy odbiorców, a co za tym idzie dostosowania się do gustu nieelitarnego odbiorcy. Można się na to obrażać, psioczyć na dominację kultury masowej nad „prawdziwą sztuką”, ale to niczego nie zmieni.
Piszę o tej szczególnej pozycji brytyjskiej kultury we współczesnym świecie w kontekście dyskusji o pozycji Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej. Wniosek z tych moich, bardzo uproszczonych rozważań ze względu na formę i rozmiary felietonu, jest jeden: kulturalna pozycja brytyjskiego imperium nie zostanie zachwiana, nawet jeśli Wielka Brytania znajdzie się poza Unią.
Julita Kin