Brazylijskie favelas, obok argentyńskich villas miserias są już osnute wieloma legendarnymi opowieściami. Niektóre z nich mają nawet zasięg międzynarodowy. Spektakularny sukces brazylijsko-francuskiej produkcji filmowej z 2002 roku odbił się szerokim echem na całym świecie. Historia dwóch przyjaciół, którzy dorastają w brazylijskim półświatku i dwie odrębne drogi życiowe, które wybierają; pokazują nam skomplikowaną rzeczywistość ludzi z faweli. Z jednej strony przemoc i świat przestępczy, a z drugiej wrażliwość i chęć wyjścia poza ten krąg. Fawele z kinowego ekranu ociekają krwią i brutalnością, a w lutowym słońcu końca południowoamerykańskiego lata, zachwycają barwą i intensywnością życia.
Przez okno, szarego samochodu Padre Roberta, migają uśmiechnięte twarze ludzi w każdym wieku. Szczególnie przykuwają wzrok dziecięce. Panuje zgiełk i ruch. Chłopcy grają na ulicy w piłkę. Dziewczynki im dopingują. Ktoś przejeżdża rowerem. Ktoś po prostu biegnie przed siebie. Zaparkowane samochody w zadaszonych konstrukcjach bez ścian. Motory zwinnie przeciskające się przez wąskie pełne dziur i wybojów ulice. Góry plastikowych śmieci usypane gdziekolwiek. Maleńkie bary obwieszczające konkurencyjne ceny. Sklepiki ze wszystkim. Kolory w najróżniejszych odcieniach świata. Gwar życia, przyjemny dla ucha. Niby nic przerażającego, a jednak slumsy. Brazylijskie dzielnice nędzy, jak tłumaczy się ten termin, zamieszkuje około 6 procent ludności tego kraju. W samym Rio na 12 milionów ludzi, ponad połowa mieszka na terenie 1000 faweli, większych i mniejszych. Na pozór malownicze – domy z kartonu, dykty, blachy, kawałków drewna, elementów znalezionych na śmietnikach, bądź pozyskanych ze starych domów. Budowane jeden za drugim, choć ma się wrażenie, że jeden na drugim. Prowizoryczne domy oficjalnie są pozbawione elektryczności, bieżącej wody i kanalizacji. Elektryczność w oczywisty sposób jest zorganizowana z ulicznych latarni, woda z górskich źródeł doprowadzona rurami do zbiorników na dachach domostw, a kanalizację zastępują rowy odprowadzające nieczystości na ulice lub do pobliskiej rzeki. Każda z faweli jest zorganizowana na wzór miasta. Jest główna ulica, wokół której koncentrują się wszystkie punkty usługowe. Mieszkańcy faweli mają bardzo utrudniony dostęp do opieki socjalnej, zdrowotnej i prawnej. Na swoim terenie lokalne gangi „troszczą się” o obywateli. Obowiązek szkolny niekoniecznie ma zastosowanie wśród młodych mieszkańców tej dzielnicy. Życia, czy raczej sztuki przeżycia, muszą się uczyć w brutalnym świecie ulicy, nieopracowanym w podręcznikach szkolnych.
Początki brazylijskich faweli sięgają lat 90. XIX wieku i łączą się nie tylko z historią wyzwolonych niewolników, ale z epopeją weteranów wojennych pozbawionych środków do życia. Na skutek wewnętrznego konfliktu zbrojnego nazwanego od wzgórz miasta Canudos; 20 tysięcy byłych żołnierzy przywędrowało ze środkowo-wschodniej części Brazylii, stanu Bahia do ówczesnej stolicy kraju Rio de Janeiro. Osiedlili się na obrzeżach miasta. Dwadzieścia kilka lat później nasilające się fale migracyjne z ubogich terenów wiejskich licznie zasiliły dzielnice brazylijskiej biedoty. Do lat 40. XX wieku temat wzgórz porosłych fawelami, oficjalnie nie istniał. Brazylijskie slumsy – które swą nawę zawdzięczają podrażniającemu skórę, drzewu z rodziny wilczomleczowatych, autochtonicznej roślinie z Bahia, licznie porastającej tamtejsze wzgórza, zostały dopuszczone do opinii publicznej dopiero podczas silnej urbanizacji Brazylii w XX wieku.
Lata 80. przyniosły głębokie zmiany polityczne i społeczne w kraju. Z jednej strony zwróciły uwagę państwa w kierunku biedniejszej części mieszkańców. Z drugiej natomiast, wyszły naprzeciw zmianom zachodzącym na całym świecie. Wzrost zapotrzebowania na rynku narkotykowym, sprowokował fawele do objęcia wpływami świata przestępczego. Kolejne grupy zorganizowane (gangi), objęły kontrolą nad nim, szczególnie tranzyt kokainy do Europy. Demoralizacja, alarmujący wzrost przestępczości wśród nieletnich, porachunki między gangami sprowadziły wartość życia ludzkiego do bardzo niskiego pułapu. „Jutro” dla mieszkańców faweli było zbyt niepewnym, odległym punktem. Najważniejsze stało się, to co tu i teraz. Średnia granica wieku sprowadzona została do zastraszającej cyfry 20. Rządowe programy pomocy i reakcja ze strony władz porządkowych nie mogły opanować sytuacji. Wielkim oparciem i nadzieją dla młodzieży stała się praca organizacji charytatywnych o zasięgu społeczno-religijnym. Kościół rzymsko-katolicki, obok protestanckiego i szeregu różnych odmian sekt, zajął poczytne miejsce w życiu mieszkańców slumsów. Nadano na nowo sens wartości życia, który zakiełkował w młodocianych mieszkańcach faweli, dając nadzieję matkom na przyszłość dla ich dzieci.
Ksiądz Robert Chrząszcz przyjechał 10 lat temu z Krakowa. Najpierw w odwiedziny do kolegi, a później… Po prostu został. Objął probostwo w 50 tysięcznej parafii p.w. św. Łucji na sławetnych wzgórzach Rio de Janeiro. Wybudował kościół na terenie, który w równy sposób należy do 50 różnych odmian wyznań, gdzie obok kościołów stoją zbory i miejsca spotkań wszelkich sekt. Zamieszkał w sercu faweli. Jest poważany i szanowany przez lokalnych mieszkańców, bez względu na wyznanie. Droga krzyżowa i misterium męki Pańskiej, którą organizuje na terenie swojej parafii, czyli w slumsach, gromadzi od 200 do 4000 osób.
Na pytanie czy jest tutaj bezpiecznie, odpowiada spokojnie, że problem zabłąkanych kul, od których tracili życie przypadkowi mieszkańcy przy gangsterskich porachunkach, już został zażegnany. Mówi także, że zasadniczo o tym kto zginął, dowiaduje się w niedzielę po mszy. Czy jest bezpiecznie? To są fawele, tutaj słowo bezpiecznie nie ma zastosowania.
Padre Robert od jakiegoś czasu jest zapraszany do odwiedzin swoich parafian w domu, na wzór polskiej kolędy. Niesie nadzieję i buduje sens słowa „jutro”. Pracuje na misjach, czyli jest ze swoimi parafianami, dzieli rzeczywistość dnia powszedniego lokalnych mieszkańców.
Dobrze znany szary samochód Padre Roberta swobodnie przejeżdża ulicami faweli. Ktoś się uśmiecha. Ktoś macha ręką, inny zatrzymuje. Ktoś jeszcze skłania głowę w geście powitania. Można robić zdjęcia. Padre Robert pokazuje swoim gościom prawdziwe oblicze Brazylii, nie robi sensacji z ubóstwa tych ludzi. Można robić zdjęcia. Dokument życia w fawelach.
Słońce powoli zachodzi, kryje się za górą Chrystusa, który i tak stoi tyłem do mieszkańców faweli, czy aby napewno tyłem? To zależy skąd na to patrzymy. Skrajna bieda faweli doskonale współgra z bogactwem mieszkańców dzielnic willowych miasta, przecież to kraj kontrastów.
Niedzielna msza święta w parafii Łucji zapełnia wnętrze kościoła. Jest gwarno. Wielu czynnie uczestniczy w nabożeństwie. Po mszy jest spotkanie w salkach przy kościele, można coś zjeść. Obsługują to lokalni wolontariusze. Postać Padre Roberta przechadza się pomiędzy swoimi parafianami. Jest z nimi. Tutaj ciągle się coś dzieje. Parafia żyje, jest częścią rzeczywistości swoich parafian. Gromadzi różne grupy modlitewne, ale także służy jako sala lekcyjna. Tutaj mieszkańcy faweli, uczą się obsługi komputera, są prowadzone kursy szycia na maszynach, przyrządzania ciast i potraw na okolicznościowe wydarzenia. Ciężko nazywać te spotkania kursami podwyższania kwalifikacji, ale to zawsze jakaś szansa na znalezienie pracy. Prowadzone są także warsztaty teatralna i zajęcia z gimnastyki artystycznej. Dużą popularnością cieszy się maraton św. Łucji, który gromadzi rokrocznie 300-500 biegaczy. Ojciec Robert ma różne pomysły. Ostatnio namówił piekarnię, która wypieka hostie i komunikanty, aby przygotowała opłatki na święta Bożego Narodzenia. Ten piękny polski zwyczaj brazylijscy parafianie chętnie przyjęli, może trochę dlatego, że to ważna część tradycji kraju ich Padre? Szacunek to trudne słowo w tutejszych warunkach, ale Padre szanuje fawele. Mówi, że bieda tych ludzi nie usprawiedliwia bylejakości. Mają prawo do estetyki, na miarę tutejszych warunków i jest ona możliwa. Kościół jest schludny i czysty. Na stołach w czasie podawania posiłków leżą obrusy. Zadbane kwiaty rosną w kościele i wokół.
Parafia to część faweli, to lepsza przyszłość faweli.
Wszystkich, którzy są zainteresowani wsparciem pracy misyjnej ks. Roberta Chrząszcza odsyłam na stronę: http://www.misje.diecezja-krakow.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=29:brazylia&catid=35:brazylia&Itemid=17
Jadwiga Kowalska
pajuj
Aż miło czytać. Radość mnie rozpiera jak widzę pracę misyjną takich właśnie księży, jak ks. Robert. Pracę w favelach, w niebezpiecznych dzielnicach, z głodnymi czasem dziećmi. Jestem dumny, że ktoś taki dawał mi ślub 🙂