Odznaka Honorowa Bene Merito przyznawana jest obywatelom polskim oraz państw obcych za ich działalność wzmacniającą pozycję Polski na arenie międzynarodowej. Do grona ludzi „dobrej zasługi” czy „słusznej nagrody” dołączyła właśnie malarka Barbara Kaczmarowska Hamilton.
1. Nasze pierwsze spotkanie poza jej studiem miało miejsce na Mayfair w galerii Partridge Fine Arts, gdzie właśnie pokazywała swoje portrety. O prestiżu tego miejsca przy New Bond Street nie trzeba nikogo przekonywać. Galerię odwiedzają miłośnicy sztuki z całego świata. Dobrze pamiętam dżentelmena w pierwszorzędnie skrojonym błękitnym garniturze, który przerwał nam rozmowę uprzejmie oznajmiając lekko wyniosłym tonem, że jest z Kataru i podobają mu się obrazy, że sam nigdy jeszcze nie był malowany, ale chciałby, tyle że wraca dziś prywatnym odrzutowcem do domu, więc może następnym razem…
– Kiedyś miałam wystawę, o której w „Country Life” ukazała się wzmianka wraz z reprodukcją mojego portretu księcia Vasilchikova – ciągnęła opowieść malarka po wyjściu Katarczyka. – Ta reprodukcja zainteresowała bliskiego znajomego księcia, który zdecydował się zobaczyć całą wystawę. Ów znajomy to Michael of Kent, a zamówienie stało się pierwszym portretem członków rodziny królewskiej. Księciu Kentu tak podobał się portret, że wydrukował go na kartce świątecznej i rozesłał znajomym z życzeniami na nadchodzący rok. To było w 1991 r. Od tego czasu łatwiej o zamówienia…
– Zazwyczaj czuję pewien obowiązek, by portretować osoby w taki sposób, jaki chciałyby siebie widzieć. Moja natura podpowiada mi, by akcentować nie charakterystyczne, ale ładniejsze strony portretowanej osoby. Robię to niejako automatycznie – mówiła artystka.
Kiedy więc w odpowiedzi przypomniałem morał bajki Krasickiego pt. „Malarze”: Piotr malował podobne, Jan piękniejsze twarze…?, malarka odpowiedziała z ciętą lekkością: – Nie widzę tego w taki sposób. Po prostu uważam, że mam zobowiązania wobec malowanych postaci. Jeśli ktoś ma kłopotliwie duży nos, to nie rysuję profilu! Znajduję inny sposób, ustawiam portretowanego tak, by na obrazie dało się pewne defekty nieco ukryć…
Czy moje portrety sprawiają wrażenie nadmiernie „ugrzecznionych” i „wygładzonych”? A zastanawiasz się, jacy są portretowani przeze mnie ludzie? – spytała Basia.
2. „Polski drugim językiem na Wyspach” – ten krzykliwy tytuł z czołówek gazet poprawia niektórym samopoczucie, ale fakt jest taki, że angielski uznało ojczystym 92 procent mieszkańców Anglii i Walii. My jesteśmy pierwsi, ale tylko …w gronie 8 procent, a to już nie brzmi tak atrakcyjnie.
Z atrakcyjnością polonijnego środowiska nie jest wszak najlepiej. Zabrakło w ostatnich czasach wielkich, jednoczących zagadnień, stąd postępująca polaryzacja. Jesteśmy dziś gorzej zorganizowani i bardziej zróżnicowani niż pokolenie żołnierskie w swoich najlepszych latach.
To zrozumiałe, że z ubytkiem ludzi i przetasowaniem wartości tamto życie kulturalne w naturalny sposób ginęło: przestały wychodzić pisma, zniknęły wydawnictwa, pozamykały się polskie domy, kluby i galerie. Zabrakło ludzi do kontynuacji w drugim pokoleniu. Więc to i tamto się zmniejszało i z czasem likwidowało albo szło w obce ręce. Z tym większym respektem należy odnosić się do działań, których autorzy nie chcą dzielić losów z przeszłości.
Mowa o Ognisku. Ku uciesze środowiska – potencjalnych klubowiczów – ten najstarszy towarzyski klub polski w Anglii przeszedł ostatnio z jesieni życia w fazę wiosennego rozkwitu. To cenny kapitał. Mierzony zaufaniem ludzi. Wciąż w zasięgu ręki. Nie musi to być ręka malarki – Barbary Kaczmarowskiej Hamilton. Ale bez Basi nie ma dziś Ogniska. Nie ma klimatu odnowy, ufności, ponownego zauroczenia miejscem.
Fakt, że Basia lepiej czuje się przed sztalugami niż w roli prezesa, nie zmienia postaci rzeczy. To ona jest dziś twarzą Ogniska i dla dobra sprawy musi nią pozostać. Inaczej twarz stracą wszyscy ci, którzy powierzyli jej przywództwo w maju zeszłego roku. I będą musieli odejść.
Awantura o Basię minie. A Polonia brytyjska i tak będzie się miała dobrze. Wszak językowo jesteśmy potęgą na Wyspach…
3. Kiedy malarka Barbara Kaczmarowska Hamilton dała znak, że portretuje Borisa Johnsona, uśmiechnąłem się z sympatią i zaraz poprosiłem ją mailowo, by to zadowolenie stało się doświadczeniem powszechnym – przynajmniej dla tych, którzy sięgają po „Tydzień Polski”. Wskoczyła więc nasza artystka wraz z burmistrzem Londynu nie tylko „na piątkę”, ale i na czołówkę lipcowego „TP”. Ku pokrzepieniu serc.
Boris dobrze wie, że Polacy to szara strefa. Nie ma po co o nich zabiegać, bo nie chodzą na wybory. Żadnego tu nie da się ubić interesu. Polacy i ich liderzy to są szelki, czyli nic. Dlatego Boris na tamtym zdjęciu nie ściskał dłoni prezesa Zjednoczenia Polskiego w WB.
Zamiast tego z pierwszej strony krzepiła nasze serca urocza portrecistka, która w mistrzowski sposób rozpoznaje kompleksy polonijnego środowiska. Oraz maluje pięknie.
Jarosław Koźmiński