To się robi migusiem”, „Zmień kraj, idź na wybory”, „No vote, no voice”’, „Voting cost nothing. Not voting does”, „Tu voto cuenta”, „Vite, vite! Vote, vote!” – ponieważ absencja wyborcza jest problemem globalnym, specjaliści ds. kampanii społecznych na całym świecie prześcigają się w sloganach zachęcających do głosowania.
Niekiedy wykorzystują w tym celu bardzo kontrowersyjne, emocjonalne przekazy, jak było w przypadku spotu reklamowego Ligi Młodych Szwedzkiej Socjaldemokracji (SSU Sveriges Socialdemokratiska Ungdomsförbund). „Nigdy nie zapominaj głosować”, apelował Rainer Höss, wnuk Rudolfa Hössa, komendanta KL Auschwitz. „ Historia się powtórzy, jeśli zapomnimy. Boję się, że to właśnie się dzieje” – mówił bohater kampanii zorganizowanej przed wyborami w 2014 roku. Miała na celu zmobilizować społeczeństwo do głosowania, aby zbalansować głosy skrajnej prawicy, i odbiła się szerokim echem nie tylko w Szwecji, ale w całej radykalizującej się Europie.
Czasami twórcy posuwają się o krok za daleko. Duński spot „Voteman” miał zachęcać młodych ludzi do głosowania w ostatnich wyborach do Parlamentu Europejskiego. Bohater utrzymanej w konwencji kreskówki reklamy odkrył swoją misję, gdy pewnego razu zapomniał o głosowaniu do PE i utracił możliwość wpływu na swoje otoczenie, np. na regulacje dotyczące zmian klimatycznych, dopłaty dla rolników oraz ilość cynamonu na ulubionych drożdżówkach. Od tego czasu w dość niekonwencjonalny sposób pilnuje, by każdy zagłosował – policzkując, raniąc unijnymi gwiazdkami i wpychając siłą do lokali wyborczych. „Zagłosuj, zanim Voteman cię znajdzie i zmusi do głosowania” – słyszymy w finale spotu. Animacja wzbudziła jednak tak krytyczne głosy, że nadawcy ograniczyli jej emisję.
Kampania „Jesteś u Siebie. Zagłosuj” stawia na proste instrumenty (ulotki, plakaty) i racjonalne argumenty (uniknij kary, decyduj o sprawach w kraju, w którym żyjesz). Organizatorzy nie mają też wielkich możliwości finansowych (nietrafiona duńska kampania kosztowała 200 tys. koron, czyli ok. 20 tys. funtów), a zadanie przed nimi niełatwe. W warunkach ogólnoświatowego trendu spadającej frekwencji wyborczej mają zachęcić Polaków do głosowania nawet nie w swojej ojczyźnie, lecz w kraju zamieszkania. O tym, że udział w wyborach jest obowiązkiem każdego obywatela, uczy się dzieci i młodzież w szkole. Co jednak, gdy nie jest się obywatelem? Wtedy mówi się o prawie do głosowania oraz… prawie do niegłosowania, z którego coraz częściej korzystają Polacy, nie tylko na emigracji, ale też w kraju.
W tym samym czasie co wybory do szkockiego parlamentu, londyńczycy wybiorą nowego burmistrza. W roku 2014 zarejestrowano 104 155 polskich obywateli do udziału w wyborach lokalnych w Londynie, czyli więcej niż półtora procenta wszystkich wyborców w brytyjskiej stolicy. To także szacunkowo 65 proc. wszystkich Polaków mieszkających w mieście. Obecnie, mimo stałego napływu imigrantów z Polski, swój głos chce oddać 7 tysięcy Polaków mniej (ok. 6,5% w stosunku do roku 2014). Co prawda rejestrować można się do 18 kwietnia, a część rodaków ma już brytyjskie paszporty, z czego może wynikać ten spadek, jednak wciąż jest to niepokojący sygnał.
Jeżeli weźmiemy pod uwagę dodatkowo mizerny, bo 8-procentowy, udział Polaków w brytyjskich związkach zawodowych, to można się zastanowić, czy Polacy na Wyspach rzeczywiście czują się jak „u siebie.” Oczywiście nie ma takich statystyk. Nie wiadomo, ilu z przybyłych do Zjednoczonego Królestwa polskich obywateli nie tylko tu mieszka i pracuje, ale też aktywnie uczestniczy w życiu kulturalnym i społecznym. Sądząc po wielkim popycie na polskie imprezy, nie jest to liczna grupa. A trudno wymagać od publiczności koncertu Kombi rozeznania na scenie politycznej i korzystania czynnego prawa wyborczego (nie mówiąc już o biernym).
Anna Czernecka w „Kondycji współczesnego elektoratu” wymienia kilka grup osób pasywnych wyborczo. Obok wyborców cynicznych i obojętnych, którzy nie głosują z definicji, wśród nich są między innymi jednostki aktywne mechanicznie, które biorą udział w wyborach z powodu tradycji czy przyzwyczajenia, jednostki aktywne sporadycznie, które swoje uczestnictwo uzależniają od sytuacji na scenie politycznej i przekazów w mediach, oraz jednostki odczuwające bezsilność, które nie widzą sensu w uczestnictwie w wyborach ze względu na swoją mało znaczącą pozycję. Wygląda na to, że Polacy na Wyspach stanowią ostatnią grupę.
Dlatego w 2014 roku postawiono na komunikat, że 400 tys. obywateli polskich zamieszkałych w Zjednoczonym Królestwie stanowi potencjalną siłę polityczną, z którą brytyjscy politycy muszą w końcu zacząć się liczyć. W kampanię włączył się szereg inicjatyw „Vote! Głosuj”, „Jesteś u siebie. Zagłosuj!”, a także Zjednoczenie Polskie i media polonijne. Rezultat? Frekwencja grubo poniżej oczekiwań. A spośród ok. 40 działaczy polonijnych (osób polskiego pochodzenia lub obywateli polskich) startujących w wyborach do rad dzielnicowych w Anglii i Irlandii Północnej tylko jednemu udało się uzyskać mandat i to głównie dzięki głosom Anglików. Była to Joanna Dąbrowska, urodzona w Londynie Brytyjka polskiego pochodzenia, od 2006 roku radna Ealingu z listy konserwatystów.
Dlaczego Polacy nie głosują? Na to pytanie starała się odpowiedzieć Małgorzata Radomska w „Biuletynie migracyjnym”. Badaczka z Science-Po w Paryżu wskazuje kilka przyczyn: tymczasowość i ekonomiczny charakter emigracji, niski poziom integracji, brak pełnej akceptacji w społecznościach lokalnych. Ponadto Polacy nie mają jasno określonych poglądów politycznych, ich wiedza na temat systemu politycznego Wielkiej Brytanii jest zbyt mała. Nie pomagają także przekonania wyniesione z kraju dotyczące podziału na prawicę i lewicę, które w warunkach brytyjskich mogą być mylące. Na koniec, Polacy mający ukształtowane poglądy i postawy, głosują na różne partie, co wyklucza możliwość odegrania przez nich większej roli w wyborach. To widać chociażby w rozbieżnych opiniach przedstawicieli polskiej społeczności na temat Brexitu, które od trzech tygodni zbieramy w ramach sondy „Co myślicie o Brexicie” (str. 15).
Biorąc pod uwagę te wszystkie czynniki trudno być optymistą i przewidywać spektakularny sukces kampanii profrekwencyjnych. Patryk Maliński, kandydat na radnego z okręgu Feltham, w ostatnich wyborach przyznaje: „Niełatwo będzie wyeliminować przywiezioną z Polski bierność i nieufność do polityki”. Jednak na szacunek i pełne poparcie zasługuje aktywność wolontariuszy, którym ten temat nie jest obojętny, którzy poświęcają swój wolny czas, aby jak Voteman z duńskiego spotu „wypchnąć” Polaków do wyborów. Tylko konsekwencja i determinacja w działaniu polonijnych liderów może przynieść pozytywną zmianę nad brytyjską urną.
Magdalena Grzymkowska